[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była letnia, ale chłodna noc; niebo trochę mgliste i zaciągnięte chmurami.Mimo to przeglądał księżyc, słaby i jakby wymokły, lecz zawsze księżyc, obiecując - jeśli chmury ustąpią - przejaśnienie po północy.Zapukałem wreszcie do drzwi; służący otworzył mi z wesołym uśmiechem.- Wszystko w jak najlepszym porządku, proszę pana, i bardzo wygodnie.- Taak? - powiedziałem z nutą rozczarowania.- I nie widziałeś ani nie słyszałeś nic osobliwego?- Właściwie muszę przyznać, że słyszałem coś dziwnego.- Co to było?- Odgłos kroków za moimi plecami i raz czy dwa jakiś szmer koło ucha, coś jakby szept - i nic więcej.- No i cóż, masz stracha?- Ani trochę.Śmiałe spojrzenie młodzieńca upewniło mnie raz jeszcze, że bez względu na to, co się stanie, nigdy mnie nie opuści.Staliśmy w hallu.Drzwi od ulicy były zamknięte.Zwróciłem teraz uwagę na psa: w pierwszej chwili wbiegł ochoczo do środka, ale natychmiast przyczołgał się z powrotem do drzwi, skrobiąc i skomląc, żeby go wypuścić.Pogłaskałem go po głowie i dodałem mu odwagi, pies więc pozornie pogodzony z sytuacją podążył za nami.Zamiast jednak spieszyć przodem i węszyć, jak zwykle na nowym miejscu - trzymał się cały czas mojej nogi.Najpierw zwiedziliśmy sutereny, gdzie mieściła się kuchnia i piwnice.W ostatniej znaleźliśmy parę butelek wina.Stały w skrzynce, osnute pajęczynami, nie ruszane od lat.Najwyraźniej duchy nie były moczymordami.Poza tym nie natrafiliśmy na nic ciekawego.Z tyłu domostwa leżało małe, mroczne podwórko, otoczone bardzo wysokimi murami.Bruk tu obrósł mchem, płyty pokryła wilgoć i kurz; idąc zostawialiśmy niewyraźne ślady.I oto po raz pierwszy stałem się naocznym świadkiem przedziwnego zjawiska w tym osobliwym przybytku.Nagle tuż przed sobą zobaczyłem, jak odciska się ślad ludzkiej stopy.Przystanąłem, chwyciłem mego sługę za ramię.Jednocześnie, równie nagle jak pierwszy, ale nieco przed nim, powstał drugi ślad.Podszedłem szybko do tego miejsca.Niewidzialna stopa w dalszym ciągu pozostawiała małe, dziecinne ślady.Były zbyt niewyraźne, by określić dokładnie ich kształt, przypominały jednak zarys bosej stopy.Zjawisko to ustało, gdy doszliśmy do przeciwległego muru.Postanowiłem obejrzeć pokoje na parterze: salon, mniejszy salonik i najmniejszy z nich pokój, który prawdopodobnie zajmował lokaj - wszystkie ciche jak śmierć.Potem zwiedziliśmy jadalnie, które robiły wrażenie świeżych i odnowionych.Rozsiadłem się w fotelu we frontowym pokoju.F.postawił na stole lichtarz, który rzucał na nas snop światła.Poprosiłem go, aby zamknął drzwi.Kiedy się odwrócił, krzesło stojące pod przeciwległą ścianą szybko i bezszelestnie zbliżyło się do mnie, zatrzymując się w odległości jarda, i to dokładnie vis vis.- To nawet lepsze niż wirujące stoliki - powiedziałem ze śmiechem, na dźwięk którego pies zjeżył się i zawył.F.nie zauważył żadnej zmiany, zajęty był uspokajaniem psa.Nie przestawałem obserwować krzesła.W pewnej chwili wydało mi się, że widzę na nim blady, mglisty zarys ludzkiej postaci, zarys tak niewyraźny, że zacząłem wątpić w mój wzrok, pies zupełnie się uspokoił.- Odstaw z powrotem pod ścianę to krzesło - rzekłem do F.który natychmiast spełnił polecenie.- Czy to pan? - zapytał odwracając się gwałtownie.- Ja.a co?- Jak to? Ktoś mnie uderzył; czułem wyraźnie.W ramię, o tutaj.- Nie, to nie ja, ale najwyraźniej mamy do czynienia z jakimiś iluzjonistami i choć może nie rozszyfrujemy ich sztuczek, z pewnością prędzej my ich złapiemy, niż oni nas stąd wystraszą.Nie siedzieliśmy długo w jadalniach - były wilgotne i zimne.Z przyjemnością wróciłem na górę, do kominka.Na wszelki wypadek jednak, podobnie jak na dole, pozamykaliśmy wszystkie drzwi.Służący wybrał mi na sypialnię najlepszy pokój na całym piętrze - duży z dwoma oknami wychodzącymi na ulicę.Wsparty na czterech klocach materac sprężynowy, który zajmował niemało miejsca, stał naprzeciwko kominka, gdzie płonął wesoły, jasny ogień.Drzwi, znajdujące się między łóżkiem a oknem, prowadziły do pokoju służącego.Była to niewielka klitka, bez połączenia ze schodami, a jedyne drzwi dzieliła z moją sypialnią.Na umeblowanie składały się sofka i dwie szafy po obu stronach kominka, pokryte tym samym co ściana matowobrązowym papierem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]