[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnym wiêc stopniu cywilizacja, stawiaj¹c coraz wy¿sze i coraz bardziejwarte zachodu cele, mo¿e zwiêkszyæ liczbê jednostek anormalnych.Ale obawa tajest mo¿e przesadna, nawet bowiem bardzo ma³e zmiany w postawach spo³ecznychmog¹ zmieniæ tê wspó³zale¿noœæ.Ogó³em bior¹c, wobec niedostatecznego zbadaniaw praktyce mo¿liwoœci tolerancji spo³ecznej i uznania ró¿nic dziel¹cychjednostki pesymizm wydaje siê przedwczesny.Z pewnoœci¹ inne, ca³kowicie ró¿neczynniki spo³eczne, o których ju¿ mówiliœmy, s¹ bardziej bezpoœrednioodpowiedzialne za du¿¹ liczbê neurotyków i psychotyków w naszej cywilizacji i ztym cywilizacje mog³yby, gdyby chcia³y, daæ sobie radê bez nieuchronnychduchowych klêsk.Rozwa¿aliœmy problem jednostek z punktu widzenia ich zdolnoœci do adekwatnegodzia³ania w spo³eczeñstwie.To adekwatne dzia³anie stanowi jedno z kryteriówklinicznej definicji normalnoœci.Wchodz¹ tu równie¿ niezmienne symptomy, wczym przejawia siê sk³onnoœæ do identyfikowania normalnoœci ze statystyczn¹przeciêtnoœci¹.W praktyce tê przeciêtn¹ uzyskuje siê w laboratorium, aodchylenia od niej okreœla jako przypadki anormalne.Z punktu widzenia jednej kultury ta metoda postêpowania jest bardzo po¿yteczna.Daje ona kliniczny obraz cywilizacji i dostarcza znacznej iloœci informacji ospo³ecznie uznanym zachowaniu.Jednak¿e generalizowanie jej jako normyabsolutnej to ju¿ zupe³nie inna sprawa.Jak widzieliœmy, zakres pojêcianormalnoœci w ró¿nych kulturach nie jest taki sam.W niektórych, jak u Zuni iKwakiutlów, pojêcia te odbiegaj¹ od siebie tak dalece, ¿e pokrywaj¹ siê tylkonieznacznie.Statystycznie okreœlona normalnoœæ na wybrze¿u pó³nocno-zachodnimwykracza³aby daleko poza skrajne granice anormalnoœci u Indian Pueblo.Normalneu Kwakiutlów wspó³zawodnictwo miêdzy rywalami zrozumiano by u Zuni jakszaleñstwo, a tradycyjn¹ obojêtnoœæ Zuni wobec górowania i poni¿enia uznano byza bezmyœlnoœæ g³upca w wypadku cz³onka starego rodu na wybrze¿upó³nocno-zachodnim.Dla odchylaj¹cego siê od normy zachowania w ka¿dej z kulturnigdy nie da siê znaleŸæ ¿adnego najmniejszego choæby wspólnego mianownikazachowania.Ka¿de spo³eczeñstwo, zgodnie ze swymi najwa¿niejszymizainteresowaniami, mo¿e zwiêkszaæ i wzmacniaæ symptomy nawet histeryczne,epileptyczne czy paranoidalne w coraz to wiêkszym stopniu, zarazem opieraj¹csiê pod wzglêdem spo³ecznym na jednostkach, które przejawiaj¹ owe symptomy.Fakt ten ma znaczenie dla psychiatrii, poniewa¿ wyjaœnia problem jeszcze innejgrupy ludzi anormalnych, jaka prawdopodobnie istnieje w ka¿dej kulturze: ludzianormalnych, którzy reprezentuj¹ skrajn¹ formê rozwoju lokalnego typukulturowego.Grupa ta pod wzglêdem spo³ecznym znajduje siê w sytuacjiprzeciwnej ni¿ omówiona, tzn.ludzi, których reakcje ró¿ni¹ siê od wzorówkulturowych.Spo³eczeñstwo, zamiast demaskowaæ pierwsz¹ grupê w ka¿dejdziedzinie, popiera jej najdalej id¹ce odchylenia.Ludzie ci maj¹ swobodê,któr¹ mog¹ wykorzystywaæ niemal bez granic.Z tego te¿ powodu prawie nigdy niestaj¹ siê przedmiotem zainteresowania wspó³czesnej im psychiatrii.Jest rzecz¹nieprawdopodobn¹, aby opis ich mo¿na by³o znaleŸæ nawet w najbardziejdok³adnych podrêcznikach pokolenia, które ich popiera.Jednak¿e z punktuwidzenia innego pokolenia czy innej kultury s¹ to zazwyczaj najbardziejdziwaczne psychopatyczne typy swego czasu.Purytañscy duchowni Nowej Anglii w osiemnastym wieku byli ostatnimi ludŸmi,których wspó³czesna im opinia w koloniach uzna³aby za psychopatów.Niewielugrupom presti¿owym w jakiejœ innej kulturze zezwolono na tak ca³kowit¹dyktaturê intelektualn¹ i uczuciow¹, jak im.Byli g³osem Boga.Jednak¿e dlanowoczesnego badacza to oni, a nie otumanione i nieszczêœliwe kobiety, któreskazywali na œmieræ jako czarownice, byli psychoneurotykami w purytañskiejNowej Anglii.Posuniête tak daleko poczucie winy, jak je oni opisywali iwymagali zarówno we w³asnych prze¿yciach nawróceñ, jak i od swych konwertytów,w nieco zdrowszych psychicznie cywilizacjach spotykamy jedynie w zak³adach dlanerwowo chorych.Nie uznawali mo¿liwoœci zbawienia bez œwiadomoœci grzechu,która powala³a ofiarê, niekiedy na ca³e lata, nêkaj¹c j¹ wyrzutami sumienia iokropn¹ mêczarni¹.Obowi¹zkiem kap³ana by³o zasiaæ lêk przed piek³em w sercunajmniejszego nawet dziecka i wymagaæ od ka¿dego nawróconego wewnêtrznegopogodzenia siê z w³asnym potêpieniem, jeœli Bóg uzna³ za w³aœciwe go potêpiæ.I bez wzglêdu na to, po jakie siêgniemy dokumenty purytañskich koœcio³Ã³w NowejAnglii tamtego okresu, czy po te, które dotycz¹ czarownic, czy nie zbawionychma³ych dzieci - wobec kwestii potêpienia czy predestynacji, to wszêdzie stajemywobec faktu, ¿e grupa ludzi, która realizowa³a w sposób najbardziej skrajny i znajwiêksz¹ czci¹ kulturow¹ doktrynê chwili, zgodnie z nieznacznie zmienionymiwzorami naszego pokolenia zosta³aby uznana za ofiary skrajnej anormalnoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]