[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wronowski przybył jeszcze na czas, aby własną ręką zamknąć oczy ostatniemu dziecku.Potem zajął się pogrzebem; nie żałował pieniędzy, aby był suty.Zwłoki odwieziono nie na cmentarz, ale na dworzec kolei, skąd ojciec miał je zawieźć na wieś do grobów familijnych.Na pogrzebie nie było Belci; leżała ona nieprzytomna,, w strasznej gorączce, a doktor przypuszczał, że z tego prawdopodobnie wywiąże się tyfus.Tylko starzy Linowscy stawili się na pogrzeb i zapewne chodziło imo to, aby świat wiedział, jakie stosunki łączyły ich ze zmarłym, jak boleśnie dotknęła ich ta strata, bo wystąpili w grubej żałobie: on z białą obszewką u surdutai krepą na kapeluszu, a ona zawiesiła czarny woal, który dostawał prawie do ziemi.Przecisnęli się aż do samego katafalka i szli tuż za trumną, zaraz za ojcem zmarłego, a łatwa do wzruszeń i łez Linowska tak przez całą drogę wycierała łzy, tak omdlewała co chwila, że aż ściągnęło to uwagę ojca, który odwrócił się, aby zobaczyć osobę, którą tak boleśnie dotknęła śmierć jego jedynaka.Objaśniono go, że to matka narzeczonej.Stary Wronowski z wdzięcznością spojrzał na nią raz drugi; miał zamiar po zamknięciu trumny w wagonie iść do niej i podziękować serdecznie za tkliwość macierzyńską, jaką okazywała jego synowi, ale podczas wsuwania trumny do wagonu, gdy księża zaintonowali Salve Regina, żal go taki ogarnął, że zapomniał wtedy nie tylko o Linowskich, ale o całym świecie.Dopiero potem w sali pierwszej klasy, dokąd się udał, aby zaczekać na odejście pociągu, który miał powieźć jego i ciało syna, przypomniał sobie o tym.Było już za późno.Obiecywał sobie dla uspokojenia skrupułów sumienia, że osobno wybierze się do rodziców narzeczonej, skoro nieco po smutnej stracie przyjdzie do spokoju.Kiedy tak rozmyślał, wszedł do sali jakiś jegomość czarno ubrany, z krepą na kapeluszu i przedstawił mu się jako Linowski.Wrono wski ze łzami wdzięczności uścisnął mu rękę; mówić nie mógł w tej chwili, bo go łzy dławiły.Linowski umiał uszanować tę boleść; usiadł w milczeniu i patrząc w ziemię, obracał i gładził swój cylinder,— Okropny cios — mówił wzdychając — ja to wiem, ja to czuję, bo i ja przecież ojciec.Moja córka także między życiem a śmiercią, tak ją dotknęła ta bolesna strata.Biedaczka, złamane całe jej życie!Wronowski był wzruszony tą boleścią.Nieszczęście to ma do siebie, że lubi mieć towarzyszów niedoli.Toteż i jemu nie tak już było straszno, gdy widział, że i inni cierpią, że znalazł się obok ojca, którego córka także między życiem a śmiercią.— Biedaczka ona! — rzekł wzdychając.Na więcej słów nie mógł się zdobyć w tej chwili.Zadzwoniono po raz pierwszy na odejście pociągu.Linowski poruszył się niecierpliwie na stołku.Każda chwila była droga, należało kuć żelazo, póki gorące, wyzyskać boleść ojca; dlatego odezwał się:— Nieboszczyk, świętej pamięci pan Kamil, miał zamiar zrobić przed śmiercią zapis, chciał zabezpieczyć jej los.Wronowski dziwnie spojrzał na niego.Przypomniało mu się, że kilka tygodni temu ktoś, jakiś anonim, pisał do niego ostrzeżenie, aby nie zezwolił na małżeństwo syna, że rodzina panny nie cieszy się dobrą opinią, a małżeństwo to traktuje jako korzystną spekulację.Ostrzeżenie to nie odniosło skutku.Ojciec więcej wierzył synowi niż jakiemuś anonimowi, a skoro Kamil pisał mu, że w tym związku widzi dla siebie najwyższe szczęście, nie myślał wcale sprzeciwiać się.Szczęście syna cenił nade wszystko.Podczas pogrzebu boleść Linowskiej, afiszująca się tak wyraźnie, jeszcze więcej przekonała go, że list anonima był prostym oszczerstwem.Dopiero teraz słowa Linowskiego obudziły w nim pewne podejrzenie.Linowski nie przeczuwał tego i przypisując spojrzenie Wronowskiego zainteresowaniu się tą sprawą, ciągnął dalej:— Chciał to zrobić, ale córka nasza za szlachetną była, aby przyjąć taką ofiarę.Ona kochała prawdziwie, bolała ciężko, wydawało jej się to ubliżeniem przyjmować zapis.— To było bardzo naturalne z jej strony, że nie chciała, aby jej płacono za boleść i za miłość.— Tak, to prawda, jej wypadało tak zrobić; ale my, jako rodzice, musimy z obowiązku czuwać nad jej przyszłością.Przyznasz pan dobrodziej sam, że przez ten niespodziewany cios życie jej złamane, przyszłość zawiązana.Była już jakby żoną nieboszczyka.Wronowskiemu krew nabiegła do twarzy z oburzenia, spojrzał pogardliwym wzrokiem na mówiącego.Nie trudno mu było domyślić się, do czego zmierzał.— Chcesz pan powiedzieć przez to, że córka pańska straciła na śmierci mego syna; ile, pan sądzisz, straciła?Linowski nie spodziewał się tak szorstkiej odpowiedzi i zmieszał się.— Tak, rzeczywiście: i moralnie, i materialnie ciężką poniosła stratę.Dzwonek odezwał się po raz drugi.Wronowski podniósł się i zaczął zbierać do drogi.— Mów pan wyraźnie, do czego zmierzasz? — spytał niecierpliwie.— Sądzę, że pan, jako ojciec, będziesz chciał choć w części osłodzić jej tę stratę.— Czyli, po prostu mówiąc, żądasz pan wynagrodzenia za miłość córki, co?Linowski kręcił się jak wąż przybity laską do ziemi.— Nie żądam, ale odwołuję się do serca pańskiego.— Dobrze.Jeżeli pan apelujesz do serca, to ci powiem, że serce każdego uczciwego człowieka w tej sprawie inaczej wyrokować by nie mogło, tylko tak: albo córka pańska kochała prawdziwie mego syna, a w takim razie nagroda pieniężna nie tylko by jej nie pocieszyła, ale poniżyłaby ją w jej własnych oczach; albo, jak mi doniesiono, była to ze strony państwa czysta spekulacja, a wtedy powinniście się pocieszyć tą myślą, że w każdym handlu są straty.Jeżeli pan nie wiesz o tym, to spytaj pierwszego lepszego przekupnia, a dowiesz się.To powiedziawszy odwrócił się do niego plecami i wy,szedł drżący cały z oburzenia i wewnętrznej irytacji.— Gbur, parweniusz, dorobkowicz! — mruknął sobie pod nosem Linowski i kwaśny wrócił do domu z owej nieudanej misji dyplomatycznej.A w domu leżała córka rzeczywiście między życiem a śmiercią.Tyfus rozwinął się z całą gwałtownością, gorączka wzmagała się, trawiła organizm i wątpliwa była bardzo nadzieja, czy chora przetrzyma kryzys.Linowski patrząc na cierpienia córki jedno tylko miał na myśli.— Ot — mówił — cały zysk z tego świetnego małżeństwa.Żeby Belcia mnie usłuchała, była rozsądniejszą, nie byłoby do tego przyszło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]