[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A ty, Hoss, jak myœlisz? No powiedz coœ, ch³opcze.Stwór zbli¿y³ siê ju¿ do niej na tyle, ¿e poczu³a kwaœny zapach potu izastarza³¹ s³odk¹ woñ szamponu dla dzieci No More Tears.- K³amczucha, tatku - odpar³ g³os Dana Blockera.i przez sekundê frun¹ceniemal w powietrzu dziecko rzeczywiœcie wygl¹da³o jak Blocker.- Ma³y Joe?- K³amie, tatusiu.- Bum-ta-ra-ra!- Zamknij siê, Rooty - odezwa³ siê tym razem Tropiciel Wê¿y.Zupe³nie jakby odgrywa³a dla niej przedstawienie niewidzialna trupa z zak³adudla ob³¹kanych.Gdy stwór przemówi³ ponownie, Tropiciel Wê¿y znikn¹³, wróci³zaœ Ben Cartwright, ten surowy patriarcha rodu z Ponderosy w górach SierraNevada.- My tu w Ponderosie nie przepadamy za k³amcami, paniusiu.Za wymykaj¹cymi siêchy³kiem tym bardziej.No i jak pani s¹dzi, co powinniœmy teraz z pani¹zrobiæ?Nie róbcie mi krzywdy - chcia³a krzykn¹æ, ale z jej ust nie wydoby³ siê g³os,nawet szept.Usi³owa³a siê przestawiæ na swego rodzaju wewnêtrzn¹ liniê,wizualizuj¹c czerwony telefonik, z wyt³oczonym teraz na plastikowej s³uchawceimieniem SETH.Ba³a siê zwróciæ bezpoœrednio do Setha, lecz jeszcze nigdy nieznalaz³a siê w takim potrzasku.Jeœli stwór uzna, ¿e woli j¹ martw¹.Telefon pojawi³ siê w jej umyœle i ujrza³a siebie mówi¹c¹ do s³uchawki.Mia³ado powiedzenia boleœnie prost¹ rzecz: Nie pozwól mu zrobiæ mi krzywdy, Seth.Mia³eœ nad nim w³adzê na pocz¹tku, wiem, ¿e tak.Mo¿e niewielk¹, ale jednak.Jeœli cokolwiek z tego zosta³o - je¿eli masz na niego jeszcze jakiœ wp³yw -proszê, nie daj mu mnie skrzywdziæ, nie pozwól, ¿eby mnie zabi³.Jestem¿a³osna, beznadziejna, wiem, ale nie na tyle, by pragn¹æ œmierci.Jeszcze nie.Spojrza³a w oczy unosz¹cego siê nad ziemi¹ stwora, by odnaleŸæ w nich choæ cieñcz³owieczeñstwa, chocia¿ najmniejszy œlad Setha.Lecz zobaczy³a jedynienicoœæ.Raptem jej lewa rêka wyskoczy³a w górê, po czym opad³a, policzkuj¹c j¹ ztrzaskiem ³amanego na podpa³kê drewienka.Poczu³a na twarzy pal¹cy ból,zupe³nie jakby ktoœ przystawi³ do niej kwarcówkê.Lewe oko zaczê³o ³zawiæ.Teraz podnios³a siê prawa rêka Audrey, niczym w¹¿ hinduskiego zaklinaczapowstaj¹cy z koszyka.Zawis³a na moment w powietrzu, po czym powoli zwinê³a siêw piêœæ.Nie - próbowa³a powiedzieæ - proszê nie, Seth, nie pozwól! Lecz i tym razem niedoby³a g³osu i piêœæ o bielej¹cych w pó³mroku pokoju knykciach spad³a na nos,który eksplodowa³ w ob³oku bia³ych punkcików.Zawirowa³y szaleñczo przed jejoczami jak motyle, podczas gdy krew, ciep³a i rzadka, zaczê³a œciekaæ po ustachi brodzie.Audrey zatoczy³a siê do ty³u.- Ta kobieta to obraza wymiaru sprawiedliwoœci dwudziestego trzeciego stulecia!- zagrzmia³ srogi g³os Pu³kownika Henry'ego.G³os, który przy ka¿dym kolejnymodcinku tego kurewskiego serialu wydawa³ jej siê bardziej nienawistny iob³udny.- Trzeba jej uzmys³owiæ, jak bardzo pob³¹dzi³a.Hoss:- Racja, Pu³kowniku! Poka¿emy tej suce, kto tu rz¹dzi!- Bum-ta-ra-ra!Cassie Styles:- Zgadzam siê z Rootym! Dobrze by by³o na pocz¹tek trochê j¹ dos³odziæ!Audrey sz³a - a w³aœciwie dawa³a siê prowadziæ.Salon przesuwa³ siê przed jejoczami jak umykaj¹cy za oknem poci¹gu krajobraz.Policzek pulsowa³ rw¹co.Nospali³.Na jêzyku czu³a krew.Wyobrazi³a sobie teraz telefon z MotoGlin, taki,który pozwala³ widzieæ rozmówcê na ma³ym ekranie; wyobrazi³a sobie, ¿e rozmawiaprzez niego z Sethem twarz¹ w twarz: Seth, b³agam, tu twoja ciocia Audrey, napewno mnie poznajesz, chocia¿ tak okropnie przefarbowa³am w³osy! Tak mnie dotego zmusi³, ¿ebym by³a podobna do Cassie, a kiedy wychodzê, muszê wk³adaæniebiesk¹ opaskê tak jak ona, ale to nadal ja, twoja ciocia Audrey, ta, któraciê wziê³a do siebie, która siê tob¹ opiekowa³a, próbowa³a w ka¿dym razie siêopiekowaæ i teraz ty musisz siê zaopiekowaæ mn¹.Nie pozwól, ¿eby on mnie bi³,Seth, proszê, nie pozwól.Œwiat³o by³o zgaszone; kuchnia przypomina³a jaskiniê wype³nion¹ mrowiemponurych cieni.Kiedy tak wleczono Audrey po ¿Ã³³tym linoleum (czyste wygl¹da³oweso³o, ale uœwinione jak teraz kojarzy³o siê raczej z ¿Ã³³taczk¹), przysz³a jejdo g³owy pewna myœl, okrutnie logiczna: Czemu w³aœciwie Seth mia³by jejpomagaæ? Nawet zak³adaj¹c, ¿e dotar³a do niego i ¿e by³ w stanie pomóc, niemia³ powodu, by to robiæ.Ucieczka od Taka oznacza³a pozostawienie Setha swemulosowi, a przecie¿ w³aœnie to próbowa³a uczyniæ.Je¿eli ch³opiec wci¹¿ tam by³,musia³ to zrozumieæ równie dobrze jak Tak.Z jej gard³a wyp³yn¹³ szloch, tak s³aby jak oddech ciê¿ko chorego.Palcamiprawej, zaplamionej krwi¹ rêki namaca³a wy³¹cznik œwiat³a przy kuchence iprzekrêci³a go.- Dos³odziæ j¹, Tatku! - zawy³ Ma³y Joe Cartwright.- Dos³odziæ j¹, panie!G³os przeszed³ w falset, zmieniaj¹c siê w piskliwy œmiech Robota Rooty'ego.Audrey nagle zapragnê³a popaœæ w ob³êd.Wszystko by³oby lepsze ni¿ to tutaj,prawda? Pewnie, ¿e tak.Zamiast tego musia³a patrzeæ, bezradna pasa¿erka swego w³asnego cia³a, jak Takodwraca j¹, prowadzi do pó³eczki na przyprawy i u¿ywa jej rêki do otwarciawisz¹cej powy¿ej szafki.Druga rêka str¹ci³a ¿Ã³³t¹ plastikow¹ puszkê, któraupad³a na pod³ogê.Makaron rozsypa³ siê na wszystkie strony.Nastêpna polecia³am¹ka; wyl¹dowa³a przy jej stopach, okrywaj¹c je bia³ym ob³okiem.Rêkazanurkowa³a w powsta³¹ na pó³ce lukê i pochwyci³a plastikowego niedŸwiadka namiód.Druga d³oñ odkrêci³a pokrywkê i rzuci³a j¹ na bok.Po sekundzieniedŸwiadek wisia³ ju¿ do góry nogami nad otwartymi w oczekiwaniu ustamiAudrey.Rêka obejmuj¹ca pêkaty brzuszek miœka zaczê³a naciskaæ go rytmicznie; dawnotemu ma³a Aud naciska³a tak gruszkê klaksonu przy dziecinnym rowerku.Krew znosa sp³ywa³a jej do gard³a.Potem zacz¹³ je wype³niaæ miód, niczym gêsty,s³odki knebel.- Po³ykaj to! - wrzasn¹³ Tak, tym razem swoim w³asnym g³osem.- Po³ykaj, suko!Prze³knê³a.Jeden ³yk, drugi, trzeci.Przy trzecim jej prze³yk skurczy³ siê izamkn¹³.Nie mog³a nabraæ powietrza.Tchawicê zatyka³ koszmarny, s³odki klej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]