[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech to diabli! Viola i Philip.Pokręcił głową, a po chwili roześmiał się.133- Och, Constance, gdyby widziała ją pani w dzieciństwie.Niesamowicie długie ręce, niesamowicie długie nogi i wielka kokarda we włosach.Nazywaliśmy to jej przebraniem.Inni myśleli, że była dziewczynką, ale my dwaj wiedzieliśmy swoje.Była francuskim agentem, który chciał nas wszystkich pozabijać.Raz próbowała uderzyć Philipa, ale przypadkiem trafiła mnie w policzek.- Czy stąd ma pan tę bliznę? - Constance uśmiechnęła się i dotknęła policzka Josepha.-Zawsze myślałam, że to skutek pojedynku.- W pewnym sensie tak.Ona walczyła o niego.To zadziwiające.Ona walczyła na całego, a my nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.Constance przeczesała dłonią włosy, potargane podczas snu i szarpaniny z Josephem.- Czy miała pani dobrą podróż?Jego głos zabrzmiał dziwnie, oddech musnął jej szyję.Co za osobliwe pytanie, pomyślała.- Tak, dziękuję.- Nie bardzo już pamiętała, o co ją spytał.W ciemności wyciągnęła rękę i znów go dotknęła, początkowo ostrożnie, potem jednak, gdy zorientowała się, że Joseph jest bliżej, niż sądziła, zaczęła wodzić palcami po jego twarzy.Głaszcząc policzek, zatrzymała na chwilę dłoń, a gdy obwodziła palcami zarys jego ust, Joseph chwycił ją za rękę.- Constance - szepnął.- Joseph.- Przygryzła wargę, jakby chciała cofnąć to słowo i wszystkie swoje uczucia.Nagle ich wargi się zetknęły.I to był koniec takiego świata, jaki Constance znała do tej pory.Ujęła w dłonie twarz Josepha z czułością, o jaką nawet się nie podejrzewała.- Joseph.- zaczęła znowu, ale on nie pozwolił jej powiedzieć nic więcej.Czuła jego ciało, przygniatający ją ciężar, każdy oddech.Ich intymna bliskość wydawała jej się cudem.Chciała, by to trwało wiecznie.Wreszcie rozkoszowała się jego zapachem, znanym jej z niewielu chwil, które spędzili blisko siebie.Ujęła Josepha za ramiona i nie mogła się nadziwić, że są tak muskularne.Najbardziej zdumiała się jednak wybuchem uczuć, jakie wywołało w niej dotknięcie jego ciała.Kolejne zdumienie przeżyła, gdy Joseph bez trudu poradził sobie z zapięciami sukni i poczuła jego dłonie na swym nagim ciele.Wcale nie ogarnął jej strach ani zażenowanie, przeciwnie, zrobiło jej się bardzo przyjemnie.Chwyciła zębami koniuszek jego ucha.Reszta była wielkim wirem, który porwał ich dłonie, oddechy, dotyk.Znalazła się nagle w innym świecie, w którym Joseph był razem z nią.Dotknął jej piersi z taką czułością, że pieszczota całkiem odebrała jej siły.- Constance - szepnął.Zatraciła się w jego dotyku, zapachu, w byciu razem.Zatraciła się w nim.Nie było dla niej ratunku.Leżeli w ciemności, rysy Josepha wciąż skrywał mrok.Pogłaskał Constance po głowie, ucałował kosmyk jej włosów, a potem powiedział:134- Nie powinniśmy byli tego robić.Ja nie powinienem.Trzeba było poczekać.- Pragnęłam cię.- Westchnęła.- Bardzo, bez względu na wszystko.Chciałam, żebyśmy to zrobili.- Cmoknęła go w ramię.- Czy mogę ci zadać poważne pytanie?- Próbujesz zmienić temat.- Obiecujesz, że powiesz mi prawdę? Wydał długie westchnienie.- Na tyle, na ile będzie to możliwe - zastrzegł się.- Josephie, czy to jest prawda, co mówią? Że próbujesz otruć królewską rodzinę?Odezwał się dopiero po chwili.- Prawdę mówiąc, wcale nie muszę.- Mój Boże, co chcesz przez to powiedzieć?- Próbowałaś jedzenia w Sandringham.Tamtejszy francuski kucharz bardzo się stara dokonać tego samodzielnie.- Mówię poważnie, Josephie.Miałeś te fiolki, znasz się na chemii.Słyszałam, z jaką pasją bronisz poglądów republikanów.- Widzę, że i ty czytałaś jakieś szmatławe londyńskie gazety.- Kilka - przyznała.- Tę, która opublikowała zdjęcie lekarza mordercy zamiast mnie, zamierzam pozwać do sądu.Jestem dużo przystojniejszy niż tamten człowiek.I nie noszę brody.- Josephie, proszę cię, przestań żartować.Muszę to wiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]