[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kupisz, to wyjdź, ustąp kolejki następnej.Pierwsza, na znak Minca, weszła do sklepu Antonina.Na ulicy było spokojnie.Z sąsiedniego domu wyszła zaciekawiona staruszka.Łożkin został odesłany, by ją odciągnąć i wyprowadzić ze strefy.Czas płynął.Według obliczeń Minca zakupy powinny były zająć pięć minut.Ale Antonina się nie pojawiła i po dziesięciu minutach.Minc i Grubin się nie niepokoili, bo rozumieli, że Antonina ze sklepu tak po prostu nie wyjdzie.Ale zdenerwowanie kobiet z każdą chwilą rosło przez obawę, że Antonina kupi zbyt wiele i dla pozostałych nie starczy.I kiedy upłynęło piętnaście minut, podniósł się nieoczekiwany bunt.Z krzykiem „Nie możemy już dłużej czekać!” żony, siostry i matki zmiotły strzegącego wejścia Minca i, zderzając się ze sobą, przebiły się do drzwi.Znalazłszy się w otworze drzwiowym, znikały.I kiedy zniknęła ostatnia, stara Łożkina, nastąpiła tragiczna cisza.- Co robić? - spytał Udałow.- Ano nic - odpowiedział lekkomyślny Grubin.- Wrócą, kiedy zrobią zakupy.Dał im pan, Lwie Christoforowiczu, dużo pieniędzy.Wcześniej niż za pół godziny oczekiwać ich nie należy.Okazywało się, że Grubin miał rację.Nic się nie działo.Trwało tak ponad dwadzieścia minut.Po upływie tego czasu w otworze drzwiowym pojawił się krzepki młody człowiek w wojskowym mundurze ze szlifami lejtnanta i w czapce z wiśniowym otokiem.Obrzucił obecnych srogim spojrzeniem i spytał:- Czy jest tu obecny Lew Christoforowicz Minc?- To ja - przyznał się profesor.- Pozostańcie na miejscu - polecił lejtnant i zaraz też zniknął.Po chwili w otworze drzwiowym pojawiło się biurko.Na nim stało krzesło.Lejtnant popychał je od tyłu.Następnie lejtnant ulokował obok drzwi krzesło, usiadł na nim i powiedział:- Obywatelu Minc, wasza sytuacja wygląda źle.- O co chodzi? - zakrzyknął Minc.- Nic z tego nie rozumiem.- Czy przyznajecie się do zorganizowania spisku antyradzieckiego? - spytał lejtnant.- Wasze wspólniczki już się przyznały.Udałow jęknął.Domyślił się, że Ksenia wpadła w kłopoty.- O co jestem oskarżony? - zapytał Minc drżącym głosem.Lejtnant wyciągnął skądś teczkę z napisem „Sprawa nr 2451” i otworzył ją.- We wniosku powiedziane jest - przeczytał.- Po odprawieniu do miasta Wielki Gulsar grupy dywersyjnej liczącej osiem osób obywatel Minc L.Ch.polecił dywersantkom pozorującym przyjezdne nabywczynie kawioru otruć kierownictwo miasta, a także wysadzić most przez rzekę Guś.- To bzdury! - powiedział Minc.- One się przyznały - krótko i nawet ze smutkiem odezwał się lejtnant.- Tutaj są wszystkie ich zeznania.- Wypuśćcie je zaraz! - zakrzyknął Minc.- One w niczym nie zawiniły.- To znaczy, że się przyznajecie? - usta lejtnanta drgnęły w uśmiechu.- Przyznaję się do wszystkiego, co tylko chcecie - powiedział Minc.- Tak czy owak, nic nie zrozumiecie.- Chodźcie za mną! - polecił lejtnant.- Za jednym zachodem zabierzcie biurko.- Nie idź! - zakrzyknął Udałow.- Oni cię nie wypuszczą.- Problem leży nie we mnie - wyjaśnił Minc.- To ja wysłałem nasze kobiety w przeszłość i ja ponoszę za to odpowiedzialność.- Ale on przecież ich też nie wypuści - powiedział Grubin.- Przecież jesteście razem w jednej sprawie.- Oczywiście - powiedział lejtnant.- O tym się wypowie trójka specjalna.Jeśli dywersantki nie są winne, to one do was wrócą.Ale jeśli.- I lejtnant z uśmiechem przyłożył do czoła palec i pstryknął językiem.Udałow z przerażenia zachwiał się.- Żegnajcie, towarzysze - powiedział Minc do Udałowa i Grubina i zrobił krok ku drzwiom.I wtedy usłyszeli głos Łożkina, który powrócił pod drzwi.- Co się tutaj dzieje? - zapytał.- Wy, obywatelu, przechodźcie, nie zatrzymujcie się - polecił lejtnant.- Bo też zostaniecie zatrzymani.- Chwileczkę, chwileczkę! - odezwał się Łożkin.- Oni aresztowali nasze kobiety - oznajmił Udałow.- I Minc teraz idzie poświęcić siebie.- On nigdzie nie pójdzie - zaoponował Łożkin.- Z drogi! - wrzasnął na starego lejtnant.A ten oświadczył:- Poznaję ciebie, Kola.- Co takiego? My się nie znamy.- My się znamy i to jak jeszcze - powiedział Łożkin.- Miałem w młodości pewien epizod.Po demobilizacji jakiś czas przesłużyłem w organach.Poznajcie się!I wtedy wszyscy się zorientowali, że lejtnant jest właśnie Mikołajem Łożkinem, tylko mocno odmłodniałym.- Nie wierzę - powiedział lejtnant.- Trzeba będzie uwierzyć.- Łożkin wyciągnął dowód osobisty i podał go samemu sobie.Lejtnant dowód otworzył, długo studiował fotografię, popatrzył na Łożkina starego.Zamknął dowód.- Diabli to wiedzą - powiedział w końcu i coś ludzkiego błysnęło mu w oczach.- Tak więc, Kola - podsumował Łożkin stary - ja jestem twoją przyszłością.Emerytem na skalę rejonową.Uczciwym, szanowanym człowiekiem.- Ty też jesteś spiskowcem! - powiedział lejtnant bez przekonania.- Ciebie też trzeba postawić pod ścianę.- A Wierkę to już rzuciłeś, czy jeszcze z nią żyjesz? - spytał Łożkin stary.- Ja tam nic nie wiem.- Pytam się, czy rzuciłeś Wierkę Rabinowicz, swoją tajną miłość, córkę represjonowanego wroga narodu? Ja tego nie mogę sobie wybaczyć do tej pory.Nie mogę sobie wybaczyć własnego tchórzostwa.Przyjaciele na Łożkina starego patrzyli ze zdumieniem.Znali go już wiele lat, przepracował on całe życie jako buchalter.I, się okazuje, miał epizod!- Rzuciłem - powiedział lejtnant spuszczając oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]