[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwracając się, by stawić czoła atakowi, zdał sobie sprawę z jej obecności.Równocześnie przepełniający go strach zniknął.To była jedynie zgroza wywołana przez koszmary.Nieskończona trwoga prysła.Pozostała jedynie farsa.Uśmiechnął się.Ujrzał Postać niewyraźnie, taka była ogromna, niemniej jednak w końcu ją zobaczył - Władcę Drugiego Skrzydła - i wiedział, że znów jest bezpieczny.Spojrzał na Postać z miłością i zdumieniem, usiłując przyjrzeć się jej wyraźniej, ale głowa istoty znajdowała się zbyt wysoko, zdawała się zlewać w jedno z niebem ponad sklepieniem, powyżej.Stwierdził, że Postać była większa niż Noc, lecz znacznie od niej łagodniejsza, wielkie skrzydła, którymi go otuliła, były czulsze nawet od ramion jego matki.Pośród piór błyszczały drobne punkciki światła, jak migoczące gwiazdy, skrzydła były tak wielkie, że mogły ogarnąć miliony ludzi naraz.Co więcej, Władca Snów nie odszedł ani nie zniknął, lecz raczej powiększył się w taki sposób, że chłopiec stracił go z oczu.Postać rozprzestrzeniła się na całe Drugie Skrzydło.Tim przypomniał sobie, że było to jak najbardziej normalne.Często bywał w tym miejscu, przejście przez Korytarz Koszmarów nie było dla niego niczym nowym, musiał stawić mu czoła, jak zawsze.Dowiedziawszy się, co kryło się wewnątrz mijanych pomieszczeń, zawsze przeżywał podobne pokusy.Koszmary usiłowały go skusić, oczarować, omamić, na tym polegała ich moc.Były w stanie przyciągnąć go całkiem bezradnego ku sobie, on zaś nie mógł nic na to poradzić.Rozumiał doskonale, dlaczego skusiły go, aby postukał laseczką w te przerażające drzwi, lecz uczyniwszy to, przyjął wyzwanie i mógł teraz spokojnie i bezpiecznie kontynuować swą wędrówkę, Władca Drugiego Skrzydła wziął go pod swoją opiekę.Ogarnęło go rozkoszne uczucie beztroski.Otaczające go rzeczy, choć solidne i trwałe, wydawały się płynne i delikatne.Nic nie mogło go zranić ani sprawić mu bólu.Trzymając laseczkę mocno za rękojeść z kości słoniowej, szedł dalej wzdłuż korytarza, miękko, jakby unosił się w powietrzu.Bardzo szybko dotarł do końca przejścia, stanął u progu wielkiej komnaty, wewnątrz której, jak wiedział, czekał właściciel laseczki; długi korytarz pozostał z tyłu, za nim, przed sobą zaś miał rozległą, przestronną salę, której widok sprawił, że chłopiec poczuł się jak w Crystal Palące, na Euston Station albo u św.Pawła.Po jednej stronie widniały wysokie okna wykute głęboko w ścianie, po prawej stronie miał olbrzymi kominek, w którym płomienie pożerały łapczywie ogromnie polana, od sufitu aż do kamiennej posadzki na ścianach zwieszały się grube gobeliny, pośrodku komnaty zaś stał masywny stół z ciemnego, lśniącego drewna, przy nim zaś kilka krzeseł z rzeźbionymi misternie oparciami.Na największym z tych podobnych tronowi krzeseł siedziała postać patrząca na niego z niezmąconą powagą - stary, bardzo stary mężczyzna.Widok ten ani trochę nie zdumiał chłopca.Jego serce biło przyspieszonym rytmem, lecz wyłącznie za sprawą przepełniającej go radości i ekscytacji.Czuł wzbierającą w nim głęboką satysfakcję.Był pewien, że ten staruszek tam będzie, i wiedział, że właśnie tak będzie on wyglądał.Postąpił naprzód bez cienia trwogi, przekroczył próg i stanął na kamiennej posadzce, w obu rękach unosząc przed sobą laseczkę, jakby przekazywał ją w prezencie jej właścicielowi.Czuł się dumny i zadowolony zarazem.Podjął niemałe ryzyko, aby tego dokonać.Postać podniosła się bezgłośnie, aby do niego podejść, zbliżyła się do Tima powolnym, majestatycznym krokiem.Oczy staruszka zmierzyły chłopca pełnym powagi, lecz życzliwym spojrzeniem, orli nos był wydatny, sterczący.Tim znał go doskonale - sięgające do kolan bryczesy z błyszczącej satyny, lśniące sprzączki przy butach, ciemne, eleganckie pończochy, koronki i żabot pod szyją i przy mankietach, barwny surdut z rozchylonymi mocno połami - pamiętał wszystkie te szczegóły z obrazu wiszącego nad kominkiem w gabinecie ojca, pomiędzy dwoma bagnetami z wojny krymskiej, a teraz miał okazję ujrzeć je na własne oczy.Brakowało jedynie polerowanej laseczki z rękojeścią z kości słoniowej.Tim podszedł o trzy kroki do zbliżającej się ku niemu postaci i wyciągnął ręce przed siebie, z laseczką ułożoną na dłoniach.- Przyniosłem ci ją, Dziadku - powiedział niezbyt donośnym, lecz pewnym i spokojnym tonem.- Oto ona.Tamten nieznacznie się schylił, wyciągnął trzy palce, na wpół ukryte pod delikatnymi koronkami i zacisnął je wokół rękojeści laseczki.Spojrzał na Tima i wykonał elegancki, dworski ukłon.Uśmiechnął się, lecz mimo iż wyraźnie zadowolony, w jego uśmiechu malowały się także powaga i smutek.Po chwili przemówił, miał głęboki głos i mówił bardzo wolno.W jego głosie dało się wyczuć delikatną łagodność i słodką uprzejmość, typową dla dawnych czasów.- Dziękuję - powiedział.- Jest dla mnie bardzo cenna.Dostałem ją od dziadka.Zapomniałem jej, kiedy.- jego głos stał się nagle niewyraźny.- Tak? - spytał Tim.- Kiedy.odszedłem - powtórzył dżentelmen starej daty.- Och - mruknął Tim, stwierdzając w duchu, jak przepiękną i życzliwą postać miał teraz przed sobą.Staruszek przesunął ostrożnie szczupłymi palcami po drzewcu laseczki, muskając z zadowoleniem delikatną, polerowaną powierzchnię.Przez dłuższą chwilę dotykał rękojeści z kości słoniowej.Był bez wątpienia bardzo zadowolony.- Widzisz.gdy to się stało.nie byłem w pełni sobą - ciągnął łagodnym tonem -.pamięć musiała mnie zawieść.- Westchnął z wyraźną ulgą.- Mnie też zdarza się zapomnieć o tym i owym - wtrącił Tim z wyrozumiałością w głosie.Po prostu kochał swego dziadka.Przez krótką chwilę miał nadzieję, że dziadek weźmie go na ręce i ucałuje.- Bardzo się cieszę, że ją przyniosłem - na chwilę zamilkł, zabrakło mu słów -.abyś mógł ją odzyskać.Dziadek skierował na niego spojrzenie szarych oczu, w uśmiechu malującym się na jego twarzy kryła się niewysłowiona wdzięczność.- Dziękuję ci, mój chłopcze.Jestem ci szczerze i głęboko wdzięczny.Naraziłeś się na niebezpieczeństwo i uczyniłeś to dla mnie.Inni już wcze śniej próbowali, ale ten Korytarz Koszmarów.ee.- Przerwał.Postukał mocno laseczką w kamienną posadzkę, jakby badał jej wytrzymałość.Lekko się ugięła, gdy oparł się na niej całym ciężarem.- No! - wykrzyknął i odetchnął z ulgą.- Teraz już mogę.Jego głos znów stał się niewyraźny, Tim nie dosłyszał słów.- Tak? - zapytał ponownie, czując po raz pierwszy, gdzieś pod sercem, ukłucie trwogi.-.pokręcić się trochę tu i tam - ciągnął tamten cichym głosem.- Nie mogłem pozwolić.- dodał, z trudem formułując kolejne słowa - aby ktoś.zobaczył mnie.bez niej.To takie uwłaczające.niewybaczalne.jak mogłem o niej zapomnieć! Dalibóg.ja.ee.ja.Jego głos rozpłynął się nagle w poszumie wiatru.Wyprostował się, stukając metalowym okuciem laseczki w kamienną posadzkę.Rozległa się cała seria suchych, ostrych dźwięków.Tim poczuł, że miękną mu kolana.Dziwne słowa wzbudziły w nim lekkie zaniepokojenie.Staruszek postąpił krok w jego stronę.Wciąż się uśmiechał, ale teraz jego uśmiech nabrał całkiem nowego znaczenia.Dotychczasowe wytworne rozleniwienie zastąpiła nagła żwawość ruchów.Kolejne słowa zdawały się napływać do chłopca z góry, jakby przywiał je z zewnątrz podmuch lodowatego wiatru.A mimo to wiedział, że słowa te zostały wypowiedziane szczerze, z niekłamaną życzliwością.Przeraziła go tylko nagła zmiana, którą dostrzegł w swoim dziadku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]