[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W klinice zawsze panowała cisza, ale nawet w nocy utrzymywały się jakieś szczątkowe przypływy i odpływy dźwięków: szuranie krzesła w pokoju pielęgniarzy, szum generatora pod jedną z sal operacyjnych – które świadczyły, że gmach żyje.Teraz powietrze było nieruchome i bezbarwne.Lang nadsłuchiwał uważnie.Wszędzie panował martwy, pozbawiony echa nastrój opuszczonego budynku.Wstał i podszedł do pokoju pielęgniarzy.Wiedział, że Neill jest przeciwnikiem rozmów z obsługą, ale niepokoiła go nieobecność Morleya.Zajrzał przez okienko, żeby sprawdzić, czy Morley tam jest.Pokój był pusty.Światło się paliło.Dwa wózki szpitalne stały na swoim zwykłym miejscu pod ścianą, trzeci na środku, z rozsypaną talią kart, ale po grupie trzech czy czterech lekarzy nie było ani śladu.Lang zawahał się, spróbował otworzyć drzwi i stwierdził, że są zamknięte na klucz.Nacisnął jeszcze raz klamkę i rzucił przez ramię:– Avery.Tu nikogo nie ma.– Spróbuj następne drzwi.Pewnie mają odprawę przed jutrzejszym dniem.Lang podszedł do biura chirurgii.Światło było zgaszone, ale widział białe lakierowane biurko i wielkie wykresy na ścianach.Nie było nikogo.Avery i Gorrell obserwowali go.– Nie – powiedział Lang naciskając klamkę.– Drzwi są zamknięte.Gorrell wyłączył gramofon i razem z Averym podeszli.Spróbowali ponownie obu drzwi.– Oni tu gdzieś są – powiedział Avery.– Przynajmniej jedna osoba musi mieć dyżur.A co z tymi? – wskazał na ostatnie drzwi.– Zamknięte – powiedział Lang.– Sześćdziesiątka dziewiątka zawsze jest zamknięta.To chyba jest zejście do piwnicy.– Zajrzyjmy do gabinetu Neilla – zaproponował Gorrell.– Jeżeli ich tam nie będzie, przejdziemy przez recepcję i spróbujemy wyjść.To musi być jakaś sztuczka Neilla.W drzwiach gabinetu Neilla nie było okienka.Gorrell zapukał, odczekał i zapukał głośniej.Lang ruszył klamką, potem ukląkł.– Jest ciemno – zameldował.Avery odwrócił się i spojrzał na dwoje pozostałych drzwi, po przeciwnej stronie sali.Jedne prowadziły do stołówki i skrzydła neurologii, drugie do parkingu na tyłach kliniki.– Czy Neill nie dawał do zrozumienia, że może nas poddać takiej próbie? – spytał.– Żeby się przekonać, czy potrafimy przetrwać noc sami?– Ale Neill śpi – zauważył Lang.– Będzie w łóżku przez dwa dni.Chyba że.Gorrell ruchem głowy wskazał fotele.– Chodźmy.Pewnie nas teraz podglądają razem z Morleyem.Wrócili na swoje miejsca.Gorrell przysunął stolik szachowy do kanapy i ustawił figury.Avery i Lang rozsiedli się w fotelach i zaczęli spokojnie wertować czasopisma.Nad nimi lampy łukowe oświetlały ciszę szerokimi stożkami światła.Jedynym dźwiękiem było powolne tykanie zegara.Godzina trzecia piętnaście nad ranem.Przesunięcie było niezauważalne.Zaczęło się od niewielkiej zmiany perspektywy, zanik i przegrupowanie zarysów.Lekka zmiana ogniskowej, cień ślizgający się powoli po ścianie, zaostrzenie się kątów.Ruch był płynny, tempo nieskończenie wolne, ale stopniowo zarysowała się ogólna tendencja.Sala gimnastyczna kurczyła się.Cal za calem ściany zbliżały się do siebie, ograniczając powierzchnię podłogi.Przesuwając się ku sobie, ściany uległy zmianie: rzędy lamp pod sufitem rozpływały się i zacierały, kabel elektryczny biegnący pod ścianą wtapiał się w listwą, kratki otworów wentylacyjnych rozpływały się w szarości ściany.W górze sufit, jak spod olbrzymiej windy, zbliżał się do podłogi.Gorrell oparł się łokciami o stolik, ukrył twarz w dłoniach.Zapędził sam siebie w ciągły szach, ale nadal przesuwał figury w rogu szachownicy, rozglądając się co jakiś czas w poszukiwaniu natchnienia.Wiedział, że Neill gdzieś tam ich obserwuje.Zrobił ruch, podniósł głowę i przebiegł wzrokiem przeciwległą ścianę aż do kąta, wypatrując jakichś oznak ruchomej płytki.Od pewnego czasu usiłował bez powodzenia odkryć tajne okienko Neilla.Ściany były zupełnie gładkie; dwukrotnie przejrzał każdą stopę kwadratową dwóch przeciwległych i poza trojgiem drzwi nie znalazł na ich powierzchni choćby najmniejszej szpary czy pęknięcia.Po chwili lewe oko zaczęło mu boleśnie pulsować, odsunął więc szachownicę i położył się.Nad głową miał linię fluoroscencyjnych rurek, w plastykowych ażurowych oprawach rozpraszających światło.Już miał powiedzieć Langowi i Avery’emu o swoim poszukiwaniu tajnego okienka, kiedy przyszło mu do głowy, że każdy z nich może mieć ukryty mikrofon.Postanowił rozprostować nogi, wstał i przeszedł się po sali.Po półgodzinnym ślęczeniu nad szachownicą czuł się zdrętwiały i zmęczony.Chętnie porzucałby piłką albo rozruszał mięśnie na maszynie do wiosłowania, ale jak na złość nie zapewniono im żadnych urządzeń rekreacyjnych poza trzema fotelami i gramofonem.Doszedł do końca sali i zaczął ją obchodzić dokoła nasłuchując jakichś odgłosów z przyległych pomieszczeń.Coraz mniej mu się podobało to szpiegowanie ich przez Neilla i z ulgą zauważył, że jest już piętnaście po trzeciej.Za niecałe trzy godziny wszystko się skończy.Ściany sali gimnastycznej zwierały się.Była teraz o połowę mniejsza niż na początku, z nagimi, pozbawionymi okien ścianami stała się wielkim kurczącym się pudłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]