[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejne szybkie przemieszczenie i znalaz³em siê w pobli¿u nakrytego sto³u,wokó³ siedzieli ludzie.Jedna z osób rozdawa³a pozosta³ym coœ, co wygl¹da³o jakdu¿e bia³e karty do gry.Pomyœla³em, ¿e to raczej dziwne aby graæ w karty nastole zastawionym talerzami, zaciekawi³a mnie tak¿e wiel­koœæ kart i ichnienaturalna biel.Jeszcze jedno szybkie przemie­szczenie i znalaz³em siê nadulic¹ miasta, na wysokoœci oko³o I50 m, szukaj¹c drogi do „domu".Naglespostrzeg³em wie¿ê radiow¹ i przypomnia³em sobie, ¿e przecie¿ motel znajdujesiê bardzo blisko tej wie¿y.Prawie natychmiast znów znalaz³em siê w ciele.Usiad³em i rozejrza³em siê doko³a.Wszystko wygl¹da³o zwyczajnie i normalnie.Po doœwiadczeniu: Tego smego wieczora odwiedzi³em przy­jació³, pañstwa Bahnson,w ich domu.Wiedzieli co nie co o mojej „aktywnoœci", a ja w nag³ym przeb³yskuzrozumienia uœwiadomi³em sobie, i¿ poranne zdarzenie mia³o z nimi jakiœzwi¹zek.Zapyta³em ich o syna, a oni zawo³ali go do pokoju i zapytali, co robi³dziœ rano pomiêdzy 8:30 a 9:00.Odpowiedzia³, ¿e szed³ do szko³y.Kiedypoproszono go, okreœli³ to dok³adniej i odpar³, ¿e id¹c podrzuca³ pi³kê dobaseballa.(Chocia¿ znalem go dobrze to nie wiedzia³em, ¿e interesuje siêbaseballem, ale tego akurat mo¿na siê by³o domyœleæ).Potem postanowi³emzapytaæ o wk³adany do samochodu przedmiot.Pan Bahnson by³ tym wyraŸniezaskoczony.Powiedzia³ mi, ¿e wk³ada³ w³aœ­nie na tylne siedzenie samochodugenerator Van de Graffa.By³a to du¿a nieporêczna platforma z kotami ielektrycznym silnikiem.Pokaza³ mi to urz¹dzenie.(By³o to niesamowite ogl¹daæcoœ, co wczeœniej obserwowa³o siê bêd¹c w Drugim Ciele).Nastêpnieopowiedzialem o stole i du¿ych kartach.Tym razem zaskoczona by³a ¿ona panaBahnsona.Poniewa¿ tego ranka wszyscy wstali póŸno, wiêc chyba po raz pierwszyod dwóch lat przynios³a pocztê do sto³u, przy którym jedli œniada­nie.Du¿ebia³e karty do gry! Oboje byli bardzo podnieceni tym zdarzeniem i jestem pewny,¿e nie by³ to kawa³ z ich strony.I tu tak¿e czas porannej wizyty u pañstwaBahnson pokrywa³ siê z czasem rzeczywistych wydarzeñ.Auto­sugestia ihalucynacja by³y wykluczone.Nie zamierza­³em sk³adaæ im wizyty, chocia¿ niemogê wykluczyæ podœwiadomej motywacji.A oto zaobserwowane zbie¿­noœci:1.Ich syn id¹cy ulic¹ i podrzucaj¹cy pi³kê.2.Pan Bahnson przy samochodzie.3.Czynnoœci pana Bahnsona przy aucie.4.Urz¹dzenie, które wk³ada³ do samochodu.5.Czynnoœci pani Bahnson przy stole, rozdawanie „kart".6.Wielkoœæ kart i ich bia³y kolor.7.Talerze na stole.Mo¿liwoœæ nieœwiadomego przewidzenia tych zdarzeñ na podstawie wczeœniejszychobserwacji:ad 1.Brak takiej mo¿liwoœci.Nie wiedzia³em o za­interesowaniach synabaseballem i o której chodzi do szko³y.ad 2.Brak takiej mo¿liwoœci.Nic nie wiedzia³em o planach przewo¿eniageneratora, a zaobserwowane czynnoœci nie powtarza³y siê codziennie.ad 3.Brak takiej mo¿liwoœci.£adowanie samochodu nie by³o czynnoœci¹codzienn¹, wiêc nie mog³o byæ czêœci¹ wczeœniej zaobserwowanych zwyczajów panaBahnsona.ad 4.Mo¿liwoœæ nieokreœlona.Mog³em widzieæ gene­rator w innychokolicznoœciach.ad 5.Brak takiej mo¿liwoœci.Nie wiedzia³em nic i o zwyczajach pani Bahnson wtym wzglêdzie.Rozdawanie poczty przy œniadaniu by³o przypadkiem nietypowym.ad 6.Brak takiej mo¿liwoœci.Powody takie, jak po­wy¿ej.Ja tak¿e nie mamzwyczaju przegl¹dania poczty przy stole, a ponadto b³êdnie zinterpretowa³em têscenê.ad 7.Mo¿liwoœæ nieokreœlona.W tym przypadku wczeœniejsze obserwacje mog³ymieæ znaczenie, gdy¿ kilkakrotnie by³em u nich na œniadaniu.10 paŸdziernika 1960 r.noc.Rezultaty s¹ tak sprzeczne z tym w co wierzy³em, ¿e muszê opisaæ to wszystkoszczegó³owo.Skontaktowaliœmy siê z pani¹ M., która posiada³a zdolnoœcimediumiczne.Mia³em i wci¹¿ mam dla niej ogromny szacunek, nale¿ny osobie owielkiej prawoœci i dobroci.Jednak¿e po dwóch „seansach", w których braliœmyudzia³, odnios³em wra¿enie, ¿e pani M., chocia¿ niew¹tpliwie szczera, powejœciu w trans doznawa³a pewnej formy rozdwojenia osobowoœci.„Przewodnicy",którzy przeni­kali w jej cia³o (?) i przemawiali jej g³osem byli dla mnieniczym wiêcej, jak tylko przejawami takiego rozszczepienia.Nie ozna­cza to, ¿epani M.robi³a to œwiadomie, ale ¿e wynika³o to ze stanu autohipnozy.By³empewny, i¿ pani M.nie mia³a zamiaru nas oszukaæ.Nie nale¿y do tego typu osób.Lecz najwiêksze w¹tpliwoœci wzbudzi³o we mnie to, ¿e kiedy zadawa³em jejprzewodnikom zmar³emu mê¿owi i jakiemuœ Indianinowi pytania, to za ka¿dym razemodpowiedzi by³y co najmniej wykrêtne.Stale s³ysza³em: „Odkryjesz to poprzezsamego siebie".Wtedy wydawa³o mi siê to najprostsz¹ metod¹ na unikanieodpowiedzi, które mog³yby zostaæ potem zweryfi­kowane.Wa¿ne jest, ¿e wyrazi³emca³kowity sceptycyzm doty­cz¹cy pani M.i jej Przewodników.Jednak to, cowydarzy³o siê zesz³ej nocy i dzisiejsze sprawo­zdanie kompletnie zbijaj¹ mnie ztropu.R.G., przyjaciel pani M.zasugerowa³, ¿e powinienem „odwiedziæ" j¹ wczasie sean­su, jaki przeprowadzi w swoim mieszkaniu w pi¹tek.Czêœciowozgodzi³em siê, zastrzegaj¹c równoczeœnie, ¿e nie jestem wcale pewny czy tomo¿liwe.Jednak kiedy nadesz³a pi¹tkowa noc, myœl o tym spotkaniu poch³onê³amnie bez reszty.A oto co zasz³o.Po³o¿yliœmy siê spaæ oko³o 23:30.¯onazasnê³a prawie natychmiast.Ja le¿a³em g³êboko zrelaksowany w pó³œnie.Naglepoczu³em „wêdruj¹cy po krzy¿u" ch³Ã³d, a w³osy na karku zje¿y³y mi siê.Przestraszony, ale równoczeœ­nie zafascynowany rozejrza³em siê po pogr¹¿onym wmroku pokoju.Nie wiem czego oczekiwa³em, ale w drzwiach do hallu ujrza³embia³¹, podobn¹ do ducha postaæ mia³a oko³o metr osiemdziesi¹t wysokoœci ispowita by³a w bia³¹ faluj¹c¹ mate­riê, która okrywa³a g³owê i spoczywa³a naframudze drzwi.By³em kompletnie przera¿ony i nie mog³em skojarzyæ sylwe­tkiducha z czymkolwiek.Postaæ zaczê³a siê do mnie zbli¿aæ.Ze strachurozp³aszczy³em siê na ³Ã³¿ku, lecz równoczeœnie po­czu³em, ¿e muszê zobaczyæ coto w³aœciwie jest.Prawie natych­miast oczy zas³oni³y mi czyjeœ d³onie iniczego ju¿ nie widzia­³em.Pomimo strachu próbowa³em je odepchn¹æ, a postaæznalaz³a siê tymczasem tu¿ przy mnie.Potem ktoœ delikatnie uj¹³ mnie zaramiona i unios³em siê z ³Ã³¿ka.Wtedy uspokoi³em siê, poniewa¿ wyczu³em, ¿ecokolwiek to jest, jest raczej przyjaz­ne.Nie walczy³em, ani nie opiera³emsiê.Natychmast pojawi³o siê wra¿enie szybkiego ruchu i wszys­cy (czu³em, ¿ejest ich dwóch, po jednym z ka¿dej strony) znaleŸliœmy siê nagle w ma³ympokoju, ale widzieliœmy go z góry, zupe³nie jakbyœmy zawiœli pod sufitem.Wpokoju znajdowa³y siê cztery kobiety.Spojrza³em na istoty przy mnie.Jednaby³a mê¿czyzn¹, blondynem, a druga ciemnow³osa, o wyraŸnie orientalnych rysachtwarzy.Obie wydawa³y mi siê m³ode mog³y mieæ nie wiêcej jak dwadzieœcia kilkalat.Uœmiecha³y siê do mnie.Powiedzia³em im, aby zechcia³y wybaczyæ mi mojezachowa­nie, poniewa¿ nie by³em pewien tego, co robiê.Potem sp³yn¹­³em w dó³ wstronê wolnego krzes³a i usiad³em.Naprzeciwko mnie znajdowa³a siê wysokapotê¿na kobieta w ciemnej sukni [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl