[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musia³ to byæ stó³, poniewa¿pod³oga znajdowa³a siê ju¿ kilka cali pod wod¹.Niestety, nie pod deszczówk¹.Ta woda mia³a prawdziw¹ osobowoœæ, rodzajzdecydowanego charakteru, jaki zyskuje woda po d³ugiej podró¿y przez mulisteokolice.Mia³a gêstoœæ i barwê prawdziwej wody z Ankh - za mocnej, ¿eby j¹ piæ,za rzadkiej, ¿eby oraæ.Rzeka wyrwa³a siê z brzegów i p³ynê³a milionami strumyczków, zalewaj¹c piwnicei graj¹c w chowanego pod kamieniami bruku.Od czasu do czasu rozlega³ siêst³umiony huk, kiedy w zatopionym lochu nastêpowa³o zwarcie w jakimœzapomnianym czarze, który wybuchowo oddawa³ energiê.Treatle wcale nie by³ciekaw, co oznaczaj¹ z³owró¿bne syki i bañki docieraj¹ce na powierzchniê.Raz jeszcze pomyœla³, jak milo by mu siê ¿y³o, gdyby by³ magiem mieszkaj¹cym wma³ej jaskini gdzieœ na uboczu, zbieraj¹cym zio³a, poch³oniêtym wa¿kimi myœlamii rozumiej¹cym mowê sów.Tyle ¿e prawdopodobnie jaskinia by³aby wilgotna, zio³atruj¹ce, a na dodatek Treatle nigdy nie by³ pewien, które myœli s¹ naprawdêwa¿kie.Zeskoczy³ niezgrabnie i ruszy³ po kolana w ciemnej, wzburzonej wodzie.Zrobi³,co móg³.Próbowa³ zorganizowaæ starszych magów, ¿eby naprawili dach czarami,ale nast¹pi³ ogólny spór co do zaklêæ, jakich nale¿y u¿yæ.Zgodzono siê tylko,¿e to robota dla murarzy.Oto cali magowie, myœla³ ponuro, brn¹c pod kapi¹cymi ³ukami.Zawsze sonduj¹nieskoñczonoœæ, a nie dostrzegaj¹ tego, co maj¹ pod nosem, zw³aszcza w kwestiiprac domowych.A tak by³o spokojnie, zanim pojawi³a siê ta kobieta.Chlupi¹c wspi¹³ siê na schody, oœwietlone wyj¹tkowo imponuj¹c¹ b³yskawic¹.¯ywi³ lodowat¹ pewnoœæ, ¿e chocia¿ nikt nie móg³ mieæ do niego pretensji, i takwszyscy bêd¹ mieli.Podci¹gn¹³ skraj szaty i wy¿¹³ go z nieszczêœliw¹ min¹.Poczym siêgn¹³ po kapciuch z tytoniem.Mia³ bardzo ³adny kapciuch, zielony i wodoszczelny.To oznacza³o, ¿e ca³y tendeszcz, który przenikn¹³ do wnêtrza, nie móg³ siê ju¿ wydostaæ.Efekt by³ niedo opisania.Znalaz³ swój zwitek bibu³ek.Sklei³y siê w jedn¹ bry³ê, jak przys³owiowybanknot znaleziony w tylnej kieszeni spodni po praniu, wirowaniu, suszeniu iprasowaniu.- Niech to szlag! - zakl¹³ z uczuciem.- Hej tam! Treatle!Treade rozejrza³ siê.Jako ostatni wyszed³ z holu, gdzie kilka ³awek ju¿zaczyna³o siê unosiæ na wodzie.Leje i bañki powietrza znaczy³y miejsca, gdziemagia s¹czy³a siê z piwnic.ale nikogo nie by³o widaæ.Chyba ¿e, oczywiœcie, przemówi³ któryœ z pos¹gów.By³y za ciê¿kie, ¿eby jeprzenieœæ; Treade przypomnia³ sobie, jak mówi³ studentom, ¿e przyda im siêporz¹dna k¹piel.Spojrza³ teraz na ich surowe twarze i po¿a³owa³ tego.Pos¹gi bardzo potê¿nychmagów mia³y czasem w sobie wiêcej ¿ycia, ni¿ to wypada pos¹gom.Mo¿e niepowinien mówiæ tak g³oœno.- S³ucham? - zaryzykowa³, wyraŸnie czuj¹c na sobie kamienne spojrzenia.- W górê, ty durniu!Podniós³ g³owê.Miot³a opada³a ciê¿ko w strugach deszczu, na przemian szarpi¹ci nurkuj¹c.Jakieœ piêæ stóp nad wod¹ straci³a ostatnie lotnicze pretensje i zg³oœnym pluskiem wpad³a w œrodek wiru.- Nie stój tam, ty idioto!Treade nerwowo wpatrywa³ siê w ciemnoœæ.- Przecie¿ gdzieœ muszê staæ - zauwa¿y³.- Chcia³em powiedzieæ, ¿e masz nam pomóc - warkn¹³ Cutangle, wynurzaj¹c siê zfal jak t³usta i zagniewana Wenus.- Pani pierwsza, ma siê rozumieæ.Obejrza³ siê.Babcia szuka³a czegoœ w wodzie.- Zgubi³am kapelusz - wyjaœni³a.Cutangle westchn¹³.- Czy to naprawdê wa¿ne? W takiej chwili?- Czarownica musi mieæ kapelusz, bo inaczej kto j¹ rozpozna? -Babcia chwyci³aszybko coœ ciemnego i przesi¹kniêtego, co przep³ywa³o obok.Zaœmia³a siêtryumfalnie, wyla³a wodê i wsadzi³a sobie kapelusz na g³owê.Straci³usztywnienie i opada³ jej zawadiacko na jedno oko.- No dobrze - powiedzia³ag³osem, który ca³emu wszechœwiatowi sugerowa³, ¿eby lepiej uwa¿a³.Znowu jaskrawo zap³onê³a b³yskawica, co dowodzi, ¿e nawet bogowie pogody maj¹silnie rozwiniête wyczucie efektu.- Do twarzy pani - pochwali³ Cutangle.- Przepraszam bardzo - wtr¹ci³ Treade.- Ale czy to nie ta ko.- To nieistotne - przerwa³ mu Nadrektor, uj¹³ Babciê za rêkê i pomóg³ wspi¹æsiê na schody.Mocno œciska³ laskê.- Przecie¿ to wbrew tradycji, pozwoliæ ko.Urwa³ zdumiony.Babcia przycisnê³ad³oñ do mokrej œciany obok drzwi.Cutangle postuka³ Treatle'a w pierœ.- A gdzie to jest napisane? - zapyta³.- S¹ w Bibliotece - przerwa³a mu Babcia.- To by³o jedyne suche miejsce - wyjaœni³ Treade.- Ale.- Ten budynek boi siê burzy z piorunami - oznajmi³a Babcia.-Mo¿na by go trochêpocieszyæ.- Ale tradycja.- powtarza³ desperacko Treade.Babcia maszerowa³a ju¿korytarzem, a Cutangle bieg³ truchtem za ni¹.Obejrza³ siê.- S³ysza³eœ, co mówi³a ta dama - rzuci³.Treade rozdziawi³ usta i patrzy³, jak odchodz¹.Kiedy ucich³ odg³os ichkroków, sta³ przez chwilê nieruchomo.Myœla³ o ¿yciu i o tym, gdzie w swoimpope³ni³ b³¹d.Mimo wszystko nikt nie zarzuci mu niepos³uszeñstwa.Ostro¿nie, nie wiedz¹c dlaczego, wyci¹gn¹³ rêkê i poklepa³ œcianê.- No no, ju¿ dobrze - powiedzia³.To dziwne, ale poczu³ siê o wiele lepiej.Cutangle’owi przysz³o do g³owy, ¿e to on powinien na w³asnym terenie wskazywaædrogê.Jednak¿e spiesz¹ca siê Babcia by³a nieosi¹galna dla beznadziejnej ofiaryna³ogu nikotynowego.Dotrzymywa³ jej kroku podskakuj¹c trochê bokiem.- Têdy - oznajmi³, rozchlapuj¹c ka³u¿e.- Wiem.Budynek mi powiedzia³.- A tak, w³aœnie chcia³em o to zapytaæ.Poniewa¿, widzi pani, do mnie nigdy siêjakoœ nie odezwa³, a przecie¿ mieszkam w nim od lat.- A s³ucha³eœ go kiedy?- Nie, w³aœciwie nie s³ucha³em - przyzna³ Cutangle.- Nie w sensie dos³ownym.- No w³aœnie - odpar³a Babcia, przeœlizguj¹c siê obok wodospadu w miejscu,gdzie dawniej by³y kuchenne schody (pranie pani Whitlow ju¿ nigdy nie bêdzietakie jak dawniej).- Wydaje mi siê, ¿e trzeba têdy i prosto korytarzem.Tak?Wyminê³a trójkê magów, zaskoczonych jej obecnoœci¹ i ca³kiem oszo³omionych jejkapeluszem.Cutangle bieg³ za ni¹ sapi¹c i dogoni³ przed drzwiami do Biblioteki.Chwyci³j¹ za ramiê.- Proszê pos³uchaæ - rzek³ z naciskiem.- Bez urazy, panno.ee.pani.- Myœlê, ¿e wystarczy Esmeralda.W koñcu lecieliœmy na jednej miotle i wogóle.- Czy mogê wejœæ pierwszy, Esmeraldo? - poprosi³.- To przecie¿ mojaBiblioteka.Babcia obejrza³a siê, wyraŸnie zdziwiona.Po chwili uœmiechnê³a siê.- Oczywiœcie.Przepraszam.- Dla zachowania pozorów - wyjaœni³ Cutangle przepraszaj¹co.I pchn¹³ drzwi.Biblioteka pe³na by³a magów, którzy dbaj¹ o swoje ksi¹¿ki tak samo jak mrówkidbaj¹ o j¹jeczka i podobnie jak one przenosz¹ je w chwilach zagro¿enia.Wodadosta³a siê nawet tutaj i przelewa³a siê w doœæ nieoczekiwanych miejscach, a toz powodu dziwnych efektów grawitacyjnych Biblioteki.Opró¿niono wszystkiedolne pó³ki, a sztafeta magów i studentów uk³ada³a tomy na wszystkichdostêpnych sto³ach i suchych rega³ach.Powietrze wibrowa³o gniewnym szelestemstronic, zag³uszaj¹cym niemal dalekie odg³osy burzy.Wszystko to najwyraŸniej zaniepokoi³o bibliotekarza, gdy¿ biega³ od maga domaga, bez wiêkszych efektów szarpa³ ich za szaty i pokrzykiwa³ „uuk".Zauwa¿y³ Cutangle'a i podbieg³ do niego szybko.Babcia nigdy jeszcze niewidzia³a orangutana, ale nie mia³a zamiaru siê do tego przyznawaæ.Zachowa³awiêc kamienny spokój w obecnoœci ma³ego, brzuchatego cz³owieczka zniewiarygodnie d³ugimi rêkami i pó³tora ra¿¹ za du¿¹ skór¹.- Uuk - wyjaœni³.- Uuk.- Tak przypuszcza³em - odpar³ krótko Cutangle i chwyci³ najbli¿szego maga,zgiêtego pod ciê¿arem kilkunastu grimoire'ów.Ten zrobi³ minê, jakby zobaczy³ducha, zerkn¹³ z ukosa na Babciê i upuœci³ ksiêgi na pod³ogê.Bibliotekarzdrgn¹³.- Nadrektor? - wykrztusi³ mag.- Pan ¿yje? To znaczy.S³yszeliœmy, ¿e zosta³pan porwany przez.- Znów zerkn¹³ na Babciê.- To jest, myœleliœmy.Treatlemówi³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]