[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystkiego mi już w życiu wystarczy - powiedział Taylor.- Czas z tym skończyć.- Jeszcze wrócą ci siły.- Nie po to prosiłem o spotkanie z tobą, żebyśmy nawzajem się okłamywali.Chciałbym ci powiedzieć, jak dużo o tobie myślałem, Gentle.Dniem i nocą.- Z pewnością na to nie zasługuję.- Moja podświadomość jest przeciwnego zdania.Nie tylko podświadomość.Chyba źle ostatnio sypiasz, Gentle.- Po prostu dużo pracuję.- Malujesz?- Trochę.Poza tym szukam natchnienia, sam rozumiesz.- Muszę ci coś wyznać, ale najpierw obiecaj, że nie będziesz się na mnie złościł.- A co takiego zrobiłeś?- Opowiedziałem Jude o naszej wspólnej nocy - odparł Taylor i spojrzał Gentle'owi w twarz, jakby oczekiwał wybuchu.Kiedy nic się nie stało, mówił dalej: - Wiem, że dla ciebie nie było to nic wielkiego, ale mnie to wspomnienie nie dawało spokoju.Nie masz mi tego za złe, prawda?Gentle wzruszył ramionami.- Na pewno jej to nie zaskoczyło.Taylor odwrócił rękę dłonią do góry i Gentle wziął ją w swoją dłoń.W palcach Taylora zostało niewiele siły, ale zacisnęły się lekko.Były zimne.- Ty drżysz - zauważył Taylor.- Od dawna nic nie jadłem.- Musisz dbać o siebie.Za dużo pracujesz.- Czasem trzeba sobie swobodnie poszybować.Taylor uśmiechnął się.W jego wynędzniałych rysach mignął cień dawnej urody.- Oczywiście - przytaknął.- Cały czas to robię.Szybuję w powietrzu po całym pokoju, czasem nawet wylatuję za okno i oglądam samego siebie w łóżku.Tak właśnie będzie, kiedy odejdę, Gentle.Wypłynę przez okno, ale tym razem już nie wrócę.Wiem, że Clem będzie za mną tęsknił.Pół życia przeżyliśmy razem.Zaopiekujecie się nim z Judy, prawda? Jeśli zdołacie, pomóżcie mu zrozumieć, jak to jest.Wytłumacz mu, że poszybowałem.Nie lubi, kiedy tak do niego mówię, ale ty mnie rozumiesz.- Świetnie cię rozumiem.- Jesteś artystą.- Fałszerzem.- W moich snach jesteś artystą.Śni mi się, że chcesz mnie uleczyć.Wiesz, co ci odpowiadam? Że nie chcę wyzdrowieć.Że chcę się wyzwolić i odejść do światła.- To musi być dobre miejsce.Może pójdę z tobą.- Tak ci źle? Powiedz mi szczerze.Tak ci źle?- Mam przesrane życie, Tay.- Nie dokopuj sobie.Jesteś dobrym człowiekiem.- Mówiłeś, że mamy się nie okłamywać.- Ja nie kłamię.To prawda.Potrzebny ci tylko ktoś, kto by ci o tym od czasu do czasu przypominał.Zresztą nie tylko tobie.Bez tego wszyscy tarzamy się w błocku.Gentle ścisnął go mocniej za rękę.Targały nim uczucia, których nie pojmował i nie umiał wyrazić.Taylor otwiera przed nim swoje serce, mówi o miłości, o snach i o tym, co będzie, gdy umrze, a co on, Gentle, ma do dodania? Co najwyżej wstyd i zapomnienie.Złapał się na tym, że nie wie, który z nich dwóch jest bardziej chory - Taylor, który, choć kruchy i delikatny, potrafi mówić szczerze, czy on, zdrowy i milczący.Uznał, że nie może się z nim rozstać, nie podjąwszy choćby próby podzielenia się tym, co przeżył.- Chyba kogoś znalazłem - wykrztusił, szukając właściwych słów.- Kogoś, kto pomoże mi.przypomnieć sobie, kim jestem.- To dobrze.- Ale nie jestem pewien.- Jego głos załamał się i ścichł.- Przez ostatnie parę tygodni widziałem różne rzeczy, Tay.Nie chciałem w nie uwierzyć, ale nie miałem wyboru.Czasem wydaje mi się, że wariuję.- Opowiedz mi.- W Nowym Jorku ktoś chciał zabić Jude.- Wiem, mówiła mi o tym.Co z nim? - Taylor wytrzeszczył oczy.- Czy to właśnie on?- To nie mężczyzna - odparł Gentle.- I nie kobieta.W ogóle nie jest człowiekiem, Tay.- A czym?- Czymś cudownym.- Gentle bał się nawet w myślach użyć tego słowa, ale każde inne byłoby kłamstwem, a na kłamstwa nie było między nimi miejsca.- Mówiłem, że wariuję.Przysięgam tylko, że gdybyś zobaczył, jak się zmienia.W życiu nie widziałem czegoś podobnego.- Gdzie jest teraz?- Obawiam się, że nie żyje.Za długo go szukałem.Z początku próbowałem o nim zapomnieć.Bałem się tego, co we mnie obudził.Potem chciałem się go pozbyć, malując jego portret.Na próżno.Oczywiście, że na próżno, stał się już częścią mnie.A kiedy wreszcie poszedłem go poszukać.spóźniłem się.- Jesteś pewien? - Taylor zmarszczył brwi.- Nic ci nie jest? - zaniepokoił się Gentle.- Nie, nie, w porządku.Chcę usłyszeć, co było dalej.- Nie ma już czego słuchać.Może Pie gdzieś tam jeszcze istnieje, ale nie wiem gdzie.- Czy dlatego masz ochotę poszybować? Chcesz.- Taylor zaczął nagle oddychać szybko, chrapliwie, z trudem.- Wiesz co, zawołaj Clema.- Już się robi.Gentle wstał, ale zanim doszedł do drzwi, Taylor odezwał się ponownie:- Musisz zrozumieć, Gentle.Nie wiem, co to za sekret, ale musisz go przeniknąć za nas dwóch.Gentle, który kładł już rękę na klamce, miał dość powodów, by pospiesznie się wycofać i uniknąć odpowiedzi; mógł nie podjąć wyzwania i zostawić starca samego.Wiedział jednak, że jeśli coś mu odpowie, będzie zobowiązany dotrzymać słowa.- Spróbuję zrozumieć.- Spojrzał Taylorowi w oczy.Malowała się w nich desperacja.- Obaj spróbujemy.Obiecuję.Taylor uśmiechnął się z wysiłkiem.Gentle otworzył drzwi.- On cię potrzebuje - powiedział czekającemu Clemowi.Clem zamknął za sobą drzwi sypialni, a Gentle, który nagle poczuł się jak banita, zszedł na parter.Jude siedziała przy stole w kuchni, bawiąc się kawałkiem kamienia.- Jak on się czuje? - zapytała.- Kiepsko.Clem do niego poszedł.- Chcesz herbaty?- Nie, dzięki.Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.Przejdę się trochę.Siąpił kapuśniaczek, który po zaduchu sypialni wydawał się całkiem przyjemny.Gentle prawie nie znał okolicy, postanowił więc nie oddalać się zbytnio od domu Taylora.Pogrążony w myślach, szybko zapomniał o tym zamiarze i zaczął błąkać się bez celu w labiryncie uliczek.Chciał stąd uciec.W Nowy Rok wszyscy będą podejmować nowe zobowiązania i planować sobie życie jak dobrze rozpisaną farsę.Nie miał na to ochoty.Kiedy zawrócił, przypomniał sobie, że Jude prosiła, by kupił mleko i papierosy.Poszukiwanie jednego i drugiego zajęło mu sporo czasu.Gdy wreszcie z zakupami w ręku znalazł się przed domem, na ulicy zastał karetkę.Drzwi były otwarte, a na progu stała Jude.Płakała.- On nie żyje - powiedziała.Gentle stanął jak wryty.- Kiedy? - zapytał, jakby to miało znaczenie.- Zaraz po twoim wyjściu.Nie chciał płakać; nie kiedy ona patrzyła.Było mnóstwo innych rzeczy, w których nie chciał jej mieć za świadka.- Gdzie jest Clem? - zapytał z kamienną twarzą.- Przy nim, na górze.Zostań tutaj.I tak jest tam za dużo ludzi.Wypatrzyła papierosy w jego ręce i sięgnęła po nie.Kiedy ich dłonie się zetknęły, Gentle'owi łzy napłynęły do oczu.Oboje się rozszlochali, padli sobie w ramiona jak wrogowie połączeni wspólną stratą - lub kochankowie, którzy zaraz się rozstaną.Albo jak dwie dusze, które nie pamiętają, czy są wrogami, czy kochankami, i z tej niewiedzy płaczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]