[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie płacz - rozległ się głos ze studni.- Spuść tylko dzbanek, a ja ci go tu napełnię.Spuścił więc dzbanek, smok wziął go, i pełen wody oddał z powrotem.Królewicz, wielce uradowany, wrócił do domu; gdy się ten fałszywy królewicz napił, wyskoczył z łóżka i już był zdrów.Niebawem zaczął znowu udawać chorego.Tym razem powiedział, że tylko wówczas wyzdrowieje, jeśli jego sługa przyprowadzi mu ze Szklanego Zamku piękną dziewczynę imieniem Florianna.I królewicz znów musiał udać się w drogę.Poszedł więc nieborak, szedł i szedł, rozmyślał nad tym i owym, czego to dożył, i co to jeszcze z nim będzie.A gdy tak był pogrążony w swoich smutnych myślach, spostrzegł nagle długi pochód mrówek, który właśnie zaszedł mu drogę.Mrówki maszerowały w porządnym szyku niczym wojsko.Młodzieniec przystanął i poczekał chwilę, dopóki nie przeszły, bowiem żal mu było je rozdeptać.Na samym końcu tego pochodu kroczyła wielka mrówka z koroną na głowie.Pięknie mu podziękowała, że nie zrobił krzywdy jej poddanym, obiecała mu pomoc w razie potrzeby.Po jakimś czasie przyszedł do brzozowego lasu.Patrzy, a tu ptaszki złapały się w sidła i rozpaczliwie trzepoczą skrzydełkami.Podbiegł szybko, wypuścił je z potrzasku.Wyfrunęły z wesołym świergotem, przyrzekając mu pomoc w razie potrzeby.Gdy już wyszedł z tego lasu, dotarł nad potoczek.Tutaj, w piasku u brzegu, trzepotała się rybka; miała koronę z pereł na głowie.Królewicz podniósł rybkę i wrzucił ją do wody.Zapluskała wesoło i wytknąwszy łebek gorąco podziękowała mu za to, że nie dał jej zginąć na piasku.„Odwdzięczę ci się za to” - zawołała, potem - plusk! i już jej nie było.Królewicz bardzo długo jeszcze wędrował i błądził, aż wreszcie zobaczył z daleka lśniący blaskiem Szklany Zamek.Przychodzi pod bramę, a tu stoi na straży czarownica i trzyma w ręku obnażony miecz.Pokłonił się jej grzecznie, ale ona nawet nie odpowiedziała na jego pozdrowienie, tylko zwymyślała go ostro.Nieborak zaczął się tłumaczyć, że nigdy by tu nie odważył się przyjść sam, z własnej woli, ale - że jego pan zachorował i prędzej nie wyzdrowieje, dopóki nie dostanie Florianny.- A, to co innego - rzekła na to czarownica - w takim razie nie twoja wina, że tu jesteś.- I zaprowadziła go do zamku.- Tu sobie odpocznij, a jutro porozmawiamy!Dostał dobrą wieczerzę i miejsce na nocleg, żeby mógł się wyspać.Nazajutrz rano przyszła do niego czarownica, znów tak samo z błyszczącym mieczem w ręce, i tak zaczęła mówić: - Synu, nie jesteś pierwszy, który chciał uprowadzić Floriannę.Wielu już było takich, co o nią zabiegali; każdemu z nich obiecałam Floriannę, jeśli wykona zadanie, które mu dam.Widzisz ten miecz? Wszyscy oni położyli głowy.Tobie też daję szansę: otrzymasz Floriannę, jeśli wykonasz to, co ci powiem.Lecz zastanów się przedtem, jeśli nie dasz rady, tak samo stracisz głowę!Królewicz zrozumiał że tu nie ma żartów.Ale co miał robić? Bez Florianny nie mógł wracać.Postanowił spróbować szczęścia.- Ano, synu - zgodziła się czarownica - bierz się do roboty!Poszła do komory, przyniosła stamtąd kilo maku i kilo prosa, i wszystko razem zmieszała.- Rozdzielisz dokładnie mak od prosa, do ostatniego ziarnka!I żebyś do wieczora był gotów z tą pracą! - Rzekłszy to obróciła się i poszła ze swoim mieczem przed bramę na straż.- No i masz ci los! Widział to kto, żeby to było możliwe uporać się z taką robotą!? - Królewicz zrezygnowany bardzo zaczął bać się o swoją głowę.Ale na szczęście zjawiła się owa wielka mrówka - królowa, z koroną na głowie, a wraz z nią cała armia maleńkich mrówek.- Nie martw się - rzekła - przyszłyśmy ci pomóc.Idź, obejrzyj sobie zamek, a my tymczasem zrobimy co trzeba!Nie trwało nawet godziny i mrówki już były gotowe z robotą.Około wieczora przyszła czarownica, znowu z mieczem w ręce, pewna siebie, że idzie już po jego głowę.Gdy jednak zobaczyła dwie czyściutko rozdzielone kupki ziarnek, nieco złagodniała.- Dobrze - powiedziała - dobrze, widzę, że nie żałowałeś trudu.Teraz możesz odpocząć i zjeść wieczerzę.Ale - żebyś wiedział: To dopiero początek! Jutro dostaniesz następną robotę.Królewicz, mając nadzieję że już dostanie Floriannę, gdy to usłyszał, stracił apetyt do jedzenia i nie mógł zasnąć.Ledwo wzeszło słońce, znowu przyszła czarownica i postawiła przed nim na stole dwie szklanice.- Tutaj - powiedziała - w tych naczyniach przyniesiesz mi wodę życia i wodę śmierci, przynajmniej po jednej kropelce.Jeśli nie zdążysz do wieczora z powrotem, zetnę ci głowę!Królewicz biedził się i rozmyślał, co by to mogła być za woda: „woda życia” i „woda śmierci”, i skąd by ją zdobyć.Wtem zapukało coś do okna.Spojrzał, i zobaczył dwa śliczne ptaszki.A były to te same ptaszki, które uwolnił z sideł.Szybko otworzył okno, i wtedy jeden z nich zaświergotał:- Nie trap się! Śpieszyliśmy ci z pomocą, przyniesiemy ci wodę życia i wodę śmierci.I odfrunęły.Leciały w dalekie strony, aż wreszcie zatrzymały się przy szubienicy, na której wisiał skazaniec, a pod nią ktoś płakał.Królewicz tymczasem spacerował cały dzień po ogrodzie.Gdy wrócił, właśnie nadleciały oba ptaszki i każdy z nich upuścił ze swego dzióbka po kropelce do każdego naczynia.Potem powiedziały: - Masz tu to, czego żądała czarownica.Gdy cię zapyta, skąd to wziąłeś, powiedz jej, że woda śmierci - to łza z oka skazańca - syna, zaś woda życia - to łza ojca, płaczącego pod szubienicą.Gdy znowu przyszła czarownica, pokazał jej wodę życia i wodę śmierci, i powtórzył to, co słyszał od ptaszków.Czarownica pochwaliła go, że się tak dobrze spisał, ale Florianny jeszcze wciąż nie chciała mu dać.Miał wykonać jeszcze jedno, trzecie zadanie.Ale jakie - tego miał dowiedzieć się dopiero nazajutrz.Także i tym razem zjadł bardzo mało wieczerzy i spał źle, bowiem trapiła go myśl, co to będzie jutro.Jeszcze nim słońce wzeszło, stanęła przed nim czarownica i chwyciła go za rękę.„Chodź ze mną!” - rozkazała, i zawiodła go nad brzeg morza.- Popatrz, tutaj, do tego morza wpadł mi złoty pierścień.Przyniesiesz mi go zanim zapadnie wieczór, inaczej - spadnie ci głowa! Po czym znowu poszła przed bramę na straż.Królewicz chodził smutny nad brzegiem morza.Co tu robić? Wtem coś zapluskało.Obejrzał się, a to rybka wychyliła się z wody, a na jej główce zobaczył koronę z pereł.Była to owa rybka, którą przedtem wrzucił z piasku do wody.- Nie trap się - rzekła.- Znajdę ci ten pierścień!A że była królową ryb, rozkazała swoim poddanym, aby szukały pierścienia.Szukały więc i szukały, od rana do południa, i od południa do wieczora, lecz pierścienia nie mogły znaleźć.Wreszcie jednak któraś z rybek spostrzegła go, wzięła i zaniosła królowej.Ta rzuciła pierścień na brzeg i znikła.Królewicz ucieszył się niezmiernie, podniósł pierścień i pobiegł z nim do czarownicy.- No, masz pierścień? - wrzasnęła - i już podniosła miecz do ciosu.- Mam go tutaj - rzekł królewicz i położył go na jej dłoni.- Twoje szczęście! - mruknęła starucha.- A co przyrzekłam, tego dotrzymam.Musisz jednak jeszcze tę jedną noc tu pozostać.Ale tym razem królewiczowi świetnie smakowała wieczerza, i tym razem zasnął, jakby był w niebie.Czarownica natomiast nie spała całą noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl