[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcia³em ju¿ iœæ, ale ojciec upiera³siê, ¿e jeszcze jezdnia musi wyschn¹æ.Matka zamówi³a rum.Potem przez chwilêœpiewa³a razem z m³odymi wagabundami, ale przy czwartej piosence rozp³aka³asiê.Kiedy j¹ spyta³em, dlaczego p³acze, odpowiedzia³a, ¿e w smutny nastrójwprawi³ j¹ tkliwy refren NO KOPNIJ W TO PUD£O.W Pradze ojciec przemoc¹ trzyma³nas przez godzinê w parku, aby matka nie wygl¹da³a na zap³akan¹.Dziadkowipowiedzia³a potem, ¿e Posázavie jest deszczowym krajem, pe³nym oryginalnych,mi³ych ludzi, jednak ona osobiœcie bêdzie je od dziœ uwa¿a³a za czesk¹Syberiê.29 wrzeœnia 1968Dzisiaj po po³udniu przeprowadzaliœmy siê.Za oknami Drábovki by³o mnóstwoobcych ludzi.Matka powiedzia³a, ¿e ci dwaj z firmy od przeprowadzek musz¹ byæchyba pijani, skoro nios¹ jej ³Ã³¿ko na tê oszklon¹ werandê.Ojciec powiedzia³,¿e oskar¿a ich bezpodstawnie, gdy¿ ta weranda bêdzie faktycznie naszymtymczasowym domem.Matka usiad³a w wiklinowym fotelu przed will¹ i stamt¹dmniej wiêcej przez godzinê obserwowa³a fale na rzece.Potem wziê³a mnie za rêkêi powiedzia³a ojcu, ¿e wracamy do Pragi.Ojciec powiedzia³, ¿e zawsze chcia³siê o¿eniæ z dziewczyn¹ na dobre i na z³e, a tymczasem – jak teraz widzi –niew¹tpliwie poœlubi³ dumn¹ ksiê¿niczkê.Co niby dopiero ma robiæ in¿ynierZvára, zauwa¿y³ ojciec, który razem ze sw¹ narzeczon¹ ju¿ trzeci tydzieñmieszka na czarno w elektrycznym transformatorze? Kiedy siê œciemni³o, matkapowiedzia³a mi, ¿e ¿ycie z moim ojcem coraz bardziej przypomina jej zielon¹noc.30 wrzeœnia 1968Weranda oszklona jest z trzech stron.Wczoraj matka krêpowa³a siê, kiedy mia³aprzebraæ siê w pi¿amê.Twierdzi³a, ¿e przez te okna obserwuj¹ j¹ setki oczu.Trochê by³o mi jej ¿al.Po³o¿y³em siê ko³o niej i przytuli³em do jej prochowca.Ojciec czyta³ ksi¹¿ki o szkle.1 paŸdziernika 1968Zacz¹³ siê paŸdziernik.Zapyta³em ojca, co zrobi, kiedy lodowaty wiatr pó³nocnynawieje nam tu trzy czy cztery zaspy – odpar³, ¿e odœnie¿y.Nieraz siêzastanawiam, czy w ogóle jest w stanie byæ dla matki i dla mnie oparciem.Alboczyta o szkle, albo rzeŸbi sobie ozdobne laski.Jednak wykonanie zwyk³ejfujarki, o któr¹ go ju¿ kilka razy uprzejmie prosi³em, jest niew¹tpliwie ponadjego mo¿liwoœci.Pojutrze po raz pierwszy id¹ do pracy, a ja do przedszkola.Metafora to klucz do rzeczywistoœci.Czytam ksi¹¿kê o pisarstwie i pomagammatce.Kiedy chce siê przebraæ, muszê jej z materaców wybudowaæ bunkier.2 paŸdziernika 1968Dzisiaj z ojcem byliœmy nad rzek¹.Powiedzia³, ¿e musi zdobyæ jakieœ drewno dorzeŸbienia.Zapyta³em go, o co mu chodzi z tym drewnem.Odpowiedzia³, ¿e jestto materia³ o wyj¹tkowych w³aœciwoœciach psycho-higienicznych, co podobnotrudno doceniæ w krajach wschodniego bloku.Wieczorem nareszcie zrobi³ mifujarkê.Ale siê naczeka³em!3 paŸdziernika 1968Z wyj¹tkiem pani nauczycielki Hájkovej oraz twarogu z malinami przedszkoleodzwierciedla smutny stan naszego systemu wychowawczego, co im od razupowiedzia³em.Pani nauczycielka Koneèná z oddzia³u maluchów, która przysz³amnie zobaczyæ, powiedzia³a, ¿e bêdê dla przedszkola cennym wk³adem.Siedzê obokJaruški Mackovej.Jest to ca³kiem ³adna, prowincjonalna dziewczynka, aczkolwiekpe³na naiwnych uprzedzeñ wobec metaforycznego sposobu wyra¿ania siê na tematoty³oœci.Matka przynios³a sobie z pracy cztery torby akt.Zagra³em jej napowitanie „Sen mi³oœci”, a ona skoczy³a do mnie i wyrzuci³a mi fujarkê przezokno.Krzycza³em, ¿e wyskoczê za ni¹, lecz matka wyrazi³a w¹tpliwoœæ, czy zewzglêdu na sw¹ oty³oœæ potrafi³bym wspi¹æ siê choæby na to krzes³o, z któregomo¿na by potem przedostaæ siê na parapet okienny.Obcoœæ miêdzy mn¹ a matk¹roœnie jak muchomor plamisty po obfitych deszczach.Od jutra zrzekam siêwszystkich s³odyczy.4 paŸdziernika 1968Wczoraj w nocy by³a burza.Wlaz³em matce do ³Ã³¿ka, lecz ojciec wcisn¹³ siêmiêdzy nas.Patrzyliœmy, jak niebo zapala siê to granatowymi, to bia³ymikolorami, po czym znów gaœnie.Ojciec powiedzia³, ¿e to jest lepsze odsiedemdziesiêciomilimetrowego filmu w kinie Alfa.Deszcz wali³ w dach jakzgraja dzikich dekarzy.Ojciec g³aska³ matkê, co wydawa³o mi siê zdecydowanienietaktowne wobec mnie.5 paŸdziernika 1968Dzisiaj w przedszkolu zrezygnowa³em z deseru na korzyœæ Jaruški Mackovej(wczoraj by³a pomarañcza).Podczas drzemki poobiedniej, rewan¿uj¹c siê,pokaza³a mi p³eæ.6 paŸdziernika 1968Mackova chce zobaczyæ moj¹ p³eæ! Powiedzia³em, ¿e dam jej jutro deser.Matkajest coraz bardziej nerwowa.Ojciec zaproponowa³ wieczorem, by poszli naspacer, ale wrócili po piêtnastu minutach, poniewa¿ w ciemnoœciach wpadli dokana³u œciekowego w pobli¿u polskiego domu noclegowego.Cuchnêli jak d³ugoniemyte tchórze.Oczywiœcie powiedzia³em im to.14 listopada 1968Piszê dzisiaj w straszliwym ha³asie, bowiem matka i ojciec sprowadzili sobie dodomu in¿yniera Zvárê i jego narzeczon¹.Wa³em z kartonów, których poprzeprowadzce nikt jeszcze nie rozpakowa³, odgrodzili moje ³Ã³¿ko, abym odniós³wra¿enie, ¿e w ten sposób stworzyli dla mnie samodzielny pokój dzieciêcy.Œpiewali potem radzieckie pieœni wojenne i popijali wódkê z ceramicznychizolatorów, które ze swego domu w transformatorze ukrad³ in¿ynier Zvára
[ Pobierz całość w formacie PDF ]