[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Schyliłem głowę dając jej znak, że oto czuwam i jestem.Odpowiedziała mi skinieniem nikłym lecz znaczącym, a wszystko to odbywało się przy akompaniamencie ponurego dudnienia grudek ziemi o trumienne wieko.Po pogrzebie Weronika zniknęła mi z oczu na blisko trzy miesiące.Gdy zasięgałem o niej wieści, jedni twierdzili, że wyjechała, inni natomiast powiadali, że powróciła do nauki, której jakoby oddała się bez reszty.Widząc moje zdziwienie dodawali, że właśnie dla męża zrezygnowała z kariery naukowej.Zamiast czynić coś, aby ją odnaleźć, desperowałem i coraz częściej szukałem ulgi w kieliszku.Aż pewnego dnia przechodząc koło uniwersytetu zobaczyłem ją.Ani ona nie znała jeszcze wtedy mego imienia, ani ja jej.Do tej pory zamieniliśmy z sobą zaledwie kilka zdań.Na jej widok serce podeszło mi do gardła lecz, przełamując się, pozdrowiłem ją sztywno.- Pan był znajomym mego męża? - zapytała.- Nie.- zaprzeczyłem czując, jak wszystka krew odpływa mi z głowy.Dopiero teraz spostrzegłem, że nie nosi żałoby.Jąłem pilnie obserwować jej oczy, czy nie odezwie się znów owo wołanie z głębi.Lecz nie odezwało się.Staliśmy tak milcząc, czując jednocześnie narastające skrępowanie i własną wobec niego bezradność.I nagle stwierdziłem, że mówię.Było to coś, czego nie kontrolowałem.Oto moje gardło przemówiło samo, artykułowało słowa, nad którymi nie potrafiłem panować.W miarę jak mówiłem widziałem, że twarz jej poczyna grać różnymi uczuciami.Z początku przeważały negatywne, potem wystąpiło zdziwienie, a gdy ono minęło, na jej twarzy pojawiło się coś na kształt rozbawienia.Zaraź też nadciągnęło uczucie przekory, podszyte wszak przychylnością.-.ufając sercu.Znam panią dopiero od roku a wydaje mi się, jakbym znal całe życie.Przez ten rok stałaś mi się droższa niż ktokolwiek.Zbudowałem sobie w sercu twoje wyobrażenie.nie bój się.pozwól.- Ależ my się w ogóle nie znamy!Przemawiałem do niej nieskładnie, chropawo, ale było to przecież zarówno dla niej jak i dla mnie novum.Nikt do niej jeszcze tak nie przemawiał ani ja do nikogo tak nie przemawiałem.Czas płynął, a słowa niczym dłuto artysty cierpliwie przecinały jej skrupuły.Wiązanie po wiązaniu.aż nadszedł ów moment, kiedy odsłonięte zostało Miejsce i w Miejscu otworzyły się Drzwiczki.Zamilkłem i czekałem w napięciu czując, że nieważne są słowa wobec rozmowy oczu.Oto wiązała nas oczu naszych rozmowa płynąca z głębi, a moje mówienie sprawiło tylko tyle, że pozwoliło dostatecznie długo oczom z sobą obcować.Przekroczyliśmy razem próg duchowego złączenia, za którym rozpościera się glebro.W tym psychicznym stanie słowa dopiero później nabierają znaczenia, podobnie jak statyczny związek chemiczny przekształcony transkonetycznie uaktywnia się nagle i każda jego drobina znaczyć może dla organizmu tak wiele.- Przyjdź dzisiaj do mnie-powiedziała wolno, patrząc mi w oczy, bezwiednie poprawiając rozpiętą torebkę.Nie potrafiąc wyrzec słowa niemo kiwnąłem głową.Z otwartej torebki wyjęła kartkę, na której zapisała adres.- Wieczorem.Jakiś czas niepotrzebnie mocowała się z uszkodzonym zamkiem a następnie uśmiechając się jakby przepraszająco wsunęła nieszczęsną torebkę pod pachę i zniknęła w bramie uniwersytetu.Stałem ogłupiały, jeszcze nie wierzący, a dusza moja z wolna pogrążać się jęła we wspaniałość.Uszczęśliwiony pobiegłem do najbliższej restauracji.Usiadłszy przy barze wypiłem pod rząd dwa kieliszki wódki.Już przy trzecim zrozumiałem, że odnajdując Weronikę odnalazłem w niej utracone po śmierci ojca glebro.Począłem pić pod szczęście, pod radość, na odwagę i znowu na szczęście.Barman co raz zerkał na mnie objawiając mi swą przychylność mrużeniem powiek.Przy kolejnym kieliszku zagadnął:- Musiałeś pan chyba wygrać milion.- Prawda - krzyknąłem w uniesieniu - a zresztą co mi tam pieniądze.Klienci zwrócili ciekawe twarze w naszym kierunku, a barman nalał do pełna.Spojrzałem na wiszący przy wejściu zegar.Zrobiło się późno.Zapłaciłem i wyszedłem na ulicę a potem przywołałem taksówkę.I kiedy na schodach mego domu poczułem się pijany, uprzednia radość przemieniła się w rozpacz.Resztki świadomości nakazywały, by nie pokazywać się w tym stanie u Weroniki.Do wizyty pozostała już tylko najwyżej godzina.Godzina minęła a ja siedziałem w łazience obserwując bezmyślnie lustro.Wezbrany mój żołądek bulgotał złowieszczo wtłaczając w krwioobieg ostatki alkoholu.Włożyłem głowę pod kran z zimną wodą, a potem zbierając resztki świadomości przywlokłem się do pokoju i runąłem koło tapczanu.Leżałem urżnięty.Mój system nerwowy przestał odbierać bodźce.W tym czasie Weronika nerwowo oczekiwała mego przybycia.Chwilowe oszołomienie minęło jej już a kolejne decyzje, jakie podejmowała świadczyły, że nie bardzo wie, jak się ma w stosunku do mnie zachować.Była zdecydowana nie otwierać mi, ale już po pięciu minutach zmieniła zamiar postanawiając jednocześnie, że otworzy mi, ale będzie nieprzystępna i zimna.Minuty wlokły się wolno, a ja nie nadchodziłem.Odczekała jeszcze pół godziny.O godzinie ósmej sięgnęła po pierwszy kieliszek.Po drugim postanowiła nie myśleć o mnie więcej.Lecz pijąc siódmy myślała nadal.Broniąc się przed myślami postanowiła utopić je w alkoholu.Do łóżka położyła się mocno wstawiona i przez większość nocy nie mogła zasnąć.Tymczasem ja obudziwszy się nazajutrz poczułem się całkowicie chory
[ Pobierz całość w formacie PDF ]