[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dyskusje o małżeństwach mnie nie obchodziły.Nie broniłam interesów matki: To była moja wojna z ojcem!Z obawy, że ojciec może mnie szukać w domu, przez parę dni nocowałam u szkolnej koleżanki, której rodzice wyjechali po zakupy do Moskwy.Chciałam za wszelką cenę uniknąć spotkania.Niech się denerwuje! - myślałam.Niech się wścieka!Odechce mu się romansów z tą wydrą! Późnym wieczorem zapukałam do Chaczyka.- Czy nie widziałeś przypadkiem ojca? - zapytałam od progu.- Barew dżez.Dzień dobry! - upomniał mnie Chaczyk po ormiańsku.Odkąd zaczął zadawać się z Zitą, bardzo dbał o formę.A ja od chwili zerwania z ojcem postanowiłam, że już nie będę grzeczna.- A kiedy on przyjechał?- Wcale nie przyjechał - mruknęłam ponuro.- Tym lepiej! Czy nie mogłabym ci trochę pomóc? Mogę opuścić parę dni szkoły z powodu choroby matki.- Cawa tanem, najdroższa, dlaczego nie wracasz do ojca? Czy on wie, że tu jesteś?- Nic go to nie obchodzi! - zawołałam.- Jestem dorosła! Chaczyk pokiwał głową, pełen wątpliwości.- Co cię naszło, achczykV.Bóg ci dał wspaniałego ojca, a ty tak o nim mówisz!Ojca należy szanować jak.jak.Najwyraźniej nie wiedział, do czego ten szacunek przyrównać.- Ty go nie znasz - odparłam.- To ty go nie znasz! - oburzył się Chaczyk.- Nie wiesz, co on potrafi!- Co mianowicie?! - zapytałam z pogardą.- Potrafi tłumaczyć sprawy, o których nie miałem pojęcia! Wielki tajemniczy świat! Umarłbym z tęsknoty, gdyby nie on!- Po prostu kłamie jak najęty! - oburzyłam się.- Kiedy byłam mała, też dawałam się nabierać na jego bajeczki! „Tatusiu, skąd się wzięły kalosze?” „Z południowej Afryki, oczywiście! Rosną na drzewach gumowych!” Chwytał dwa kalosze, takie z jaskrawo-czerwoną podszewką, i przykładał do siebie.- Wiem! Mam takie kalosze! - zawołał Chaczyk.- „O, takie właśnie owoce! Zrywają je z drzew i rozcinają na pół”.Tu rozkładał kalosze i wskazywał czerwoną podszewkę.„A stąd, ze środka, wyskrobują czerwony soczysty miąższ, podobny w smaku do arbuza, ale słodszy i bardziej pachnący! I zjadają go! A skórki suszą na słońcu, lakierują i przysyłają nam jako gotowe kalosze.Bo rozumiesz, Afrykę zamieszkują Murzyni, a po co Murzynom kalosze, skoro na ich skórze brudu i tak nie widać”.Takimi bajeczkami mnie karmił!- Jakbym go słyszał! - zaśmiał się Chaczyk.- A ja żałowałam, że nie jestem małym Murzynem, bo z braku mydła i gorącej wody trudno nam było wyszorować nogi do czysta.Chaczyk uśmiechał się, zachwycony.- Teraz dopiero pokocham moje kalosze! Przyjemnie mi będzie nosić na nogach soczyste owoce z południowej Afryki!- Tobie to dobrze - mruknęłam.- Ja, głupia, popisywałam się swoją erudycją przed dziećmi z naszej ulicy, a one potem się ze mnie śmiały: „Kiedy ci wreszcie przyślą świeże, soczyste kalosze z Afryki? Czy już zeżarłaś stare? Dlaczego nas nie poczęstowałaś?!”Chaczyk przyglądał mi się uważnie.- Nie chodzi ci o bajki - szepnął.- Opowiedz, achczyk, co zaszło? Zaprzeczyłam ruchem głowy.Chciało mi się płakać.Zmartwił się.- Musiałaś spotkać jakąś wredną osobę.- Zabiję ją! - powiedziałam przez zęby.- Nędzna kreatura! Żałosna szara mysz!Chodzące zero! Pokraka na krótkich nóżkach!- Twój ojciec związał się z jakąś kobietą! - domyślił się Chaczyk.- Nie z kobietą, a z nędzną, wypłowiałą kretynką! - krzyknęłam.- Nie mów tak, achczyk - zgorszył się.- To prawda, że takiej jak twoja mama nie znajdziesz na całym świecie.Ale nie wierzę, żeby twój ojciec zadał się z pokraką!- Właśnie że się zadał! Wypłosz! Wyskrobek! Już ja znajdę sposób, żeby zabić to ścierwo!- Nie rób tego, nie opłaci się - odradzał Chaczyk.- Zabijesz paskudztwo, a będziesz odpowiadać jak za człowieka.Chcesz, żeby cię wsadzili do więzienia na zawsze?!- Chcę! - potwierdziłam.Rzeczywiście chciałam, żeby mnie aresztowano, rozstrzelano, powieszono i ogłoszono wrogiem ludu! Chciałam zhańbić ojca! Chciałam, żeby pokutował i bił głową o ścianę!Chaczyk zamknął oczy, zamyślony.Wreszcie się odezwał:- Niewiele mamy teraz roboty.Sama wiesz, jak to jest w zimie.Ale jak tylko coś znajdę, zatrudnię cię.- Otworzył szufladę komody i wyciągnął kilka banknotów.- Masz parę rubli.Potrącę ci z pierwszych zarobków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]