[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tego, co Clarissa wiedziała, absolwenci Harvardu przez całe życie trzymają się blisko.Łączy ich jakby klanowa więź.Ktoś z grona przyjaciół Jane prowadzi sprawę niejakiego Cody'ego Sinclaira.Zapewne chodzi o jakiś brudny czy trudny rozwód i adwokat w tej sprawie poprosił Jane o pomoc.Niemniej Clarissa była zdziwiona, że Jane zgodziła się uczestniczyć w tak mało wartej z punktu widzenia finansowego sprawie.Przecież nie potrzebowała pieniędzy.Tak, to chyba chodzi o osobistą przysługę.Nie ma innego wyjaśnienia.Odkładając na bok list Clarissa stwierdziła, że być może istnieje inne wyjaśnienie, ostatnim bowiem dokumentem było świadectwo zawarcia związku małżeńskiego, wydane przed dwunastoma laty w stanie Nevada.Henry Latimer, sędzia pokoju w Las Vegas oświadczał, że zarejestrował zawarcie związku między Codym Sinclairem a.Jane Thayer.Na telefonie Jane migotało światełko, zawiadamiające o pozostawionej dla niej w centrali wiadomości.Słyszała dzwonek, gdy brała prysznic, ale nie chciało jej się odbierać telefonu.Tylko jedna osoba może dzwonić do niej do hotelu i to było właśnie powodem, dla którego nie podniosła słuchawki.Poprzedniego wieczoru też wzięła prysznic.Długi i gorący.Szorowała się bez końca, chcąc z siebie zmyć.Otóż to, ani wczorajszy prysznic, ani dzisiejszy nie potrafiły zmyć palących śladów pocałunków.Może pomógłby raczej zimny prysznic.Usiadła na łóżku, skrzyżowała nogi, głowę podparła dłońmi i patrzyła to na migające światełko na aparacie, to na turkusowy szal przerzucony przez oparcie fotela.W nocy śnił się jej ten szal.Usta miała pełne przekleństw, które tylko czekały na okazję.Sny o Codym Sinclairze były jej potrzebne jak dziura w moście.I to komu on śmie się śnić! Jej, kobiecie rozsądnej, zawsze rozumującej logicznie, rzeczowej; która ma ściśle wytyczoną drogę życia wraz z określonymi chwilami na emocje.Jednakże żadna z tych chwil nie przewidywała wtargnięcia Cody'ego Sinclaira.Nie ma tam dla niego miejsca.Skoro poważna pani adwokat jest taka rozsądna, to dlaczego siedzi pośrodku łóżka ze skrzyżowanymi nogami jak jakaś indiańska squaw, owinięta hotelowym szlafrokiem, i jak sroka w kość wpatruje się w szal ofiarowany jej przez Cody'ego? Dlaczego zamiast tego nie tęskni za powrotem do domu i do "Marka?Niech wszyscy diabli wezmą Cody'ego za ten pocałunek! Niech go wezmą wszyscy diabli za wywołanie wspomnień, których nie należało budzić.Niech go wszyscy diabli wezmą za to, że jest najseksowniejszym mężczyzną ze wszystkich, których znała.Jest nim nawet teraz, po dwunastu latach.Niech go wszyscy diabli za to, że zostawił dla niej wiadomość w hotelowej centrali telefonicznej.No cóż, tak czy inaczej wiadomość trzeba odebrać.Podniosła słuchawkę i wykręciła wewnętrzny numer.Telefonistka poinformowała ją o tym, co Jane odgadła:- Dzwonił pan Cody Sinclair i prosił, żeby pani powtórzyć, że jeśli jest pani wolna w porze lunchu, to proszę przyjść o dwunastej do redakcji „Sentinela".- A jeśli nie jestem wolna? - mruknęła na wpół do siebie.- Przykro mi, proszę pani.Widocznie pan Sinclair nie zakładał takiej ewentualności.Jasne, że nie zakładał.Wiedział dobrze, że jedynym powodem, dla którego nie poszłaby do redakcji, byłaby niechęć, żeby się z nim spotkać.To, czy jest wolna, czy zajęta nie ma z tym nic wspólnego.Po odłożeniu słuchawki spuściła nogi na dywan i wstała.W termosie przyniesionym jej przed godziną przez hotelową obsługę była jeszcze kawa.Prawie cały kubek gorącego napoju, znacznie bardziej aromatycznego niż to, co piła poprzedniego dnia rano z Codym.Tamto miało smak cykorii.Wróciła z kawą do łóżka, usiadła i wykręciła numer swego gabinetu w Bostonie.Może porozmawianie o bieżących sprawach prawniczych jakoś ją ostudzi z emocjonalnego napięcia i pozwoli jaśniej myśleć.Bo nawet pełne dzbanki kawy i częste prysznice nie pomagają.Telefon zadzwonił dwa razy, zanim Jane usłyszała zdyszane:- Halo?Jane zmarszczyła brwi.Clarissa była doskonałą sekretarką i świetnie wiedziała, jak należy odbierać telefon.- Clarissa?- Oo, Jane! Cześć! - Dziwny głos, jakby zmieszany.- Cześć, jak się czujesz?- Raczej ja chciałabym wiedzieć, jak ty się czujesz? Wszystko w porządku?- Oczywiście, naturalnie! A dlaczego pytasz? Clarissa nienaturalnie świergocze, pomyślała Jane.- Pytam, bo masz jakiś dziwny głos, a odebrałaś telefon, jakbyś.- Właśnie miałam kichnąć - wyjaśniła Clarissa.Na twarz Jane pojawił się uśmiech.- No to kichnij sobie teraz - poradziła wesoło.- Kiedy już mi przeszło - odparła Clarissa; nadal jakby zdyszana.- Może cię łapie przeziębienie.Weź sobie wolny dzień - nalegała Jane.- Nie próbuj przechodzić choroby.Bądź rozsądna, Clarisso!- Kiedy naprawdę nic mi nie jest.Słowo daję.Jane nie była całkowicie przekonana, ale nie miało sensu dłużej nalegać.Clarissa jest dorosłą osobą i potrafi się sobą opiekować.- No dobrze, powiedz mi teraz, co w firmie? Masz coś dla mnie?- Tak, tak.Mam.Everett Baker chce, żebyś wystąpiła jako drugi obrońca w sprawie Gaylorda.A Tom Levis chce zjeść z tobą lunch.Jane pokiwała głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]