[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cicho w borze.Z widnokręgu złote słońceBudzi iskier, barw tysiąceNa czerwonej sosen korze.Zgasło… Krwawo płoną zorze.Na tło niebios gorejącePłyną pasy chmur — to gońceNocy, wiecznej nocy może.Może wiecznej… Któż odgadnie,Czy dziś w wieczną toń nie padnieDusza jego — i czy końcaLudzkość nocy tej doczeka?W mrokach grzmi nicości rzeka…Błysk!… Nadzieja! Krąg miesiąca!O zmrokuZagasłych wspomnień ścichłe brzmieniaZ cienia, z milczenia wypromieniaMdlejąco, sennie gędźba cicha,Co z pod twych palców echem wzdycha,Jak dawno wyschły zdrój natchnienia.Szept bez słów głuchy, szmer strumieniaNiepowrotności, nieskończenia…Na szybach kona purpur pychaZagasłych.Zmrok zwolna wszystko wybezdenia.W milczenie cienia wsiąkły pienia;Coś, jak woń tylko mdła z kielicha 294Kwiatu, co w mrokach dousycha,Coś, jak wlepione ócz spojrzeniaZagasłych…TajńJak w półzatartym starym palimpseście,Gdzie warstwy pisma krzyżują się, plączą,W człowieczym wzroku, słowie, myśli, geścieTajń skryta wiecznie pod widną opończą.I głoski zwierzchnie oko czyta rączo,Ale gdy w głębsze sięgać pocznie treście,Wnet: „niemasz drogi!” błyśnie mu gorgończo,Jak w półzatartym starym palimpseście.W ust nawet starca spowiednym szeleście,W dziecku, co duszę wyśpiewa skowrończo,Zawsze kres błędny spotkać musisz wreście,Gdzie warstwy pisma krzyżują się, plączą.I wmawiasz w siebie, że światy się kończąTam, gdzie twa wiedza, że — nędzny proteście! —Nic więcej niemasz nad żądz sforę gończąW człowieczym wzroku, słowie, myśli, geście.I dumnie stąpasz, niby w znanem mieście,Licząc, jak drogi, zaułki, się łączą.Wtem w błysków nagłych lśni ci manifeścieTajń skryta wiecznie pod widną opończą.O duchu! skąd się źródliska twe sączą?Światłości, rytmie, istoto — o, gdzieście?Snadź gdzieś bezmierne się tęcze kabłączą,A nam skry jałmużn jeno brać po kweście,Jak w półzatartym starym palimpseście!…Antoni Lange (1862–1929)Nie na dzień jedenNie na dzień jeden siejesz swoje ziarno,Ale na jutra czas nieurodzony:Więc bez wytchnienia kraj tę ziemię czarną,By od twych pługów garbate zagony —Zabrzmiały pieśnią zbóż złocistych gwarną!Choć nieraz wichry i susze wygarnąTwym krwawym potem wydobyte plony:Wytrwała praca twa nie będzie marną —Nie na dzień jeden!Natura kocha swoją pieśń cmentarną,Niby małżonka pieści akwilony:Od gniewu Djany giną Akteony;Strasznie jest zwalczać moc elementarną,Lecz siej — pomimo grad i suszę skwarnąNie na dzień jeden!SamotnośćDusze ludzkie — samotnice wieczne,Samotnice — jak planety błędne:Każda błąka się przez drogi mleczne,Każda toczy koło swe bezwzględne.Samotnice — jak planety błędne,Wzajem patrzą na się przez błękity:Każda toczy koło swe bezwzględne,Lecz nie zejdzie nigdy z swej orbity.Wzajem patrzą na się przez błękity,Wzajem tęsknią ku sobie z oddali,Lecz nie zejdą nigdy z swej orbity,Lecz nie pójdą wraz po jednej fali.Wzajem tęsknią ku sobie z oddali,Błąkając się, jak przez drogi mleczne,Lecz nie pójdą wraz po jednej faliDusze ludzkie — samotnice wieczne.[Chaosem ciemnym bez rozumnej osi]Chaosem ciemnym bez rozumnej osiZda ci się twoja na ziemi robota:Moc tajemnicza w dale cię unosi,Cel tajemniczy we mgle ci migota.Nowy codziennie grom przypadku waliW mózg twój i serce — w nogi twe i ręce:Wieszli, na jakiej staniesz jutro faliI z jakich cierni wić będziesz swe wieńce?I wieszli, jaka twej męki istota?Jaki pożytek z twego płaczu będzie?I w co przepalą iskry losu młotaNietrwałe dni twych narzędzie?Znużony padasz codziennie wieczorem,Wołając w próżnię: czemu? dokąd? po co?Za jakimś słońcem, które jest pozorem,Dni twe niepewne — jako ćmy — łopocą.Bo nigdy żywym nie będzie czytelnyHieroglif, który ci plącze te nicie:Lecz kir mogiły i całun śmiertelnyW logiczną całość powiążą ci życie.Wszystko, co zdało ci się bezrozumneI bezcelowe — i straszne — i sprzeczne —Pojmiesz, przeszedłszy w zaświaty za trumnę,Że mieści jakieś tajniki przedwieczne.Śmierć to sens życia — to osierdzie bytu —Jego przyczyna — i cel — i zasada:Lecz pókiś jeszcze nie doszedł jej świtu —Duch twój chaosu nie zbada.[W każdej chwili żywota]W każdej chwili żywota jesteś w przededniu mogiły,Jako wieczysty więzień, co kosy czeka śmiertelnej:Czuwaj! Przygotowany bądź — i wszystkie siłyZbieraj, byś stanął wobec niej — nieskazitelny.Jesteś jako skazaniec, co z ołowianych podziemiWchodzi na marmurowy Ponte dei Sospiri,Gdzie cię kat zatrzymuje, byś spojrzeniami ostatniemiMorze szerokie pożegnał — i marmury — i niebios szafiry.I ogląda skazaniec, jakie to skarby zatracaI co mu niegdyś się zdało liche i obojętne —Teraz ma tajemnicze kolory odświętneI marzeniem, wspomnieniem, tęsknota się w oczach wyzłacaTak my ciągle wchodzimy na jakiś most skazańcówI opuszczamy cudowne jakieś weneckie pobrzeża —*I płyniem w nicość jutra do tych krańców,Gdzie cała przeszłość w złote słońca się rozszerza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]