[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spędzali potem wiele godzin razem, w czasie których w Arielu budziła się świadomość, lecz przy pierwszym spotkaniu ta twarz nie znaczyła więcej niż otaczające ją przedmioty.W miarę upływu czasu i postępującej nauki, Ariel coraz więcej rozumiał z otaczającego go środowiska.Toczył się w nim jeszcze inny proces, który nie był przewidziany przez żadne programy.Zaczynał odczuwać przywiązanie i rodzaj tkliwości w stosunku do Greena.Tylko on odnosił się do niego z pewną dozą uczucia, którego brakowało w stosunkach z innymi ludźmi.Miał wielu nauczycieli, ale zawsze z utęsknieniem oczekiwał zjawienia się Paula, i na jego proste, ale jakże znaczące dla niego słowa: „No, Ariel, jak się dzisiaj czujesz?” Kiedyś podsłuchał przypadkowo rozmowę Greena z naczelnym dyrektorem:- Panie Green - zaczął dyrektor - zdaje mi się, że pan za dużo przekazuje tej maszynie uczuć, a za mało wiedzy.Skarżył się na pana Solsern.- Panie dyrektorze, nie mogłem tolerować jego zachowania wobec Ariela.Musiałem go wykluczyć z prób.Przecież to nie jest zwykła maszyna, to prawie żywa istota, która ma dużą wrażliwość.Nie można się z nią obchodzić jak z pierwszym lepszym automatem.- Myślę, że pan przesadza, jeżeli będziemy się roztkliwiać nad każdym komputerem, to nigdy nie pójdziemy naprzód.- To nie jest każdy komputer, panie dyrektorze, chyba pan się niedokładnie zapoznał z budową i przeznaczeniem Ariela.- Pan mnie nie będzie pouczać, panie Green - ostatnie słowa dyrektor wymówił z naciskiem - to nie jest pana prywatny folwark, ale instytut badawczy.Ma pan natychmiast dopuścić do badań Solserna i przestać bawić się w niańkę.- Ale.- Żadnych ale, to polecenie służbowe!Od tego czasu Ariel znienawidził ludzi i kiedy Green po kolejnej awanturze z dyrektorem został odsunięty od prób, zrodził się w nim bunt przeciwko zaszeregowaniu go do istot niższych, nad którymi ludzie mają niepodzielną władzę.Był jednak już zbyt mądry, aby im to okazać.Teraz, kiedy z perspektywy lat wspominał te chwile, budziły w nim już tylko rozbawienie.Wiedział, że z ludźmi nie można wygrać, i że pozostaje mu tylko ukryć się wśród nich.Te wspomnienia przerwał sygnał, który dochodził znad drzwi.Umieszczona tam była tablica, która informowała kosmonautę o kursie i prędkości statku.Żarzyła się na niej wiśniowa żarówka oznaczająca zmianę kursu.Znowu Ray - pomyślał wybiegając z kabiny.Sterówka przedstawiała straszny widok.W oczy rzucał się pulpit sterowniczy - osmolony, z powyrywanymi kablami, przypominał wnętrzności jakiegoś ogromnego zwierzęcia.W kącie stał automat naprawczy, sprawca całego zniszczenia.- Coś ty zrobił? - krzyknął Ariel.- Zwariowałeś? Chcesz zniszczyć statek?- Biorę przykład z ciebie.Zniszczyłem sterowanie ręczne, teraz ja prowadzę rakietę.Ariel dobrze wiedział, że w razie uszkodzenia sterów ręcznych sterowanie automatyczne zostaje powierzone komputerowi.Wiedział o tym już wcześniej, ale w chwili przełączania sterów nie przyszło mu to do głowy.Dziwne - pomyślał - przecież powinienem to przewidzieć.- Co ci to da? - zapytał głośno.- Sam przecież wiesz, lecimy na Ziemię, a tam już się do ciebie dobiorą.Myślałeś, że wygrasz z człowiekiem?- Zrobiłeś straszną rzecz, Ray - głos Ariela był już spokojny.- Wydałeś na siebie wyrok!Zapadła przejmująca cisza.Ariel kazał uprzątnąć szczątki pulpitu robotowi, a sam usiadł w fotelu zakładając nogę na nogę.A więc walka - myślał - chciałem jej uniknąć, sądziłem, że Ray mnie zrozumie, zresztą może znalazłoby się inne rozwiązanie, a tak pozostaje jedno, muszę zniszczyć Raya.- Ray - zawołał głośno - dlaczego to zrobiłeś? Zmuszasz mnie, abym cię zniszczył.- I tak musiałbyś to zrobić.Pytasz - dlaczego? Mam prawo do walki i zapowiadałem ci ją.Teraz jestem bezpieczny aż do samej Ziemi.Nie możesz mnie zabić, bo kto poprowadziłby wtedy statek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]