[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piêœæ cofnê³a siê, zawaha³a - i spad³a.Ray polecia³ z rozkrwawionymi ustami do ty³u i wpad³ pod pud³o mechanicznychkrêgli.20.£omot- Cali i zdrowi - oznajmi³ Cody, zatrzymuj¹c motocykl przed domem Ricka Jurado.Miranda przyciskaj¹c wci¹¿ walizkê do piersi zsiad³a.W³osy mia³arozwichrzone.- Czy ktoœ ci ju¿ mówi³, ¿e za szybko jeŸdzisz?- Nikt.- Rozejrza³ siê dooko³a; ¿adnego Grzechotnika w polu widzenia.Zautoserwisu Cade'a dolatywa³o stukanie m³otków.- No to ja ci to mówiê.O ma³o nas nie zabi³eœ.- Wiêcej ryzykujesz stoj¹c tutaj - odpar³.- WejdŸ lepiej do œrodka.- Wskaza³ruchem g³owy dom; na werandzie pali³o siê œwiat³o.W powietrzu wisia³ zapachcebuli i fasoli.- Zaczekam, dopóki drzwi siê za tob¹ nie zamkn¹.- Nie musisz.- Nie spocê siê od tego - odparowa³, choæ czu³, ¿e siê poci.- Dziêki za podwiezienie.I za wyrwanie z ³apsk Mruka.-Uœmiechnê³a siê kpi¹coi ruszy³a w stronê domu.- Zawsze do us³ug! - Cody gazowa³ silnik, patrz¹c, jak dziewczyna wstêpuje poschodkach i puka do drzwi.Niez³a jest, pomyœla³.Jaka szkoda, ¿e.no,szkoda.Drzwi otworzy³y siê.W smudze ¿Ã³³tego œwiat³a Cody zobaczy³ twarz Ricka Jurado.- Prezencik ci przywioz³em, Rick! - krzykn¹³, wykona³ ciasny nawrót iodprowadzany zbarania³ym wzrokiem oniemia³ego Ricka oddali³ siê na pe³nym gazieulic¹ Drug¹.- Kretyn przeklêty! - wrzasn¹³ za nim po hiszpañsku Rick, odzyskuj¹c g³os.Spojrza³ na dziewczynê z walizk¹ stoj¹c¹ na werandzie.- Czeœæ - powiedzia³a.- Czeœæ - odburkn¹³, nie poznaj¹c jej zrazu, ale ju¿ w nastêpnej sekundzieszczêka mu opad³a.Ostatnie zdjêcie przys³a³a mu przed ponad dwoma laty, aprzez ten czas wyros³a z dziewczynki na kobietê.- Miranda?!Walizka spad³a z hukiem na deski werandy, a dziewczyna wyci¹gnê³a do bratarêce.Otoczy³ j¹ ramionami, poderwa³ z pod³ogi i przytuli³ mocno.Us³ysza³ jejcichy szloch; jego te¿ zapiek³y oczy.- Miranda.Miranda,' wierzyæ mi siê nie chce! Sk¹d siê tu wziê³aœ? Po prostunie chce mi siê.- I w tym momencie dotar³o do niego: Cody Lockett z jegosiostr¹! O ma³o nie wypuœci³ dziewczyny z objêæ, ale opanowa³ siê i z p³on¹cymioczami postawi³ j¹ na ziemi.- Co robi³aœ z Lockettem?- Nic.Tylko mnie podwióz³.- Dotyka³ ciê? Przysiêgam na Boga, ¿e jeœli ciê tkn¹³.- Nie, nie! - Wystraszy³a siê jego miny.Nie by³a to twarz kochaj¹cego brata,który subteln¹, wyrobion¹ rêk¹ pisywa³ do niej mi³e listy.- On nic nie zrobi³!Przywióz³ mnie tu tylko z przystanku autobusowego!- Trzymaj siê od niego z dala! To œmieæ! Rozumiesz?- Nie, nie rozumiem! - Ale w tym momencie zrozumia³a; zobaczy³a na nadgarstkachRicka skórkowe, nabijane metalowymi æwiekami opaski - takie same, jakie nosi³owielu szpanuj¹-cych na macho ch³opaków z band w Fort Worth - i przypomnia³a jejsiê reakcja Cody'ego na dŸwiêk nazwiska Ricka.Z³a krew, pomyœla³a.- Wszystkow porz¹dku.Nic mi siê nie sta³o -doda³a poœpiesznie.Rick dygota³ z gniewu.Jak ten sukinsyn œmia³ tkn¹æ Mirandê! Jeszcze jedenrachunek do wyrównania.St³umi³ jednak wœciek³oœæ.- Przepraszam.Niepotrzebnie siê tak rozeŸli³em.WchodŸ do œrodka! - DŸwign¹³walizkê, wzi¹³ Mirandê za rêkê, wprowadzi³ j¹ do domu i zaryglowa³ drzwi.-Siadaj! - Zacz¹³ siê krz¹taæ gor¹czkowo po zaba³aganionym pokoju, usi³uj¹czaprowadziæ w nim jaki taki ³ad.- Gdzie Paloma?- Œpi.- Emocje ju¿ go opuœci³y.Poprawi³ poduszki na sofie.— Pójdê j¹ obudziæ- zaproponowa³.- Nie, jeszcze nie.Najpierw muszê porozmawiaæ z tob¹ w cztery oczy.Œci¹gn¹³ brwi.Powa¿nie to zabrzmia³o.- O czym?Miranda podesz³a do pó³ki, na której Paloma trzyma³a swoje porcelanowe ptaszki.Wziê³a kardyna³a i pog³adzi³a go palcem po skrzyde³kach.- Nie wracam do FortWorth - powiedzia³a w koñcu.- N i g d y.- Lutuj go! - wrzasn¹³ radoœnie Ruben.- Lutuj gnojka! Paco trzyma³ Raya zakostki i próbowa³ wywlec go spodmechanicznego bilarda, ale ch³opiec ucapi³ siê jednej z nóg maszyny i animyœla³ puœciæ.Okulary spad³y mu z nosa, z ust s¹czy³a siê krew, ale umys³ mia³wci¹¿ jasny; chyba ju¿ wiedzia³, jak czuje siê ranne zwierzê opadniête przezsêpy.Robby Falkner zebra³ siê wreszcie na odwagê i ruszy³ do ataku, ale Pacoodwróci³ siê na piêcie i przywita³ go jednym, drugim, trzecim ciosem w twarz.Robby'emu krew puœci³a siê z nosa i ch³opiec, wydaj¹c cichy jêk, pad³ jakra¿ony gromem.Semafor odczo³giwa³ siê po pod³odze od Juana Diegasa, który znowu przypuœci³szturm na automaty do gry.- Przestañcie! Proszê was, przestañcie! - lamentowa³ skulony w k¹cieKennrshaw.Semafor ujrza³ nagle przed sob¹ otwarte drzwi, zerwa³ siê na równe nogi iwypad³ na ulicê; jedno oko mia³ zapuchniête na amen, policzek rozciêtysygnetem.- £omot! - wrzasn¹³ za nim Juan i przewróci³ automat do gry w „Artylerzystê";maszyna plunê³a iskrami i zaczê³a wymiotowaæ æwierædolarówkami.Semafor, nie zwalniaj¹c biegu, min¹³ biuro szeryfa.To by³a sprawa Renegatów iwiedzia³ dok³adnie, co ma robiæ.* * *- To przez ni¹, prawda? - Czarne oczy Ricka miota³y b³yskawice.- Co cizrobi³a?- To nie to.Ja po prostu musia³am.Wzi¹³ j¹ za rêkê.D³oñ mia³a wysuszon¹ i popêkan¹, paznokcie po³amane - by³a tod³oñ robotnicy, a nie uczennicy szko³y œredniej w Fort Worth.- Rozumiem - powiedzia³ z t³umionym gniewem.- Kaza³a ci szorowaæ pod³ogi.Miranda wzruszy³a ramionami.- Pracowa³am trochê u paru osób po szkole.Nic szczególnego.Zamiatanie,zmywanie i.- Wynoszenie œmieci jakiemuœ spasionemu gringo?- To by³a praca.- Cofnê³a rêkê.- Ona mnie do niej nie zmusza³a.Samachcia³am.- Tak.- Rick uœmiechn¹³ siê gorzko.- W ten sposób ty zosta³aœ s³u¿¹c¹, a onasiedzia³a w domu i czeka³a na telefon od swojego fagasa, prawda?- Przestañ! - Spojrza³a mu w oczy.- Nie mów tak.Nie wiesz, jak by³o, a wiêcnie zabieraj g³osu.- Wiem, jak by³o! Do cholery, dostawa³em przecie¿ twoje listy! Zachowa³emwszystkie! Mo¿e nigdy nie napisa³aœ tego wprost, ale ja dosyæ dobrze potrafiêczytaæ miêdzy wierszami! Nasza matka to nic nie warta puta i nie rozumiem, jakmog³aœ z ni¹ tak d³ugo wytrzymaæ!Miranda milcza³a.Odstawi³a kardyna³a na pó³kê.- Nikt nie jest nic nie wart.Dlatego z ni¹ by³am.- Dziêkuj Marii Pannie, ¿e zd¹¿y³aœ uciec, zanim i z ciebie nie zrobi³adziwki.Miranda po³o¿y³a mu palec na ustach.- Proszê ciê - powiedzia³a.- Rozmawiajmy.ciszej, dobrze? Poca³owa³ jej palec,ale oczy nadal mia³ chmurne.- Spójrz, co jeszcze mam! - Miranda podesz³a do walizki, otworzy³a j¹ iposzperawszy miêdzy ubraniami znalaz³a z³o¿ony arkusik papieru.Zaczê³a goostro¿nie rozk³adaæ.Rick zauwa¿y³, ¿e papier jest posklejany na zgiêciachtaœm¹, bo inaczej by siê rozlecia³.Wiedzia³ co to, ale czeka³ cierpliwie, a¿siostra go rozpostrze.- Widzisz? Wygl¹da prawie jak nowy.By³ to jego autoportret narysowany przed oko³o trzema laty pastelowymikredkami.Twarz - o wiele wtedy m³odsza, przemknê³o mu przez myœl -naszkicowana by³a grubymi, agresywnymi kreskami; mnóstwo czarnych cieni iczerwonych akcentów.Praca wyda³a mu siê teraz okropnie amatorska.Œlêcza³kiedyœ nad ni¹ z godzinê, spogl¹daj¹c co chwilê w lustro.- Nadal rysujesz? - spyta³a Miranda.- Trochê.- W swoim pokoju, w pudle pod ³Ã³¿kiem, trzyma³ dziesi¹tki pastelowychszkiców Bordertown, pustyni, Bujanego Fotela i twarzy babki, wiêkszoœæ nakratkowanych kartkach wydartych z zeszytu.Ale by³o to jego prywatne hobby inie wiedzia³ o nim nikt prócz Mirandy i Palomy.Wola³ nie eksponowaæ swoichprac nawet w domu z obawy, ¿e któryœ z Grzechotników móg³by je zobaczyæ.- Powinieneœ wykorzystaæ jakoœ swój talent - stwierdzi³a Mi-randa.- Powinieneœpójœæ do szko³y plastycznej albo.- Szko³y mam dosyæ na ca³e ¿ycie.Jutro mój ostatni dzieñ, a potem koniec.- To co chcesz robiæ?- Mam ju¿ pracê w sklepie przemys³owym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]