[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skryty w mroku Jim pomyślał: Nadchodzi!Skryty w mroku Will pomyślał: Jest blisko!– Chłopcy.?Pan Dark zjawił się, odziany w zbroję przyjaciół, misterny pancerz, na którym rozpierały się fantastyczne nocne gady.Wraz z nim do sali przybył naszkicowany tuszem Tyrannosaurus rex, maszerujący niczym okrutna machina śmierci.Grzmiący gad i pan Dark maszerowali ramię w ramię; jaszczur unosząc głowę jak dzikus pyszniący się szklanymi paciorkami, pan Dark uzbrojony w nakreślone złowrogą błyskawicą podobizny drapieżców i owiec, umykających przed burzą jego ciała.Błękitny pterodaktyl rozkładał szponiaste skrzydła, jakby miał zaraz wzlecieć pod sufit marmurowych skarbców, zaś wokół wymalowanych, wykłutych farbą, wypalonych w ciele kształtów siejących grozę kling i tłoków, roiły się stada widzów, kibiców, którzy obsiedli każdy skrawek skóry, rozparli się na ramionach, zerkając z porośniętej dżunglą włosów piersi; miliony mikroskopijnych nietoperzy wisiały głowami na dół ze sklepień pod pachami, wrzeszcząc piskliwie, gotowe ruszyć na polowanie i, jeśli trzeba, zabić.Niczym czarna fala przypływu, zalewająca ponury brzeg, ciemne kłębowisko postaci kryjących wśród siebie lśniące piękności i okrutnie zniekształcone sny maszerowało naprzód, z cichym sykiem przemieszczając swe ciało, stopy, nogi, twarz o ostrych rysach.– Chłopcy.?Niezwykle cierpliwy, miękki głos wydał się skostniałym istotom zaszytym głęboko pośród suchych książek najmilszym przyjacielem; jego właściciel dreptał, skradał się, przemykał, krążył na palcach, często stawał bez ruchu pośród stad małp naczelnych, egipskich pomników, wzniesionych zwierzęcym bogom, czarnych opowieści z dziejów martwej Afryki.Przez jakiś czas zatrzymał się w Azji, po czym ruszył zdobywać nowsze lądy.– Chłopcy, wiem, że mnie słyszycie! Napis na ścianie głosi:CISZA! Szepczę zatem: jeden z was nadal pragnie tego, co mamy mu do zaoferowania.No? No?Jim, pomyślał Will.Ja, pomyślał Jim.Nie! Och, nie! Tylko nie to!– Wyjdźcie.– Pan Dark mruczał, cedząc powietrze przez zęby.– Zaręczam, że dostaniecie nagrodę! Ten, który się zgłosi, wygra wszystko!Buu – bum!Moje serce! – pomyślał Jim.Czy to ja? – pomyślał Will.A może Jim?– Słyszę was! – wargi pana Darka zadrżały.– Coraz bliżej.Will? Jim? Czy to nie Jim jest sprytniejszy? No chodź, chłopcze.!Nie! – pomyślał Will.Nic nie wiem! – pomyślał szaleńczo Jim.– Jim, tak.– pan Dark zawrócił, kierując się w nową stronę.– Jim, pokaż mi, gdzie jest twój przyjaciel.– Miękko.– Zamkniemy go, a tobie oddamy przejażdżkę, która przypadłaby jemu, gdyby miał głowę na karku.Co ty na to, Jim? – Głos zagruchał niczym gołąb.– Słyszę, jak szarpie się twoje serce!Przestań, polecił trzepoczącemu w piersi mięśniowi Will.Przestań!Jim wstrzymał oddech.– Czy nie znajdę was może w tej alkowie.?Pan Dark pozwolił, by siła grawitacji kolejnej grupki regałów pociągnęła go naprzód.– Jesteś tu, Jim.? A może tam.?Bezmyślnie popchnął wózek pełen książek, który potoczył się na gumowych kołach, znikając w mroku.Gdzieś daleko zderzył się ze ścianą, wysypując na podłogę swą zawartość: stado martwych literackich czarnych kruków.– Gramy w chowanego? – mruknął pan Dark.– Sprytnie się bawicie, ale jest ktoś od was sprytniejszy.Czy słyszeliście dziś wieczór organy karuzeli? Wiecie, że siedział na niej ktoś bardzo wam drogi? Will? Willy? Williamie? Williamie Halloway?Gdzie jest dziś twoja matka?Cisza.– Dziś wieczór dosiadła nocnego wiatru, Willy-Williamie.Dokoła.Sami ją tam posadziliśmy.Dokoła.I zostawiliśmy bezradną.Dokoła.Słyszysz mnie, Willy? Dokoła, jeden rok, drugi i jeszcze, jeszcze, jeszcze!Tato! – pomyślał Will.Gdzie jesteś?W odległej sali siedzący na ziemi Charles Halloway usłyszał go mimo łomotu własnego serca i pomyślał: Nie znajdzie ich.A ja nie ruszę się stąd, chyba że to zrobi.Nie znajdzie ich, nie będą go słuchali!, nie uwierzą!, odejdzie!– Twoja matka, Will – zawołał miękko pan Dark.– Dokoła, dokoła – czy potrafisz odgadnąć, w którą stronę, Willy?Pan Dark uniósł swą smukłą upiorną dłoń i zakreślił nią krąg w mroku.– Dokoła, dokoła.A kiedy pozwoliliśmy twej matce zejść i pokazaliśmy jej odbicie w Lustrzanym Labiryncie, trzeba było słyszeć dźwięk, jaki z siebie wydała! Zupełnie jak kot, który dławi się kulką włosia tak wielką i zbitą, że w żaden sposób nie może jej wypluć ani krzyknąć z włosami w nosie, uszach, oczach.O, chłopcze, była taka stara, stara, stara! Kiedy ostatni raz ją widzieliśmy, mój Willy, uciekała przed tym, co ujrzała w lustrze.Na pewno zapuka do drzwi domu Jima, kiedy jednak jego mama ujrzy dwustuletnią staruchę śliniącą się na progu i błagającą o to, by ktoś ją zastrzelił, także i ona zakrztusi się jak kot i przegna ją, odpędzi, by żebrała na ulicy, gdzie nikt jej nie uwierzy, Will, nikt nie da wiary, iż podobny worek kości i śliny był jeszcze niedawno różaną pięknością, twoją miłą rodzicielką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]