[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odgłosy dochodzące z wnętrza przypominały jakiś triumfalny taniec.Niezwykle donośnie buczał fagot, a potężne uderzenia mocarnej dłoni w wielki bęben były niczym tupot szarżującej bestii.Gdy tego słuchałem, zdało mi się, że muzyka ta wyraża walkę Singanee z potężniejszym od zwykłego słonia sprawcą zniszczenia Perdóndaris.Gdy szedłem w ciemnościach przez ametystową otchłań, ujrzałem nagle przerzucony przez nią biały most.Był to jeden wielki kieł słonia.Pojąłem, iż jest świadectwem zwycięstwa Singanee.Zaraz zrozumiałem, że ta wygięta bryła kości słoniowej, którą przeciągnięto na linach by tworzyła most nad otchłanią, była bliźniaczą tej, co niegdyś stanowiła wrota Perdóndaris i stała się przyczyną zniszczenia tego sławnego miasta — jego wież, murów i mieszkańców.Ludzie już zaczęli ją drążyć i rzeźbić po bokach Postacie naturalnej wielkości.Przeszedłem po niej na drugą stronę.W połowie drogi znalazłem kilku mocno śpiących rzeźbiarzy.Po drugiej stronie przepaści, opodal pałacu, kieł grubszym końcem oparty był o ziemię.Tam zszedłem po opartej o kieł drabinie, gdyż schodów jeszcze nie wyrąbano.Przed pałacem było tak, jak oczekiwałem: strażnik przy bramie spał twardo i choć go prosiłem o pozwolenie wejścia do pałacu, on tylko wymamrotał imię Singanee i znowu zapadł w sen.Było oczywiste, że pił bak.W sali ze słoniowej kości spotkałem lokai, którzy powiedzieli mi, że tej nocy każdy gość jest mile widziany w pałacu, gdyż właśnie czcić będą triumf Singanee.Zaproponowali mi bak, bym wypił dla upamiętnienia zwycięstwa, lecz ja nie znając jego mocy i nie wiedząc jaka ilość starcza by człowieka z nóg zwalić, powiedziałem im, że poprzysięgłem przed bogiem nie pić dobrych trunków.Spytali mnie czy modlitwą przebłagać go się nie da, ja zaś odparłem: „Żadną miarą”, i ku sali ruszyłem gdzie tańczono.Współczuli mi i kwaśno rozprawiali o tym bogu, chcąc w ten sposób mi się przypodobać, a potem znów zaczęli pić bak na chwałę Singanee.Przed kotarami oddzielającymi tańczących od reszty stał szambelłan.Gdy mu wyznałem, że choć obcy tutaj, dobrze jestem znany bogom Pegana: Mungowi, Sishowi i Kibowi — których znaki uczyniłem, przywitał mnie serdecznie.Wtedy zapytałem go o mój strój, czy aby jest odpowiedni na taką okazję.Poprzysiągł na włócznię, co uśmierciła niszczyciela Perdóndaris, iż hańbą dla Singanee byłoby, gdyby jakikolwiek gość znany bogom wszedł na salę balową niestosownie odziany, po czym zaprowadził mnie do innej komnaty i wyjął szaty jedwabne ze starego kufra zrobionego z Czarnej, sękatej dębiny obitej okuciami ze zzieleniałej miedzi i jasnymi szafirami, prosząc bym wybrał strój stosowny dla siebie.Wybrałem jasnozieloną opończę, pod którą miałem jasnoniebieską odzież widoczną tu i tam, oraz jasnoniebieski pas rycerski.Ubrałem też płaszcz barwy ciemnopurpurowej z dwoma wąskimi, granatowymi paskami wzdłuż skraju i rzędem wielkich, ciemnych szafirów naszytych na purpurę między nimi.Płaszcz ten spływał mi z ramion do ziemi.Niczego pośledniejszego szambelan nie pozwolił mi wybrać, albowiem — jak twierdził — żaden gość tej nocy nie miał prawa sprzeciwiać się hojności jego pana, którą on chętnie wcielał w czyn dla uczczenia zwycięstwa.Gdy już mnie wystrojono, udaliśmy się na salę balową i pierwsze co ujrzałem w tej wysokiej, roziskrzonej komnacie, to potężną postać Singanee stojącego wśród tańczących, których głowy ledwie do pasa mu sięgały.Nagie były jego potężne ramiona, które włócznię dzierżyły.Szambelan powiódł mnie do niego, a ja skłoniłem się i rzekłem, iż dziękuję bogom, których on o opiekę prosił.On zaś odpowiedział, że słyszał jak o moich bogach dobrze mówili ci, którzy zwykli się modlić.Rozumiałem, że tylko przez grzeczność tak mówił, gdyż nic o nich nie wiedział.Strój Singanee był prosty; jedyną jego ozdobą była złota opaska przytrzymująca włosy — jej złociste końce były związane z tyłu purpurowym jedwabiem.Wszystkie za to królowe nosiły korony niezwykłej świetności, choć nie wiem, czy je od Singanee otrzymały, czy też już jako królowe porzuciły trony dalekich krain, zwabione jego urodą i sławą.Wszystkie nosiły jedwabne szaty o wspaniałych barwach, a stopy miały bose i bardzo kształtne, bowiem w tych krainach nie ma zwyczaju noszenia obuwia.Kiedy zobaczyły, że wielkie palce moich nóg są zniekształcone, jak to zwykle u Europejczyków, bo zwrócone do wewnątrz zamiast być prostymi, wtedy jedna czy dwie spytały mnie ze współczuciem czy miałem jaki wypadek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]