[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Roland spróbował unieść rękę i wsunąć ją pod poduszkę, ale dłoń nie posłuchała.Zdołał jedynie poruszyć koniuszkami palców.Czekał cierpliwie, uspokajając, jak tylko mógł, myśli.Najgorzej było z tą cierpliwością.Zastanawiał się nad słowami Normana – zasadzkę przetrwało około dwudziestu osób.przynajmniej z początku.Potem znikali jeden po drugim, aż został tylko Norman i ten tam, pomyślał.Nie było tu żadnej dziewczyny, odezwał mu się w głowie cichy i pełny żalu głos Alaina, jednego z dawnych przyjaciół, który zgasł już wiele lat temu.Nie śmiałaby, nie teraz, gdy mają ją na oku.To był tylko sen.Roland podejrzewał jednak, że mogło to być coś więcej niż sen.Jakiś czas później – sądząc po zmianie oświetlenia, minęła chyba godzina – Roland znów spróbował ruszyć ręką.Tym razem zdołał wsunąć dłoń pod poduszkę.Była wypchana i miękka, leżała na szerokim pasie podtrzymującym kark.Z początku niczego nie znalazł, sięgał jednak palcami coraz głębiej, aż dotknął pęczka czegoś cienkiego, długiego i sztywnego.Znieruchomiał, zbierając siły (cały czas wydawało mu się, że nie powietrze go otacza, ale jakaś gęsta maź), i sięgnął głębiej.Miał wrażenie, że to bukiet zasuszonych kwiatów.Owiązany na dodatek, chyba wstążką.Rozejrzał się, by sprawdzić, czy wciąż nie ma nikogo dokoła i czy Norman śpi, i wyciągnął to, co znalazł pod poduszką.Było to sześć bladozielonych badyli z brunatnymi czubkami, jakie widuje się na trzcinie.Wydzielały intensywną woń przypalonych grzanek, która kojarzyła się Rolandowi z wczesnoporannymi wyprawami do kuchni Wielkiego Domu.Dawno temu, w dzieciństwie, zakradał się tam z Cuthbertem.Trzciny związano szeroką, białą jedwabną wstążką.Pod spodem znalazł złożony kawałek płótna – jak wszystko niemal w tym przeklętym miejscu jedwabnego oczywiście.Roland oddychał ciężko i czuł krople potu spływające mu po czole.Wciąż był sam, pomyślał – i dobrze.Wyciągnął płótno i rozłożył je.Ujrzał wypisaną niezdarnie kawałkiem węgla wiadomość:PRZEGRYZAJ GŁÓWKI.JEDNĄ NA GODZINĘ.ZA WIELE TO SKURCZ ALBO ZGON.JUTRO PRZYJDĘ.NIE DA SIĘ WCZEŚNIEJ.UWAŻAJ!Nie było jakiegokolwiek wyjaśnienia, ale też Roland nie potrzebował niczego więcej.Wiedział, że nie ma wyboru: jeśli tu zostanie, zginie.Wystarczy, że pozbawią go medalionu, a był pewien, że siostra Mary zdoła wysilić umysł na tyle, by wymyślić jakiś sposób.Wgryzł się w jedną z suszonych główek.Smakiem nijak nie przypominała tamtych wypraszanych w kuchni grzanek; była gorzka i rozpalała żołądek.Po niecałej minucie tętno przyspieszyło mu dwukrotnie, a mięśnie przebudziły się, jednak nie tak miło jak po kilku godzinach zdrowego snu.Najpierw zadrżały, potem stwardniały niczym zaciśnięte węzły.Wrażenie minęło gwałtownie, a i tętno powróciło do normy jeszcze przed upływem godziny, ale Roland wiedział już, dlaczego Jenna ostrzegała go przed zażyciem naraz więcej niż jednej główki – to był naprawdę silny środek.Wsunął wiązkę z powrotem pod poduszkę i starannie uprzątnął kilka okruszków, które pozostały na pościeli.Potem roztarł kciukiem napis na płótnie, tak że zostały po nim tylko czarne, rozmazane smugi.Materiał wsunął obok wiązki.Gdy Norman się obudził, porozmawiali krótko o domu młodzieńca w Delain, zwanym czasem żartobliwie Legowiskiem Smoka lub Rajem Łgarzy.Podobno tam miały się rodzić wszystkie niesamowite i niewiarygodne opowieści.Chłopak poprosił Rolanda o oddanie obu medalionów rodzicom.Jeśli oczywiście zdoła dojechać kiedyś do Delain.Wybłagał też zdanie relacji z losu, jaki spotkał Jamesa i Johna, synów Jessego.– Sam to załatwisz – powiedział Roland.– Nie.– Norman chciał unieść dłoń, zapewne, żeby podrapać się po nosie, ale nawet to mu się nie udało.Dźwignął rękę na jakieś sześć cali i opuścił ją gwałtownie.– Chyba jednak nie.Szkoda, że spotkaliśmy się w tak fatalnych okolicznościach.Wiesz, polubiłem cię.– A ja ciebie, Johnie Normanie.Gdybyśmy trafili na siebie w lepszej chwili.– Właśnie.Z dala od tych uroczych dam.Zasnął niedługo potem i Roland nie miał już więcej okazji z nim porozmawiać.chociaż raz go jeszcze usłyszał.Wisiał nad swoim łóżkiem i udawał, że śpi, gdy John Norman krzyknął po raz ostatni.Kiedy siostra Michela zjawiła się z wieczorną zupą, Roland dochodził akurat do siebie po szaleństwie serca i mięśni wywołanym przez drugą główkę brunatnej trzciny.Michela spojrzała na jego zarumienioną twarz z niejakim niepokojem, ale przyjęła zapewnienia, że na pewno nie gorączkuje.Sama nie mogła dotknąć skóry rewolwerowca, aby sprawdzić, jak jest naprawdę – powstrzymywał ją medalion.Razem z zupą dostał pieróg i chociaż ciasto było gliniaste, a mięso w środku twarde, pochłonął go łakomie jak gdyby nigdy nic.Siostra patrzyła na to z pełnym zadowolenia uśmiechem; ręce założyła na piersiach i co pewien czas potakiwała.Gdy skończył zupę, wzięła miskę na tyle ostrożnie, żeby ich palce na pewno się nie spotkały.– Zdrowiejesz – powiedziała.– Niedługo już nas opuścisz, a my zachowamy cię w dobrej pamięci, Jimmy.– Naprawdę? – spytał cicho.Spojrzała tylko na niego, dotknęła językiem górnej wargi, zachichotała i odeszła.Roland zamknął oczy i legł nieruchomo.Czuł, jak zbliża się kolejny letarg.Te jej niespokojne oczy.ten wysunięty język.Widywał już kobiety, które patrzyły tak na pieczonego kurczaka lub na kawał baraniny, czekając, aż danie będzie gotowe.Jego ciało strasznie domagało się snu, lecz Roland wytrzymał jeszcze jakąś godzinę, a następnie spod poduszki wydobył kolejną główkę, co po dawce leku obezwładniającego wymagało ogromnego wysiłku.Przez chwilę myślał nawet, że mu się nie uda, ostatecznie jednak oddzielił trzcinę od wiązki.Jenna napisała, że przyjdzie następnej nocy.Oby nie z zamiarem nakłonienia go do ucieczki.Obecny stan kwalifikował go tylko do pozostania w łóżku, i to do końca stulecia.Rozgryzł główkę.Nowe siły wstąpiły w jego ciało, poganiając serce i wiążąc mięśnie w supły, lecz pierwsza fala ożywienia minęła niemal równie szybko, jak się pojawiła, pokonana przez silniejsze medykamenty podane w zupie.Została mu jedynie nadzieja.i sen.Obudził się w ciemności i stwierdził, że może niemal normalnie poruszać rękami i nogami.Wyciągnął spod poduszki kolejną trzcinę i nadgryzł ją ostrożnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]