[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko, tak dobre, jak z³e w ludzkoœci, ma swe Ÿród³o w naturzeludzkiej, a ta ukszta³towa³a siê i zosta³a uwarunkowana i ograniczona przeznieskoñczony ³añcuch przyczyn i skutków.A owo ograniczenie i uwarunkowaniestosuje siê zarówno do przesz³oœci, jak teraŸniejszoœci i przysz³oœci.Samolubstwo, obojêtnoœæ i brutalnoœæ nie mog¹ byæ nigdy przyrodzonym, normalnymstanem rasy ludzkiej — gdybyœmy wierzyli, ¿e jest odwrotnie, trzeba byca³kowicie zw¹tpiæ o dalszym losie ludzkoœci — a na to ¿aden teozof nie mo¿esobie pozwoliæ.Postêp mo¿e siê dokonywaæ tylko i jedynie przez rozwójwy¿szych, szlachetniejszych ludzkich cech.Prawdziwa nauka o ewolucji uczy nas,i¿ zmieniaj¹c œrodowisko i warunki danego organizmu, mo¿emy nañ wywrzeæ znacznywp³yw oraz w du¿ej mierze go udoskonaliæ; w najœciœlejszym znaczeniu jest toprawda i w zastosowaniu do cz³owieka.St¹d ka¿dy teozof powinien uczyniæwszystko, co mo¿e, aby pomagaæ ka¿demu rozumnemu i odpowiednio przemyœlanemuspo³ecznemu wysi³kowi dla ulepszenia warunków ¿ycia mas.Wysi³ki te powinny byæskierowane do ich zupe³nego spo³ecznego wyzwolenia; albo do obudzenia poczuciaobowi¹zku w tych, którzy teraz tak czêsto i w ka¿dej dziedzinie je zaniedbuj¹.Pytanie: Zgoda, ale kto ma decydowaæ, czy dane wysi³ki spo³eczne s¹ rozumne,czy nierozumne?OdpowiedŸ: Nikt z ludzi ani ¿adne spo³eczeñstwo nie mo¿e w tej kwestiiwyznaczyæ œciœle okreœlonych i niezmiennych regu³; trzeba oczywiœcie wielepozostawiæ s¹dowi jednostki, ale mo¿na przyj¹æ jeden ogólny sprawdzian: zadaæsobie pytanie, czy zamierzona praca bêdzie sz³a w kierunku rozwijania tegoprawdziwego braterstwa, którego urzeczywistnienie jest celem teozo-fii.Zastosowanie tego sprawdzianu nie bêdzie przedstawia³o wielkiej trudnoœci dla¿adnego prawdziwego teo-zofa; a gdy siê sam o tym dostatecznie przekona, bêdziejego obowi¹zkiem kszta³towaæ w tym kierunku opiniê publiczn¹.Osi¹gn¹æ to mo¿natylko g³osz¹c wy¿sze, szlachetniejsze pojêcie o spo³ecznych i prywatnychobowi¹zkach, co stanowi podstawê wszelkiego, zarówno duchowego, jakmaterialnego rozwoju, Teozof w ka¿dych okolicznoœciach powinien byæ przyk³ademduchowego czynu; on sam i jego w³asne codzienne ¿ycie musi staæ siê oœrodkiempromieniowania tych wy¿szych, duchowych energii, które s¹ jedyn¹ moc¹ zdoln¹odrodziæ jego wspó³braci.Pytanie: Ale po co mia³by to wszystko robiæ? Czy¿ nie jest on, jak i wszyscyinni, wed³ug waszej nauki, ograniczony przez sw¹ Karmê, wiêc czy¿ nie musi onawype³niæ siê z koniecznoœci w pewien okreœlony sposób?OdpowiedŸ: W³aœnie prawo Karmy potwierdza wszystko, co powiedzia³am.Jednostkanie mo¿e oddzieliæ siê od ludzkoœci ani spo³ecznoœæ od jednostki.Prawo Karmystosuje siê na równi do wszystkich, choæ nie wszyscy znajduj¹ siê na tym samymstopniu rozwoju.Pomagaj¹c innym w rozwoju, teozof wierzy, i¿ nie tylkodopomaga im w wype³nianiu ich Karmy, ale ¿e i sam, w najœciœlejszym znaczeniu,wype³nia sw¹ w³asn¹.Wci¹¿ myœli o rozwoju ca³ej ludzkoœci, której jest sam,jak i inni ludzie, nieoddzieln¹ cz¹stk¹; wie dobrze, ¿e gdy nie4,idzie pos³usznie za swym najwy¿szym wewnêtrznym g³osem, hamuje nie tylko swójw³asny rozwój, ale te¿ opóŸnia postêp reszty ludzi.Czynami swymi mo¿e u³atwiælub utrudniæ ca³ej ludzkoœci osi¹gniêcie nastêpnego, wy¿szego poziomuistnienia.Pytanie: Jaki ma to zwi¹zek z reinkarnacj¹?OdpowiedŸ: Jak najœciœlejszy.Jeœli nasze obecne ¿ycie zale¿y od rozwojupewnych czynników, które uros³y z zal¹¿ków zasianych w przesz³ych ¿ywotach,wiêc i to samo prawo rz¹dzi i teraŸniejszoœci¹ w stosunku do przysz³oœci.Gdysiê raz zrozumie, ¿e prawo przyczyno-woœci to nie tylko teraŸniejszoœæ, aleprzesz³oœæ i przysz³oœæ, ka¿dy czyn w naszej obecnej sferze jest widziany wodpowiednim miejscu i perspektywie oraz we w³aœciwym jego stosunku do nassamych, jak i do innych ludzi.Ka¿dy ma³y, samolubny czyn cofa nas; ka¿dy zaœczyn bezinteresowny, jak i te¿ szlachetna myœl s¹ szczeblami ku wy¿szej iwspanialszej sferze istnienia.Gdyby ¿ycie na ziemi by³o jedynym, by³oby zaistepod wieloma wzglêdami ubogie i ciasne; ale uwa¿aj¹c je za przygotowanie donastêpnej sfery bytu, mo¿na ¿ycia u¿ywaæ jako bezcennej bramy, przez któr¹ dasiê przejœæ w piêkno, które le¿y poza ni¹, i to nie tylko samolubnie, a wiêcsamemu, ale wraz z wieloma naszymi braæmi.SamoofiaraPytanie: Czy równa sprawiedliwoœæ wobec wszystkich i mi³oœæ do wszystkich¿yj¹cych istot jest najwy¿szym wzorem teozoficznego postêpowania?OdpowiedŸ: Nie; istnieje inny, jeszcze wy¿szy.Dawanie innym wiêcej n\¿ sobie,czyli samoofiara.To by³o charakterystyczn¹ cech¹_, przebogat¹ w swej hojnoœci,w ¿yciu najwiêkszych mistrzów i nauczycieli ludzkoœci— Gautamy Buddy, wed³ug danych historii, Jezusa z Nazaretu, wedle Ewangelii.Tacecha sama w sobie wystarczy³a, by mieli nieprzemijaj¹c¹ czeœæ i wdziêcznoœæwszystkich nastêpnych pokoleñ.Ale my mówimy, ¿e samoofiara musi byæ kierowanarozpoznawaniem; ¿e samozaparcie siê, jeœli jest œlepe, nie kierowanesprawiedliwoœci¹, bez brania pod uwagê natychmiastowych mo¿liwych skutków, mo¿enieraz okazaæ siê nie tylko daremne, ale i szkodliwe.Jedn¹ z podstawowychzasad teozofii jest bezstronna sprawiedliwoœæ wobec siebie — jako cz¹stkica³ego cz³owieczeñstwa — a nie samo-zwañcza “sprawiedliwoœæ" w stosunku dow³asnej osoby; wiêc ani mniejsza, ani wiêksza jak dla innych; chyba ¿esamoofiara jednego mo¿e przynieœæ dobro wszystkim.Pytanie: Czy mo¿ecie jaœniej przedstawiæ wasz¹ myœl daj¹c jakiœ przyk³ad?OdpowiedŸ: Mamy wiele przyk³adów w historii dla zilustrowania tego, co mówiê.Samoofiarê dla konkretnego dobra czy te¿ ratowania innych ludzi stawiateo-zofia o wiele wy¿ej ani¿eli samozaparcie siê dla sekciar-skich pojêæ, naprzyk³ad zbawianie “pogan od potêpienia" itp.Wed³ug nas, ojciec Damian,trzydziestoletni kap³an, który poœwiêci³ ca³e swe ¿ycie dla ul¿enia cierpieniomtrêdowatych w Molokai, mieszka³ z nimi przez 18 lat, wreszcie zarazi³ siê t¹straszn¹ chorob¹ i na ni¹ umar³, nie umar³ byt daremnie.Przyniós³ ulgê iradoœæ, a mo¿e nawet wzglêdne szczêœcie, tysi¹com tych nieszczêœliwych.Da³ imfizyczn¹ pomoc i moraln¹ pociechê, wniós³ promieñ œwiat³a w ich ¿ycie mroczne istraszne — jak czarna noc — którego beznadziejnoœæ nie ma sobie równej wœródwszystkich cierpieñ ludzkoœci.By³ on prawdziwym teozofem z ducha, a jego pamiêæ bêdzie zawsze ¿ywa wœród nas.Wed³ug nas ten ubogi belgijski ksi¹dz stoi nieskoñczenie wy¿ej ani¿elina przyk³ad ci szczerzy, ale che³pliwi szaleñcy misjonarze, którzy poœwiêcaj¹swe ¿ycie w Chinach czy na wyspach Oceanu Spokojnego.Có¿ tam zrobili dobrego?W jednym wypadku zwrócili siê do ludzi, którzy nie s¹ jeszcze gotowi doprzyjêcia jakiejkolwiek prawdy; a w drugim — do narodu, którego systemyreligijnej filozofii s¹ równie wznios³e i wspania³e, jak ka¿dej wielkiejreligii, gdyby tylko ich wyznawcy ¿yli wedle nauk Konfucjusza czy innych swoichmêdrców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]