[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostało mu tylko cierpliwe wyczekiwanie do najbliższej sprzyjającej okazji.Jeszcze tego samego dnia odważyli się zrobić, w osłonie ochronnych skafandrów, metrowy odwiert i pobrać próbki gruntu.Potwierdziły i rozszerzyły wcześniejsze wyniki.Ale dały tez niespodziewany i zmieniający obrót sprawy rezultat.- Możemy drążyć w pokrywie - oznajmił Hornic przyglądając się rozsypanej na płachcie folii wydobytej ziemi.Walath nie zapytał już dlaczego.Wielki Łowca oznajmił tak wielkie odkrycie, że zapomniał nagle o wszystkim co było mniej istotne.- Spieszyli się - powiedział do siebie.- Jak piekielnie się śpieszyli i obok spycharki pracowała co najmniej kompania łopat.Uklęknął na jednym kolanie, nad odwiertem, a twarz rozjaśnił mu błysk triumfu.- Wierzyłem, że jest luka.Wierzyłem, że musi być gdzieś szczelina w tej perfekcji.Jakiś błąd.Nie wiem dlaczego się śpieszyli, ale ten pośpiech jest dla nas zbawienny, Robercie.- Wstał i wyprostował na całą wysokość.Ujął się pod boki i popatrzył w niebo.- Robercie, za tydzień Kasandra będzie nasza!Następnego dnia radiokomputerem odnaleźli klucz radiowy i wprowadzili polecenie zniesienia blokady całego systemu zabezpieczenia.Ekranowanie wewnętrznego sterowania miało ten sam słaby punkt co znane mu do tej pory wyrzutnie TCT.- No, gdyby tylko tymi rakietami chcieli walczyć, to ludzkość do dzisiaj mogłaby spokojnie spać.Nie doszłoby do zagłady - powiedział niespokojnie przy jedzeniu Hornic.- Przed wojną propaganda przedstawiła te rakiety jako bardzo groźne - odpowiedział Walath.Hornic uśmiechnął się sarkastycznie,- Ten silos nie był budowany pod tę głowicę, Ciekawe jak skrócili człon pośredni?Próbny odpal i sejsmiczna analiza gruntu potwierdziły skuteczność blokady i dały pojęcie o geometrii silosu.Przystąpili do pracy wczesnym rankiem.Zrzucili z tyłu wozu łyżkę spychową.Hornic podjechał do niej przodem i Walath zamocował ją na siłownikach.Przez trzy dni teren zmienili w wielki płac budowy.Na miejscu cichej łąki ział wielki krater okolony pięciometrowym obwałowaniem ziemi.Co jakiś czas Hornic natrafiał na minę, która eksplodowała pod łyżką, wyginając ją nieco i obsypując pancerz fontanną ziemi i odłamków.Dół osiągnął ponad cztery wysokości wozu, kiedy po raz pierwszy zgrzytnął beton.Resztę ziemi wybrali łopatami pracując cały czas w kombinezonach przeciwchemicznych z włókien szklanych.Pomimo codziennego odkażania, pancerz wozu opalili na koniec palnikiem, a kombinezon pocięli i odkazili paląc polaną po ich resztkach benzynę.Zrobienie szczeliny metodą mikrowybuchów i wypalenia zbrojenia palnikami zajęło im dwa dni.Moment wejścia do wnętrza wypadł na noc.Nie chcieli czekać do rana.Skażenie terenu zaczęło rosnąć wolno, ale zauważalnie.- Będziemy rejestrować? - zapytał Walath, kiedy Hornic stanął nad wykopem w nowym kombinezonie przeciwchemicznym.- Nie - głos był stłumiony hełmem.Żadnych zbędnych impulsów.Działamy zgodnie z planem.Pilnujesz sygnału, a po przejęciu wytłumiasz obwód przez rezonans.- Dobrze, jestem gotowy.Hornic zaczął iść, zrazu wolno, jakby z wahaniem, potem coraz pewniej.W jednej ręce trzymał blok pojemnika narzędziowego, w drugiej dwie butle z reduktorami.Na plecach miał plecakowy analizator obwodów.Robiło się już prawie całkiem ciemno, tylko rozstawione na brzegach wykopu dwa reflektory oświetlały żółtym, łukowym światłem płytę i nakrytą szczelinę.Kiedy stanął na betonie, dobiegł go grzmot silnika.Obejrzał się w oczekiwaniu.Na czarną w tle fioletowego nieba krawędź wykopu wspiął się kontur wozu z lufą obróconą do tyłu, z wysięgnikiem dźwigowym na przedzie.Ciężko przechylił się na krawędzi i przewalił do przodu.Pierścień reflektorów uderzył morzem ostrego światła w Hornica i wykop.Ten odwrócił się plecami i dał rękami znak, żeby zjeżdżać.Sam, już w morzu ruchliwego światła omiatającego cały wykop, szedł równo odmierzając kroki na zabezpieczonej warstwą asfaltu płycie.Zatrzymał się nad przykryciem szczeliny.Bas silników i zgrzyt - talowego wyposażenia o pancerz, zwielokrotnione śliskimi ścianami, zagłuszył nawet myśli.Ale Hornic stał nieruchomo jak zahipnotyzowany.Pod szybą ochronną hełmu jego oczy nie reagowały na otoczenie.Stał jak kamienny posąg, aż wóz zatrzymał się tuż za nim.Skinął dłonią.Część reflektorów zgasła.Pozostały główne i jeden ruchomy.Ramię dźwigu opadło.Hornic zaczepił hak na kółku osłony.Po odłożeniu jej na bok zwolnił hak.Stanął nad czarnym otworem o metrowej szerokości i kształcie klina, którego podstawa ginęła w zboczu, a stożek dochodził do środka wykopu.Czekał, aż wysięgnik z krzesełkiem opadnie i przestanie się kołysać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]