[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodzili zanurzeni w wodzie do ramion, trzymaj¹cmiêdzy sob¹ sieæ obci¹¿on¹ kamieniami, które wlok³y siê po mulistym dnie.Tego dnia szybko przestali, by rozpocz¹æ zabawê, gonitwy i by pryskaæ na siebiewod¹ jak dzieciaki, którymi przecie¿ byli.Bebe, rozumiej¹c, ¿e po³Ã³wskoñczony, trzema susami znalaz³ siê w wodzie, by przy³¹czyæ siê do uciech.Siedz¹c w cieniu przygl¹da³em siê ich figlom.Przysz³a do mnie nieco póŸniej, zostawiaj¹c tamt¹ dwójkê w wodzie.Usiad³a obokmnie.Jej koszulka klei³a siê do cia³a; we w³osach mia³a pe³no kropelek wody.Szuka³em, co móg³bym powiedzieæ.Czy rzeczywiœcie nale¿a³o coœ mówiæ? Pozwoli³em, by zapanowa³a miêdzy namicisza.Ma³a niemal odwrócona by³a do mnie plecami, z oczami utkwionymi gdzieœ wpowierzchniê wody, milcz¹ca i nieruchoma.Co ja powinienem zrobiæ?Wyci¹gn¹³em rêkê.Byæ mo¿e gest mój by³ trochê niepewny.Powoli po³o¿y³em d³oñna jej ramieniu, by odwróciæ j¹ ku sobie.Pos³usznie pozwoli³a siê przyci¹gn¹æ.Mia³em przed sob¹ jej b³yszcz¹ce czarne oczy, zdziwione, nieco przestraszone, iprzytuli³em j¹ do siebie, pochylaj¹c siê, by dotkn¹æ jej warg.W ostatniej chwili odwróci³a twarz i wtuli³a g³owê pod moje ramiê, w przyp³ywienieœmia³oœci.Rozczuli³o mnie to.£agodnie pog³adzi³em jej w³osy, po czym,unosz¹c je, z³o¿y³em delikatny poca³unek na jej karku.Odpowiedzia³a mi gor¹c¹pieszczot¹ i poczu³em na szyi jej ma³e z¹bki.Próbowa³em ³agodnie podnieœæ jejg³owê, ale za ka¿dym razem zwija³a siê w k³êbek kul¹c ramiona.Dopiero pod³ugotrwa³ych pieszczotach powoli unios³a twarz i spojrza³a na mnie.By³a bardzo powa¿na.Wziê³a g³êboki oddech, zamknê³a oczy i wysunê³a usta kumoim.W chwili gdy wargi nasze mia³y siê zetkn¹æ, wybuchnê³a œmiechem iodrzuci³a g³owê do ty³u.Z twarz¹ ukryt¹ w d³oniach zanosi³a siê od d³ugiego,niepohamowanego i trochê wymuszonego œmiechu.***Paulo i Montaignes wrócili z koœci¹ s³oniow¹ póŸno w nocy: cztery piêknesztuki, ka¿da niemal dwumetrowej d³ugoœci.Niestety! Podczas powrotu popsu³ siêsilnik pirogi.Nie by³o ju¿ sprzêg³a, wszêdzie stercza³y zniszczone ko³azêbate.Wygl¹da³o na to, ¿e szkoda jest nieodwracalna, co pozbawia³o nas jednejpirogi na drogê powrotn¹.G³oœno wyrazi³em swoj¹ radoœæ z powodu koœci s³oniowej, a tak¿e rozpacz wsprawie silnika, bardzo g³oœno poskar¿y³em siê na swoj¹ stopê, jeszcze g³oœniejwyrazi³em ¿al w zwi¹zku z tymi wszystkimi piêknymi dniami polowañ, którychby³em pozbawiony, i zachwycony pobieg³em po³o¿yæ siê spaæ, maj¹c przed sob¹obietnicê spêdzenia kolejnego dnia z Ma³¹.***Rano pierwsz¹ rzecz¹, jak¹ zobaczy³em, by³a jej twarz.Przygl¹da³em siê jej z daleka albo, kiedy by³a blisko mnie, obserwowa³em ka¿dyjej szczegó³ nigdy siê tym nie nudz¹c.Myœla³em tylko o niej.Tylko jednejrzeczy pragn¹³em, mieæ j¹ blisko siebie.Ca³e dnie spêdza³em w kuchni albo nad rzek¹, kiedy pra³a.Gdy mia³a czas,wyruszaliœmy na spacery, trzymaj¹c siê za rêce.Tatave pod¹¿a³ za nami, a Bebepl¹ta³ siê miêdzy nogami.D³ugo te¿ k¹paliœmy siê i bawili w rzece, a wtedyociera³a o mnie swoje drobne cia³ko i wymyka³a siê ze œmiechem, przeœlizguj¹csiê miêdzy moimi ramionami.Przez ca³y dzieñ wymienialiœmy spojrzenia iuœmiechy.Nie sposób opisaæ, jak dobrze to na mnie dzia³a³o.Podczas naszych tete-a-tete by³a niewiarygodnie piêkna.Jeszcze piêkniejsza,zdawa³o siê, ni¿ na pocz¹tku naszego romansu, bo w³aœnie tego s³owa nale¿y tuu¿yæ.Nieustannie mia³em ochotê dotkn¹æ jej niesamowitej jasnej skóry, jak uTahitanki, aksamitnej, budz¹cej po¿¹danie.G³adzi³em wówczas jej twarz,delikatnie, i czasami sk³ada³em d³ugi poca³unek na policzku.Jej grube w³osy,gêste jak grzywa, subtelny wdziêk jej nadgarstków i d³oni, ka¿dy jej widok,ka¿da chwila z ni¹ spêdzona sprawia³y, ¿e czu³em siê szczêœliwy.By³a ¿ywa i inteligentna.W swojej pracy zadziwia³a mnie swoimiumiejêtnoœciami, a jeszcze bardziej zmys³em organizacyjnym.Dla dziewczyny wtym wieku by³a to robota delikatna i trudna.Z obowi¹zków wywi¹zywa³a siêwspaniale, nigdy nie by³o nawalanek.Pilnie przestudiowa³a leksykon Montaignes'a i zadawa³a mu mnóstwo pytañ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]