[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwa lub trzy rzędy poniżej niej obleśnie wyglądający barman z trzeciorzędnej jadłodajni rozparł się wygodnie, pilnując tacy, na której obok sterty kubków z nawoskowanego papieru stał cynowy kubeł z parującą spod pokrywki kawą.Najwidoczniej zbliżała się kolejna przerwa na odpoczynek, a ten tylko czekał, by na tym zarobić.Trzecią osobą na widowni była dziewczyna w sukience do tańca.Jej twarz wykręcał grymas bólu.Sądząc po niechlujnym wyglądzie i gorzkim, pogardliwym spojrzeniu, jakim obrzucała pozostałych tancerzy, musiała dopiero co zostać zdyskwalifikowana.Jedną stopę, bez pończochy, trzymała przed sobą i nacierała alkoholem spuchnięte śródstopie, przeklinając cicho pod nosem.Czwarty i ostatni z widzów (piątym był mężczyzna przy drzwiach) okazał się zbyt zajęty swoimi rachunkami, by chociaż podnieść wzrok, gdy Smitty stanął przed nim.Był w samej koszuli.Nosił niebieskie elastyczne zarękawki i zielony celuloidowy daszek ochronny nad oczami.Wystające z ust cygaro wyglądało na całkiem rozmiękłe.Na ławce obok niego leżał zegarek, megafon, gwizdek i pistolet na ślepe naboje.Wyglądało na to, że podlicza dzienne rachunki w kieszonkowym notatniku, z pamięci wypisując poszczególne pozycje.- Odsuń się, zasłaniasz mi światło - zauważył niezbyt uprzejmie, gdy cień Smitty’ego legł na nim z ukosa.- Ty jesteś Pasternack? - zapytał Smitty, nie przesuwając się ani o cal.- Nie.Jest w biurze.Śpi.- No to go tu przyprowadź.Mam dla niego nowinę.- Nie jest zainteresowany - odparł przyjemniaczek na ławce.Smitty odwinął na moment klapę płaszcza, po czym pozwolił jej wrócić na poprzednie miejsce.- O, pan władza - skomentował księgowy; dwa dziesiątaki opuściły plik banknotów z dziennego utargu i bez zbędnych ceregieli wylądowały w dłoni Smitty’ego.- Masz, kup sobie kropelkę sznapsa - powiedział, nawet nie podnosząc wzroku.- Wpadnij jutro i przypomnij się, gdy będzie więcej w kasie.Smitty chwycił bliższy zarękawek, naciągnął go tak, że opasałby nim fortepian, i puścił.Finansista zaskamlał.Smitty przysunął otwartą dłoń z dwiema dziesiątkami do twarzy tamtego, przycisnął je płasko między podbródkiem a grzbietem nosa i wykonując rotacyjne ruchy, wepchnął mu banknoty do ust.- Pomyłka - powiedział i ruszył w ślad za nagle ożywionym rekinem finansjery do sanktuarium, gdzie Pasternack wypoczywał z ustami otwartymi jak do łowienia much.- Joe - powiedział poniżony pomagier, wypluwając skrawki dziesięciodolarowego banknotu.- Przyszedł pan władza.Pasternack znalazł się w pozycji pionowej tak szybko, jakby miał w sobie sprężynkę.- Gdzie masz nakaz? - spytał, jeszcze nim otworzył oczy.- Szybko, Moe, dawaj mi tu telefon!- Wyjdziesz teraz ze swoim gwizdkiem - powiedział Smitty - i odgwiżdżesz koniec tego dziadostwa.czy może mam wyrzucić to wszystko na ulicę? - Wykonał nagły zwrot, zawadził nogą o coś niewidocznego i zatoczył się przez połowę pomieszczenia.Telefon wyfrunął z dłoni Moego, a na drugim końcu kabla zawisło gniazdo, gwałtownie wyrwane z listwy na ścianie.- O jo jo j, strasznie mi przykro - przeprosił nieszczerze Smitty.- I to akurat, kiedy był tak potrzebny!Odwrócił się do mężczyzny zwanego Moem, złapał go za kark i jednym solidnym pchnięciem posłał w stronę audytorium.- Teraz zrób, jak ci kazałem - polecił - a my poczekamy na przybycie majstra od telefonów.Przyślij mi tu wszystkich, gdy trochę ochłoną.Czarnego gościa i damę z łazienki też.- Zbliżył się do biurka.- Wyciągaj swoje małe metalowe pudełeczko, Pasternack.Ile tam masz pod ręką, żeby zapłacić tym ludziom?Nie było metalowego pudełeczka, lecz neseser.- Niech pan zamknie drzwi - powiedział Pasternack przymilnie.- Jest tego sporo, a będzie jeszcze więcej.Jaki udział pana zadowoli? Proszę samemu ustalić wysokość opłaty.Smitty westchnął znużony.- Czy dopiero jak ci przesunę przednie zęby na tył gardła, uwierzysz, że jestem jednym z tych staromodnych kolesiów, co to wolą pracować za uczciwie zarobione pieniądze?Na zewnątrz zadudnił głucho odgłos wystrzału i ustało skrzypienie gramofonu.Słychać było, jak Moe ogłasza coś przez megafon.- Nie ujdzie ci to na sucho - pieklił się Pasternack.- Gdzie masz nakaz?- Gdzie twoja koncesja - ripostował Smitty - skoro mamy być skrupulatni? Dalej, nie marnuj mojego czasu, przez ciebie wciąż jestem na nogach! Przygotuj szmal na wypłaty.- Zbliżył się do drzwi i zawołał w głąb audytorium.- Wszyscy tutaj.Zabierzcie swoje bety i ustawcie się w kolejce.- Dwie z trzech par rozłączyły się i tancerze jak lunatycy, z bólem, poczęli wlec się w stronę Smitty’ego, idąc zygzakiem, jakby cały ich metabolizm diabli wzięli.Tancerze z trzeciej pary, tej z numerem 14, wciąż tkwili na parkiecie, wczepieni w siebie - mężczyzna zwrócony twarzą do Smitty’ego.Chyba nie zdawali sobie sprawy, że to już koniec.Wyglądali tak, jakby podtrzymywali się nawzajem przed upadkiem.Ich ciała tworzyły coś na kształt ludzkiego namiotu, ze stopami odsuniętymi na odległość około metra i z twarzami oraz barkami przyciśniętymi mocno do siebie.Żeńską połowę duetu stanowił ten chudzielec, ten skrawek dzieciaka, w którym już wcześniej Smitty rozpoznał Toodles McGuire.Czyżby miała zamiar zgrywać uparciucha? Policjant w bojowym nastroju zbliżył się do pary na parkiecie.- No jazda! Nie słyszeliście? Kończyć to!Mężczyzna rzucił mu lękliwe spojrzenie ponad ramieniem dziewczyny.- Przyjacielu, zabierz ją ze mnie, proszę cię.Zemdlała, czy co, i jeśli ją puszczę, rozwali sobie łeb o podłogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]