[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrza³a na niego.— Pewnie dlatego, ¿e i ty jesteœ trochê niezwyk³y — powie­dzia³a.Po raz pierwszy wyrazi³a jak¹œ opiniê o nim; czeka³, czy powie coœ wiêcej.Niezrobi³a tego.— Jednak czarodziej Sirrit nie jest poeta, a dziwnie zareago­wa³ na twój widok.Dlaczego tak na ciebie patrzy³ wczoraj wie­czorem? Wiesz?Spojrza³a w bok; nie potrafi³ powiedzieæ, czy jej policzki lekko zarumieni³ysiê z gniewu, czy ze wstydu.— On uwa¿a, ¿e jestem dziwna — powiedzia³a.— Mówi³am ci, ze wiêkszoœæ ludzitak s¹dzi.— A ty zachowywa³aœ siê tak.ostro¿nie — ci¹gn¹³ Aubrey.— Dlaczego?Spotka³aœ go ju¿ wczeœniej? Masz coœ przeciwko niemu?Znów spojrza³a mu w oczy.— Jestem ostro¿na wobec wszystkich magów—powiedzia³a sucho.Znowu z³agodzi³ s³owa uœmiechem.— Mam nadziejê, ¿e mnie siê nie obawiasz — rzek³.— Powiedz, ¿e to mnie niedotyczy.Na jej wargach pojawi³ siê przelotny uœmiech, sprawiaj¹c mu niewiarygodn¹przyjemnoœæ.— Ty jesteœ inny—powiedzia³a.—Sama nie wiem dlaczego.— Mo¿e mieszkanie z kimœ pod jednym dachem czyni go znajomym — rzek³ zdawkowoAubrey.— Czy¿by? — rozgniewa³a siê znowu.— Czy ty znasz kogokolwiek z nas? Mo¿eGlyrendena? Znasz jego myœli? Arachne, Orion — ich te¿ ju¿ rozgryz³eœ?— A ciebie? — ci¹gn¹³ ³agodnie.— Czy rozwi¹za³em tê zagadkê? Nie.Muszêprzyznaæ, ¿e nie.— Mo¿e ci to zabraæ wiêcej czasu, ni¿ masz.— Nie s¹dzê — powiedzia³ powa¿nie.— Nie odejdê, dopóki nie zrozumiem.A kiedy tak siê stanie—rzek³a—znikniesz, nim zapadnie noc.Nie wiedzia³, co na to odrzec, ale na szczêœcie orkiestra zagra³a nowy otwór,umo¿liwiaj¹c mu zmianê tematu.— Widzia³em, jak tañczy³aœ z dwoma partnerami — powie­dzia³.— Czy terazzatañczysz ze mn¹?— Jeœli chcesz.— Bardzo.— A wiêc zatañczê.Zaprowadzi³ j¹ na parkiet i obj¹³ ramionami.By³a lekka jak jesienna bryza;wa¿y³a chyba tylko tyle, co p³at kory zdarty z brzozowego pnia.Czu³ podpalcami g³adki materia³ jej sukni, lecz ch³odny jedwab zdawa³ siê nie skrywaæ¿ywej istoty.Wie­dzia³, ¿e po³o¿y³a d³onie na jego ramionach, ale nie wyczuwa³ich dotkniêcia.Przycisn¹³ mocniej i poczu³ j¹ w objêciach, kruche kostkiuwiêzione w miêkkim, bezbronnym ciele.Mruknê³a coœ, protestuj¹c bez s³Ã³w, wiêcrozluŸni³ uœcisk, jednak nie tak bardzo, jak powinien.Teraz zrozumia³,dlaczego Glyrenden zawsze chwy­ta³ j¹ zbyt mocno; mimo si³y jej osobowoœci,by³a bardzo drobna.Wydawa³a siê raczej z³udzeniem ni¿ realn¹ osob¹.Czy tak obejmowa³eœ lady Mirette? — zapyta³a.By³ tak zaskoczony, ¿e rozeœmia³ siê w g³os.Nie przypuszcza³, ¿e zapamiêta³aimiona jego partnerek.— Miretty tego œwiata s¹ stworzone do igraszek—odpar³.— Bardzo mo¿liwe, ¿eprzycisn¹³em j¹ raz czy dwa.— Dziwiê siê, ¿e zdo³a³a nabraæ tchu, ¿eby z tob¹ flirtowaæ.— Ale¿ mog³a, bez trudu — rzek³.— Jednak ty.Ty zdajesz siê w ogóle nieoddychaæ.— Gdybyœ nie trzyma³ mnie tak mocno.— Muszê — szepn¹³ i ponownie przycisn¹³ j¹ do siebie.Tym razem nieprotestowa³a i tañczyli dalej; Aubrey pragn¹³, ¿eby ten walc trwa³ bez koñca,grany wci¹¿ od nowa, aby on móg³ trzymaæ Lilith w ramionach przez ca³¹ noc.Jednak taniec siê skoñczy³.Lilith cofnê³a siê o krok, a Glyrenden wyrós³ przynich jak spod ziemi.Czarodziej nawet nie spojrza³ na Aubreya.Ca³¹ uwagêskupi³ na ¿onie.— Ach, moja droga — rzek³, bior¹c jej d³oñ i wk³adaj¹c j¹ w zagiêcie swojejrêki.— Szuka³em ciê godzinami.Usi¹dŸ przy mnie na chwilê, napij siê wina iopowiedz mi, jak siê bawisz u Farena Rochestera.Pos³usznie posz³a za nim przez parkiet, trzymaj¹c go pod rêkê.¯adne z nich nieobejrza³o siê na Aubreya, który obserwowa³ ich, czuj¹c, jak ziemia dr¿y podgrub¹ pod³og¹ pa³acu i dziwi¹c siê, ¿e nikt inny na sali nie czuje siê taknieswojo jak on.7Nastêpny dzieñ, a potem jeszcze jeden, up³ynê³y w ten sam sposób, chocia¿ dlaAubreya zmieni³ siê ca³y œwiat.W dzieñ mê¿czyŸni polowali lub jeŸdzili konnoma³ymi grupkami, podczas gdy kobiety plotkowa³y, malowa³y siê i stroi³y;wieczorami od­bywa³y siê imprezy w wiêkszym gronie.Aubrey nie wiedzia³, coby³o gorsze; godziny spêdzane bez Lilith, czy te w jej towa­rzystwie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl