[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- U was chyba dzieci uczy się pływać bardzo wcześnie? - zapytałem, siadając obok niej.- Pływać? Naturalnie.- Ale nigdy nie widziałem na naszych zawodach pływaków z Iligi.- Dopiero niedawno włączyliśmy się do ruchu olimpijskiego - odparła Masza.- Pani jednak już startowała na naszych zawodach.Masza zaczerwieniła się, co w połączeniu z zielonymi włosami dało oszałamiający efekt, który mógłby wpędzić do grobu daltonika.- Jestem przecież lekkoatletką - powiedziała.- Za lekkoatletów dawaliśmy głowę, a z pływakami sprawa jest znacznie trudniejsza.Rozumie pan?Na razie nic nie rozumiałem, ale na wszelki wypadek poważnie kiwnąłem głową.- Niech mnie pan jednak dobrze zrozumie! - wykrzyknęła nagle Masza drżącym głosem.- Po raz pierwszy brałam udział w tak wielkim mityngu eliminacyjnym.Zaręczam, że nic podobnego więcej się nie powtórzy.Kiwałem głową jak porcelanowy Chińczyk w nadziei, że dziewczyna się wygada.- A teraz wyszło na to, że z powodu mojego zachowania Iligijczycy będą zmuszeni zrezygnować z udziału w zawodach galaktycznych.Proszę mi wierzyć, że tylko ja zawiniłam.Zdyskwalifikujcie mnie.Ukarzcie mnie, ale nie dyskwalifikujcie całej planety.Wszystko zależy od pana.Masza głęboko westchnęła, jakby zamierzała dać nurka w głęboką wodę, czym przypomniała mi mój własny nierozważny wyczyn.- A więc, gdy zostałam mistrzynią Iligi w biegu na dwieście metrów, postanowiono wysłać mnie na zawody eliminacyjne sektoru na Eleidzie.Pojechał ze mną jeszcze młody skoczek, który potrafił utrzymać się w ryzach, no a ja.Wystartowałam z, opóźnieniem.Maleńkim.Wie pan, jak to bywa? Nigdy pan nie biegał?- Skakałem wzwyż - odparłem.- Na dwa pięćdziesiąt cztery.- Oj, jak wysoko! - zdziwiła się szczerze Masza, czym zyskała sobie moją wielką sympatię.- Ale i tak pan wie, jak to bywa, kiedy zostaje się na starcie.Człowiek biegnie potem i sam siebie przeklina.A ja przecież wygrałam dwa pierwsze biegi eliminacyjne.Biegłam więc, przeklinałam się w duchu i bardzo się wstydziłam, że planeta na mnie liczyła, a ja sprawiam taki zawód.Wysforowałam się na drugie miejsce, ale ta pierwsza miała nade mną jakieś dwa metry przewagi.Pół metra odrobiłam uczciwie, a potem już nie mogłam się opanować.Wiedziałam tylko jedno: zostało dwadzieścia metrów, siedemnaście.no i fliknęłam.Jej oczy były pełne łez.- Co pani zrobiła?- Fliknęłaaam!.I rozbeczała się, a ja gładziłem ją po zielonej główce i powtarzałem uspokajająco: „No już dobrze, już dobrze.”- Co teraz będzie?.- rozpaczała Masza.- Nie mogę im teraz spojrzeć w oczy.- A co było potem?- Potem? Potem zlecieli się wszyscy sędziowie i zażądali wyjaśnień.Sam pan rozumie, że miałam pokusę, aby wszystkiego się wyprzeć, powiedzieć, że im się tylko wydawało, ale powiedziałam prawdę.Wtedy tamta drużyna napisała protest, a za nią złożyła protest cała federacja.Oni mają zupełną rację.Masza wyjęła chusteczkę i wytarła nos.Nie wiadomo czemu wszystkie płaczące kobiety w całej galaktyce zamiast ocierać oczy, wycierają nos.Z torebki wypadł na stolik złożony we czworo arkusz papieru.- To ten przeklęty protest - powiedziała Masza.- Oni nawet nie chcieli słuchać żadnych moich wyjaśnień i obietnic.Wziąłem protest, starając się ukryć ogarniającą mnie radość.Rozwinąłem dokument z taką miną, jakbym raz jeszcze chciał zważyć powagę zarzutów.Miałem szczęście, gdyż zbyt już daleko zaszedłem w swojej pozornej wszechwiedzy, aby teraz zapytać: a co to jest flikanie?„.Na kilka metrów przed metą - głosił protest, po uprzednim opisaniu nikomu niepotrzebnych szczegółów sprawy w rodzaju trybu eliminacji, szybkości wiatru w trakcie zawodów i liczby widzów na stadionie - reprezentantka Iligi, czując, że nie zdoła dojść konkurentki uczciwą drogą, przeleciała kilka metrów w powietrzu, zamieniwszy się najsamprzód w coś podobnego do ptaka opatrzonego skrzydłami, których kształtu i ubarwienia nie udało się ustalić.Po przekroczeniu linii mety zawodniczka ponownie opadła na ziemię i przebiegła w swej naturalnej postaci jeszcze kilka metrów, po czym zatrzymała się.”Dalej następowały jakieś nic nie znaczące słowa Siedziałem, przebiegałem wzrokiem zacytowane zdania i nadal nic nie rozumiałem.Z oszołomienia wyrwało mnie nadejście prezesa Komitetu Olimpijskiego.- No i jak, porozmawialiście sobie państwo? - zapytał prezes z wyrazem umiarkowanej radości.- Mam nadzieję, że przekonał się pan, iż jej zachowanie było jedynie pozbawionym większej wagi incydentem?- Tak - powiedziałem, składając protest we czworo i chowając do kieszeni.- Tak.I wtedy, być może ze zmęczenia lub z powodu szoku nerwowego wywołanego nieoczekiwaną kąpielą w sadzawce, straciłem nad sobą kontrolę.Zwymyślałem Spieszą od ostatnich i wyznałem, że przed rozmową z Maszą nie miałem o całej sprawie najmniejszego pojęcia, przez co na próżno straciłem pół dnia.Mój gwałtowny wybuch jakoś uspokoił kolegę działacza i skłonił go do ujrzenia we mnie - w surowym i groźnym rewizorze - człowieka zdolnego do przejawiania słabości.Dlatego powiedział:- Pozwoli pan, mój drogi, że opowiem wszystko po kolei.Wszak w Galaktyce jest ogromne mnóstwo zamieszkanych planet i nie może pan znać szczególnych właściwości każdej z nich.- Nie mogę - zgodziłem się z nim.- Na jednej planecie ludzie flikają, na innej znów.- Ma pan absolutną rację.Ewolucja na Ilidzie przebiegała w o wiele trudniejszych warunkach niż, na przykład, na Ziemi.Drapieżniki czyhały na naszych odległych przodków w powietrzu, lądzie i w wodzie.Były szybkie i krwiożercze, ale natura współczuła naszym antenatom i poza rozumem wyposażyła ich w cechę, którą posiadają również liczne inne nieagresywne istoty na naszej planecie.Uchodząc przed wrogami, ofiary - a nasi przodkowie zaliczali się do ofiar - mogą zmieniać kształt w zależności od środowiska, w którym się znajdą.Proszę sobie wyobrazić, że ściga pana sams.To okropny widok i bardzo dobrze się stało, że samsy wymarły.Sams dopędza pana na otwartej przestrzeni.Wówczas w momencie największego napięcia fizycznego i psychicznego struktura pańskiego organizmu zmienia się i podrywa się pan w powierzę w postaci ptaka.- Rozumiem - powiedziałem, chociaż wcale nie byłem pewien, że rozumiem.- Pamięta pan skrzyżowanie przy wjeździe do miasta.Powiedział pan wówczas, że na Ziemi ptaki również zakłócają komunikację.Nie wiedzieliśmy, czy pan żartuje, chociaż nie było tam przecież żadnego ptaka, tylko po prostu jakiś uczeń w ostatniej chwili wyrwał się spod kół samochodu i wzleciał w powietrze.- Tak - odparłem, przypominając sobie ptaka podrywającego się spod samochodu.- No więc mogę kontynuować - powiedział mój kolega.- Ratując się przed samsami, nasi przodkowie unosili się w powietrze, ale co ich tam czekało?- Prowiski - podpowiedziała Masza.- Słusznie, prowiski - zgodził się mój kolega.- Łopocąc gigantycznymi, czarnymi błoniastymi skrzydłami, prowiski rozdziawiały swoje czarne dzioby, żeby nas pożreć.Cóż nasi przodkowie mogli uczynić w takiej sytuacji? Podejmowali jedynie słuszną decyzję! Dawali nurka do wody i przekształcali się w ryby.Na rozkaz znakomicie rozwiniętego układu nerwowego struktura biologiczna ciała znów uległa przemianie.- Jasne - powiedziałem, usiłując zachować powagę.- To wasza wrodzona cecha?- Właściwie nie.Stopniowo, w miarę rozwoju cywilizacji, te właściwości zaczęły zanikać, ale staramy się wytwarzać je u dzieci sztucznie, gdyż są pożyteczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]