[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walizkę pani splądrowała, owszem, ale kradzież nie doszła do skutku, bo przedmiot, o który pani chodziło, był ukryty gdzie indziej.To ja go znalazłem.Skoro nic z kufra nie zginęło, a zapach dowodził, że warto szukać — zadałem sobie ten trud.Mam od pani większą rutynę i, przyznaję, dysponowałem większą ilością czasu.Dokument, na którym pani tak zależało, był ukryty między dwoma talerzami chińskiego gongu.— Jaki dokument? — spytała Alicja.Randot roześmiał się.— Panno Cortier, jest pani w bardzo trudnej sytuacji.Świadczy przeciw pani dużo okoliczności.— Niczego mi nie udowodniono — odrzekła Alicja i poczuła, że tonie.— W odpowiednim czasie znajdą się i dowody, znajdą się i świadkowie.Jest pewna dama, która zezna, że jechała pani pociągiem do z góry oznaczonego celu: do Bleucamp.Drugą fatalną okolicznością jest pani ucieczka z miejsca zbrodni, trzecią: zamach na Zuzannę, czyli fakt, że Zuzanna żyje i oskarża.Tak, tak… Starte odciski palców, zapach pani perfum w rzeczach pokojówki, telefon do zawiadowcy stacji.No i obsesja zbrodni.To wydaje mi się szczególnie dające do myślenia.Rybak z Bleucamp zaświadczy, że nawet w rozmowach z przygodnie spotkanymi ludźmi nie mogła sobie pani odmówić poruszania tego tematu.Alicja podniosła głos:— Uważa pan, że jestem zwyrodniałą wariatką? Kubą Rozpruwaczem? To farsa!— Taką farsę można opłacić życiem, panno Cortier.— Pan sobie ze mnie kpi.— Bynajmniej.— Więc jestem postawiona w stan oskarżenia?— Nie inaczej.— A zatem pozbawi mnie pan wolności?— Cóż robić?— Dobrze.Będę więc kontynuowała zeznanie w sprawie tragicznej nocy w pensjonacie.Nie powtórzyłam panu wiernie rozmowy zasłyszanej pod drzwiami Heleny Morissot.Kiedy stara pani powiedziała bagatelizująco: „Nie, to zupełna gęś, tyle że ładna, ale one wszystkie są ładne”, Flora zadała pytanie: „A list?” List, proszę pana.Powiedziała: „A list?” Może dlatego, że już nic więcej do moich uszu nie dotarło, a może drogą innych skojarzeń albo posłuszna intuicji myślałam ustawicznie o liście, listach, wie pan, za których pomocą nieobecni załatwiają ważne sprawy.Mądrzy nieobecni.Bezpośrednio po usłyszeniu strzępu rozmowy dwóch kobiet poszłam na daleki spacer.Myśl o liście nie opuszczała mnie ani na chwilę.To, że zapytałam przygodnego rybaka o dwie kobiety zamordowane rzekomo w Bleucamp, było już tylko chęcią upewnienia się, że nikt dotychczas nikogo nie zamordował.W nocy wstałam tylko raz i spuściłam żaluzję, by uniknąć rannej spiekoty.Kiedy w kilka godzin później, nie mogąc doczekać się śniadania, wyszłam z pokoju, ujrzałam przez otwarte drzwi martwą Helenę Morissot.Chciałam zaalarmować Florę, następnie Teresę.Nie żyły! Ogarnęło mnie nieludzkie przerażenie.Postanowiłam sprawdzić, co z Zuzanną? Zuzanna stała przy kuchennym stole, zobaczyłam to przez szparę w drzwiach.Wróciłam na palcach do jadalni i uzbroiłam się w ciężką popielniczkę.One leżały w pokojach pomordowane, a pokojówka stała żywa.Panie inspektorze Randot, ja się poczułam zagrożona! Podbiegłam chyłkiem z tyłu — i uderzyłam.Uderzyłam tak, by pozbawić ją przytomności.W tym bezludnym letnisku, w wymarłym domu miałam prawo lękać się o własne życie.— Proszę mówić całą prawdę.— Mówię całą prawdę.— Cóż potem? — spytał z posępnym spokojem inspektor.— Potem zdałam sobie sprawę, że jeżeli zatelefonuję na policję i policja nadjedzie, stanę się osobą najbardziej podejrzaną.Ja, jedyna w tej willi żywa i zdrowa.Ja, którą Zuzanna, być może, w ułamku sekundy rozpoznała.Ja, Alicja Cortier, ambitna i nieposzlakowana.W moim umyśle odżyło słowo list.Trwożne pytanie Flory Morissot dotyczące jakiegoś listu.Tajemniczy list mógł wiele wyjaśnić.Za wszelką cenę chciałam zdobyć jakieś dane, by się ratować.Ten list! Mieć koniecznie ten list.Potwierdzić tym listem przypuszczenia.Alicja urwała.Widać było, że zbiera myśli.— Proszę mówić całą prawdę — powtórzył inspektor Randot.— Mówię całą prawdę.— Słucham więc.— Snując się po makabrycznych pokojach szukałam listu, tego listu.A szukając trafiłam na coraz to większe niespodzianki.Do walizki Zuzanny zajrzałam znacznie później.Dopiero wtedy, kiedy zaczęłam przypuszczać, że i u Zuzanny kryją się dowody mojej niewinności.Niestety, nie znalazłam ich.Może dlatego, że chiński gong od początku budzi we mnie lęk i złe przeczucia.Pan znalazł, bo pan jest realistą.— Pani też jest realistką.Proszę mówić całą prawdę.— Mówię całą prawdę.Przeczytałam wyznanie i testament Florentyny Morissot.Przeczytałam list Alfreda Morrot do Teresy Fortin i kartkę Teresy Fortin do Alfreda Morrot.Wyciągnęłam, proszę pana, wnioski.Pomyślałam, że i policja wyciągnie podobne wnioski i da mi święty spokój.Przyjechałam do „Cyprysu” tylko na weekend i Helena Morissot nie dokonała wobec mnie żadnych formalności meldunkowych.Właścicielce pensjonatu przedstawiłam się, mogłam jednak zakładać, że pokojówka nie zna mojego nazwiska, a ściśle mówiąc nie pamięta, bo tylko raz w jej obecności Helena Morissot to nazwisko wymieniła.Postanowiłam uciec.Kto zdoła odszukać mnie w wielkim Paryżu? I po co miałby szukać, skoro sprawa jest jasna.Niedzielny wieczór spędziłam przy radiu.W poniedziałek, to jest dzisiaj, o dwunastej w południe usłyszałam przez radio moje nazwisko.Wtedy opuściłam Paryż.Znalazłszy się w Tulonie, poszłam prosto do prefektury, gdzie pan już na mnie czekał.To wszystko.— Panno Cortier, proszę powiedzieć całą prawdę!— Starłam odciski palców ze wszystkich dotykanych przeze mnie przedmiotów, by utrudnić identyfikację.Mogłam przeoczyć jakieś miejsce.— Przeoczyła pani.Ale to drobiazg.Dlaczego wybrała pani miejscowość Bleucamp i pensjonat „Cyprys”?— Niech mnie pan nie dręczy.W tym samym wywiadzie, w którym artysta filmowy, Alfred Morrot, zwierzał się czytelniczkom z uczulenia na pomarańcze, była wzmianka o Bleucamp.Ten spryciarz przy sposobności reklamował pensjonat swojej matki.„Lato spędzam w uroczym, przytulnym pensjonacie «Cyprys» w Bleucamp pod Tulonem — cytowała Alicja sztucznie kabotyńskim głosem.— Na malowniczej plaży odpoczywam od gwaru miasta, zdobywając nowe siły do wytężonej pracy”.Coś w tym rodzaju, proszę pana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]