[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogromnie mnie to rozgniewa³o.Do tej pory wystarcza³o to, co i jak robimy.Ambasador Hill opar³ siê wygodnie w fotelu i uœmiechn¹³.W takim razie ten list odegra³ rolê rakiety strategicznej pos³anej w sam œrodekcelu, czy¿ nie tak? Przerazi³ pan nim wielu ludzi.Najprawdopodobniejprzyczyni³ siê do podjêcia korzystnej dla pana decyzji.Mnie równie¿ przysz³a do g³owy taka mo¿liwoœæ.Jednak w nastêpnych latach, kiedy Pace-Trevayne sta³a siê nie kwestionowanymliderem w tej ga³êzi przemys³u, mimo deklarowanej niezale¿noœci poszukiwa³ pandoœæ intensywnie partnerów, z którymi moglibyœcie siê zwi¹zaæ.Pamiêtasz, Phyl? Ty i Doug byliœcie wtedy na mnie wœciekli.Nic nierozumieliœcie.Dziêki temu mogliœmy osi¹gn¹æ pewne korzyœci.Jestem tego pewien, oczywiœcie zak³adaj¹c, ¿e mia³ pan szczere intencje.Sugeruje pan, ¿e by³o inaczej?Bo¿e, wtedy to by³o dla mnie takie wa¿ne! Zale¿a³o mi na tym, Phyl.By³em m³odyi gniewny.- Do takiego w³aœnie wniosku doszed³em, panie Trevayne.Jestem przekonany, ¿enie ja jeden.Rozpuœci³ pan pog³oski, ¿e by³by pan zainteresowany wstêpnymirozmowami na temat fuzji.W ci¹gu trzech lat spotka³ siê pan kolejno z conajmniej siedemnastoma czo³owymi kontrahentami ministerstwa obrony.O wielu ztych spotkañ pisano w gazetach.- Hill przerzuci³ kilka kartek i wyj¹³ z teczkiplik wycinków.- Przyjmowa³ pan goœci najwiêkszego kalibru.- Mieliœmy wiele do zaoferowania.Tylko do zaoferowania, Phyl.Nic wiêcej.Posun¹³ siê pan nawet tak daleko, ¿e z kilkoma z nich podpisa³ pan listyintencyjne.Na nowojorskiej gie³dzie parê razy odnotowano gwa³towne ruchy cenakcji.Moi ksiêgowi potwierdz¹, ¿e naszych akcji nie by³o wtedy na rynku.Z konkretnego powodu? - zapyta³ prezydent.Z konkretnego powodu - odpar³ Trevayne.- Jednak ¿adne z tych spotkañ i ani jeden z listów intencyjnych nie doprowadzi³y do zawarcia porozumienia.- Przeszkody okaza³y siê nie do pokonania.Ludzie okazali siê nie do pokonania.Manipulanci.Panie Trevayne, czy wolno mi zaryzykowaæ twierdzenie, i¿ nigdy nie mia³ panzamiaru doprowadziæ do podpisania ostatecznej umowy?Wolno panu, panie ambasadorze.A czy wolno mi zasugerowaæ, ¿e w toku negocjacji zyska³ pan stosunkowo dok³adn¹wiedzê na temat operacji finansowych przeprowadzanych przez siedemnaœciewiod¹cych koncernów przemys³u zbrojeniowego?Jest to doœæ bliskie prawdy, choæ sugerowa³bym u¿ycie czasu przesz³ego.To by³oponad dziesiêæ lat temu.Niezbyt dawno, jeœli wzi¹æ pod uwagê politykê personaln¹ prowadzon¹ przez tefirmy - zauwa¿y³ prezydent.- Wiêkszoœæ ludzi, z którymi pan wtedy rozmawia³, wdalszym ci¹gu zajmuje te same stanowiska.Ca³kiem mo¿liwe.William Hill podniós³ siê z fotela, obszed³ mahoniowy stó³, zatrzyma³ siê przedTrevayne'em i spojrza³ na niego z góry.- Próbowa³ pan przeprowadziæ egzorcyzmy, zgadza siê? - zapyta³ cichym,spokojnym g³osem.Andrew spojrza³ staremu cz³owiekowi prosto w oczy, po czym uœmiechn¹³ siêsmutno, przyznaj¹c do pora¿ki.Tak jest.Stara³ siê pan odp³aciæ piêknym za nadobne ludziom tego samego pokroju co ci,którzy w marcu tysi¹c dziewiêæset piêædziesi¹tego drugiego roku zniszczylipañskiego ojca.- To by³a dziecinada.Bezsensowna zemsta.Oni nie byli winni.Pamiêtasz, Phyl? Powtarza³aœ mi: „B¹dŸ sob¹, Andy.To do ciebie niepodobne.Przestañ!"- Ale da³o panu chyba sporo satysfakcji.- Hill wróci³ za stó³ i opar³ siê oblat miêdzy Trevayne'em a prezydentem.- Zmusi³ pan wielu wp³ywowych ludzi, byt³umaczyli siê przed panem, tracili czas, uchylali r¹bka najpilniej strze¿onychtajemnic.A wszystko to dla ledwo trzydziestoletniego m³okosa, który podtyka³im pod nos okaza³¹ marchewkê.Tak, to na pewno musia³o sprawiaæ przyjemnoœæ.Nie rozumiem jednak, dlaczego tak nagle pan tego zaprzesta³.Wed³ug posiadanychprzeze mnie informacji dysponowa³ pan ogromn¹ si³¹.Móg³ pan zostaæ jednym znajbogatszych ludzi na œwiecie.Nie ulega najmniejszej w¹tpliwoœci, i¿ prêdzejczy póŸniej uda³oby siê panu doprowadziæ do ruiny wielu z tych, których uwa¿a³pan za nieprzyjació³.Szczególnie w pañskiej dziedzinie.- Powiedzmy, ¿e siê nawróci³em.Podobno to ju¿ siê kiedyœ zdarzy³o - zauwa¿y³ prezydent.W takim razie pozostañmy przy tym wyt³umaczeniu.Zrozumia³em - w znacznejmierze dziêki pomocy ¿ony - ¿e pogr¹¿y³em siê w takim samym marnotrawstwie,jakie wczeœniej, w marcu piêædziesi¹tego drugiego, wywo³a³o moje g³êbokieobrzydzenie.Co prawda, znalaz³em siê po drugiej stronie, ale zasada by³a tasama.I to wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat.Mam nadziejê, ¿epanowie uznacie moje wyjaœnienie za zadowalaj¹ce.Trevayne uœmiechn¹³ siê najszczerzej, jak potrafi³.Tym razem ani trochê nierozmin¹³ siê z prawd¹.Ca³kowicie - odpar³ prezydent, siêgaj¹c po szklankê, Hill zaœ skin¹³ g³ow¹ iponownie zaj¹³ miejsce na fotelu.- Otrzymaliœmy odpowiedzi na wszystkiepytania.Jak wspomnia³ ambasador, musieliœmy je uzyskaæ.Chodzi³o nam miêdzyinnymi o stan pañskiego umys³u, choæ na dobr¹ sprawê nigdy nie mieliœmynajmniejszych w¹tpliwoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]