[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Popatrz, tu mamzeznanie Moniki.Widzia³a j¹, jak sz³a od nich do naszego pokoju, wesz³a i ju¿nie wychodzi³a.Kacper to poœwiadcza i Kazio.Jak tylko wesz³a, prze³¹czy³aradio, godziny siê zgadzaj¹.— Popatrz, kto by to pomyœla³, ¿e te radioodbior­niki tak siê nam przydadz¹!Gdyby nie to, chyba ¿adna ludzka si³a nie zdo³a³aby niczego konkretne­gostwierdziæ, nikt przecie¿ nie siedzi ze wzrokiem bez przerwy utkwionym wzegarek.— Wiêc co? Anka jednak nie mia³a szans.— To zale¿y, gdzie j¹ Monika widzia³a.Czy nie mog³a akurat wchodziæ albowychodziæ z sali kon­ferencyjnej?— Nic z tego.Anka sz³a od drzwi ich pokoju i Mo­nika widzia³a w lustrze, jakwesz³a do naszego.Nie ma w¹tpliwoœci.Wpisa³am Ankê w odpowiedni¹ rubrykê.— A Zbyszek? — powiedzia³am z nadziej¹.— Czy on móg³ zd¹¿yæ? Opuœci³ ten ichprzybytek uczuæ wczeœniej ni¿ Anka, a da³ siê widzieæ póŸniej.Cze­kaj,sprawdŸmy.Nie, tu go uniewinnia Matylda, po­tem wyszed³ tu.A w tym miejscuby³ ju¿ u was.Mnie tu wychodz¹ dla niego cztery minuty.— Nie starczy?— Musia³by wzi¹æ dobre tempo.Obliczmy, wyob­raŸ to sobie.Zaprawieniedziurkaczem to jest se­kunda, ³agodne u³o¿enie nieboszczyka na pod³odze to ile?Piêæ sekund?— Przyjmijmy, ¿e dziesiêæ.By³ zdenerwowany i móg³ sobie otrzeæ pot z czo³a, tote¿ trwa.— No to otrzyj sobie, zobaczymy, jak d³ugo.Nie rób masa¿u ca³ej twarzy, tylkootrzyj pot! Do licha, masz przecie¿ wyobraŸniê?Wytê¿ywszy wyobraŸniê Alicja starannie wytar³a wyimaginowany pot.Powtórzy³a têczynnoœæ kilka razy, a ja patrzy³am na zegarek.Jakiœ pan siedz¹cy przys¹siednim stoliku zacz¹³ siê nam przygl¹daæ bardzo podejrzliwie.Uzna³yœmy, ¿ena pot wystar­cz¹ cztery sekundy.— No to na wszystko razem mamy dziesiêæ se­kund.Nieboszczyk le¿y na pod³odze iteraz go trze­ba dodusiæ.Zak³adam, ¿e pasek to bydlê mia³o przy­gotowany, ileczasu móg³ go dusiæ?— Co najmniej dwie minuty, je¿eli chcia³ mieæ pewnoœæ, ¿e mu niezmartwychwstanie.— Dorzuæmy dwadzieœcia sekund na szarpanie siê z nieboszczykiem, ¿eby mu tenpasek dobrze za³o¿yæ.Ile ju¿ mamy? Dwie i pó³ minuty.— A teraz jeszcze musi wytrzeæ dziurkacz, skoro mówi³aœ, ¿e by³ wytarty.Wyjmuje z kieszeni chust­kê do nosa.— Wielki Bo¿e! — przerwa³am i spojrza³am na Alicjê w olœnieniu.Chustkê donosa! St¹d ta mania zbierania ga³ganów! Oczywiœcie, ¿e szukali tej szma­ty,któr¹ dziurkacz zosta³ wytarty, jak mo¿na by³o nie domyœliæ siê od razu?!— Jednak¿e nale¿y nas uznaæ za bandê têpych mato³Ã³w — oœwiadczy³am stanowczo.— Nas jak nas — odpar³a Alicja krytycznie, —Tak mówi¹c miêdzy nami, to o tymdziurkaczu wiedzia­³aœ tylko ty.— Zaraz siê zrehabilitujê.Wyciera dziurkacz.Jak d³ugo?— To zale¿y, czy jest z natury porz¹dny.Mo¿e nawet na niego pluæ i czyœciæ godo po³ysku.— Razem z po³yskiem nie zajmie mu to wiêcej ni¿ pó³ minuty.Przy du¿ejsprawnoœci zbrodniarza mo¿na przyj¹æ na ca³e morderstwo minut trzy.Zby­szek,niestety, zd¹¿y.— To ilu nam tych bandytów zosta³o? — zacie­kawi³a siê Alicja, zajrzawszyprzedtem do fili¿anki i stwierdziwszy, ¿e nie ma ju¿ kawy.— Niedu¿o, siedem sztuk.Teraz zobaczmy, jak nam siê to kojarzy z telefonami.Kto z nich mia³ szansê dzwoniæ?— Poka¿.Tylko troje? Jadwiga, Zbyszek i Kaj­tek?!.Popatrzy³yœmy na siebie w milczeniu.Dopóki osoba mordercy pozostawa³a w sferzemglistych przypusz­czeñ, ca³e œledztwo mog³yœmy uwa¿aæ wrêcz za rozryw­kê.Teraz siê nam nagle dziwnie blisko skrystalizowa³a i zrobi³o siê nam g³upio.— Daj spokój — powiedzia³a niepewnie Alicja.— S¹dzisz, ¿e to istotnie ktoœ znich?Czu³am siê bardzo niewyraŸnie.Wiedzia³am, ¿e Tadeusz szanta¿owa³ Zbyszka.Jegoromans z Ank¹ zacz¹³ siê kilka miesiêcy przed jej œlubem.Wycho­dz¹c za m¹¿Anka nie przejawia³a szaleñczej radoœci, przeciwnie, wygl¹da³a jak zmora.Wszystko wska­zywa³o na to, ¿e owe uczucia do tej pory jeszcze nie wygas³y,chocia¿ romans ze Zbyszkiem nie mia³ przysz³oœci.Zbyszek nie rozwiód³by siê w¿adnym wypadku ze wzglêdu na dziecko, a z narzeczonym Anka musia³a siê na coœzdecydowaæ, bo w³aœnie dostawa³ przydzia³ na spó³dzielcze mieszkanie.Ta­deuszo tym wszystkim niew¹tpliwie wiedzia³.Alicja by³a dostatecznie bystra, ¿eby sobie rów­nie¿ coœ niecoœ skojarzyæ,ponadto Stefan zd¹¿y³ j¹ poinformowaæ, ¿e Zbyszkowi Stolarek te¿ by³ wi­nien.— No nie — zaprotestowa³a okropnie zdegusto­wana.— To mi siê absolutnie niepodoba.Ja nie chcê, ¿eby to by³ Zbyszek!— ¯ebyœ ty wiedzia³a, jak ja nie chcê.— Ale jeszcze mamy tamtych dwoje.Ja ju¿ na­prawdê wolê, ¿eby to by³ Kajtek!— Ale Tadeusz mu rzeczywiœcie ¿yrowa³ weksle! Zastanów siê.— A czy ty wiesz, ile Kajtek mu by³ winien?!— Komu? Kto? Kajtek Tadeuszowi? A nie odwrot­nie? Przecie¿ Kajtek sp³aci³Tadeusza dziêki tym kan­tom z ORS-em i jeszcze mu po¿yczy³!— Guzik — oœwiadczy³a Alicja stanowczo.— Sp³a­ci³ mu czêœæ.Kajtek rozwali³cudzy motor i remonto­wa³ go za pieni¹dze Tadeusza.Musia³ siê bardzo œpieszyæ,¿eby siê w³aœciciel nie dowiedzia³, Kacper te¿ o tym nie wie.A do tego tadziewczyna, z któr¹ g³upi smarkacz koniecznie chce siê ¿eniæ! Kacper muzapowiedzia³, ¿e go wyrzuci z domu na zbity pysk!.— To s¹ wszystko niepowa¿ne powody.— A Kajtek jest powa¿ny? Nieodpowiedzialny szcze­niak, ja nawet nie wiem, czyon sobie zdawa³ sprawê z tego, co robi!— Przecie¿ nie jest niedorozwiniêty! Nie, no, nie przesadzaj.Nie twierdzê, ¿eto nie on, ale je¿eli on, to zupe³nie nie mogê zrozumieæ dlaczego.Tadeusz by³dla niego znacznie bardziej cenny za ¿ycia ni¿ po œmierci.Ustawicznie coœrazem kombinowali.— No to nie wiem.Zreszt¹, ja nic nie wiem, tylko nie zgadzam siê, ¿eby to bytZbyszek.Mo¿e Jadwiga?— Je¿eli nieboszczyk móg³ jej jakoœ przeszkodziæ w jej planach ¿yciowych, totrzech groszy bym za ni¹ nie da³a.Tylko jak?.Zamyœli³yœmy siê bardzo ponuro.— Zbyszek — mruknê³a Alicja.— Mój Bo¿e, wszystkiego bym siê spodziewa³a, tylkonie czegoœ takiego.Zbyszek.— Ca³a moja nadzieja w tym, ¿e mo¿e jesteœmy g³upie i Ÿle myœlimy.Wszystkoodwrotnie, b³êdnie i bez sensu — powiedzia³am bez przekonania, bo jednakharmonogram nieobecnoœci mówi³ sam za siebie, a przy tym mog³am mieæ pewnoœæ,¿e wspó³­pracownicy znacznie wiêcej prawdziwych wiadomoœ­ci udzielali nam ni¿milicji.Na razie sytuacja wyg­l¹da³a fatalnie.Zbyszek mia³ i motyw, imo¿liwoœæ.— No, a drzwi? — spyta³a po chwili Alicja.— Te drzwi od gabinetu?A w³aœnie.Mam nadziejê, ¿e w tym coœ jest.Mo¿e ty wiesz, gdzie zazwyczajle¿a³ klucz od nich?Alicja siê zamyœli³a.— Dawno temu — powiedzia³a powoli i rozwlek­le.— Dawno, dawno temu.— Na litoœæ bosk¹, kiedy? Przed pierwsz¹ wojn¹ œwiatow¹?!— Nie, przed trzema laty.Jeszcze za czasów na­szego prawdziwego dyrektora tenklucz le¿a³ u nie­go w szufladzie.By³am œwiadkiem, jak zamkn¹³ nim drzwi dosali konferencyjnej.Wyci¹gn¹³ go z naj­ni¿szej szuflady, przypuszczam, ¿epotem schowa³ go tam na powrót.— Obawiam siê, ¿e tym razem wyj¹tkowo Leszek ma racjê.Morderca zamkn¹³ drzwina klucz, tylko po co?— ¯eby siê zabezpieczyæ.Nie wiesz? Mog³y mu siê otworzyæ samoczynnie wnajbardziej nieodpo­wiedniej chwili [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl