[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.But when the sun was low in the West,The Dong arose and said‘What litttle sense I once possessedHas quite gone out of my head!’And since that day he wanders stillBy lake and forest, marsh and hill,Singing ‘O somewhere, in valley or plainMight I find my Jumbly Girl again!For ever I’ll seek by lake and shoreTill I find my Jumbly Girl once more!’Playing a pipe with silvery squeaks,Sińce then his Jumbly Girl he seeks,And because by night he could not see,He gathered the bark of the Twangum TreeOn the flowery plain that grows.And he wove him a wondrous Nose, —ANose as strange as a Nose could be!Of vast proportions and painted red,And tied with cords to the back of his head.— In a hollow rounded space it endedWith a luminous Lamp within suspended,All fenced aboutWith a bandage stoutTo prevent the wind from blowing it out;And with holes all round to send the light,In gleaming rays on the dismal night.And now each night, and all night long,Over those plains still roams the Dong;And above the wail of the Chimp and SnipeYou may hear the squeak of his plaintive pipęWhile ever he seeks, but seeks in vainTo meet with his Jumbly Girl again;Lonely and wild — all night he goes, —The Dong with a luminous Nose!And all who watch at the midnight hour,From Hali or Terrace, or lofty Tower,Cry, as they tracę the Meteor bright,Moving along through the dreary night, —‘This is the hour when forth he goes,The Dong with a luminous Nose!Yonder — over the plain he goes;He goes!He goes!The Dong with a luminous Nose!’Dong o Świecącym NochaluGdy głucha ciemność na kształt płaszczaKładzie się ciężko i rozpłaszczaNa Grombuliańskiej równinie —Gdy fal spienionych dziki gniewBije w wybrzeża skalną brewI gdy ponura chmura złowieszczo nadpłynieNad turnie Wrednych Stref—Wtedy przez mroczną dal, na wskroś,Bladą iskierką błyska COŚ —Odblask płomyka? — może tylko podpłomyka?A może, wręcz przeciwnie, jest to Meteoryt?Czymkolwiek jest, na kształt promykaPrzez jednolitą czerń, kolorytDla Nocy jakże charakterystyczny(Zwłaszcza gdy zajdzie Słońca dysk),Przebija się, to tu, to tam pomykaBłędny, złowróżbny i mistycznySamotny światła błysk.I błądzi z wolna — i przystaje —I znów przez gaje i ruczajeMiejscowych puszcz i łąkPełznie — to znów prześwietli mgliścieDrzew Bongo łososiowe liście —A wszyscy, co w tym mrocznym czasieNa Blankach Wieży lub TarasieSterczą z Lornetką — wszyscy w krągKrzyczą, na alarm waląc w Gong:„To Dong! To Dong!Kryj się, Drwalu, Kowalu, Góralu!To Dong! To Dong!Słynny Dong o Świecącym Nochalu!”O, wiele lat temu i DongŻył szczęśliwy wśród puszcz tych i łąk —Aż do dnia, gdy mu serce rozdarła jak strąkPiękność młodej Dziąblanki Jadwigi:Dziąble bowiem w tej porze właśnie Sitem przez morzePrzypłynęli — i, pełni nadziei,Zarzucili kotwicę przy Obmierzłej Mierzei,Gdzie na skałach wybrzeża woda nadzwyczaj świeżaPłucze słynne Opuchłe Ostrygi.Dzień i noc poprzez lasy, wzgórza oraz dolinyNiosła się chwacka śpiewka marynarskiej drużyny:Daleko stąd jest taki ląd,Skąd się Dziąble wywodzą obficie;Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl