[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyprostował się i otarł wodę z twarzy.Morgan Leah śmiał się wesoło pod swoją błotną skorupą.- Przepraszam, naprawdę.Ale takiej okazji nie mogłem przepuścić.Chyba to rozumiecie!Par usiłował zetrzeć błoto ze swego ubrania, lecz w końcu dał za wygraną.Rozebrał się do naga i zaniósł wszystko do źródła.Odetchnął z ulgą, po czym spojrzał do tyłu na Morgana.- Co ty, u licha, właściwie wyprawiasz?- Masz na myśli to błoto? Dobrze robi na cerę.- Morgan podszedł do źródła i ostrożnie zanurzył się w wodzie.- O jakąś milę stąd znajdują się sadzawki błotne.Natrafiłem na nie przypadkiem parę dni temu.Nie wiedziałem, że tam są.Mówię wam, nic tak dobrze nie chłodzi w gorący dzień jak unurzanie się w błocie.To nawet lepsze od źródeł.Wytarzałem się więc jak wieprz i wróciłem tutaj, żeby się opłukać.Wtedy właśnie usłyszałem, jak nadchodzicie, i postanowiłem zgotować wam prawdziwie góralskie powitanie.Zanurkował pod wodą.Kiedy znów się wynurzył, zamiast błotnego potwora ujrzeli smukłego, mocno zbudowanego młodzieńca mniej więcej w ich wieku, opalonego niemal na czekoladowo, o opadających na ramiona rudawych włosach i jasnoszarych oczach, spoglądających z twarzy zarazem inteligentnej i pełnej otwartości.- Patrzcie i podziwiajcie! - wykrzyknął, odsłaniając zęby w uśmiechu.- Wspaniale - bez entuzjazmu odparł Coll.- Och, dałbyś spokój! Nie każda sztuczka musi być wystrzałowa.Ale to mi o czymś przypomina.- Morgan pochylił się z pytającym spojrzeniem do przodu.Jego twarz często przybierała taki wyraz, jakby w duchu był czymś rozbawiony, i tak było również teraz.- Czy wy dwaj nie powinniście być gdzieś w Callahornie i mącić w głowach tubylcom? Czy nie słyszałem ostatnio czegoś takiego o waszych planach? Co tutaj robicie?- A co ty tutaj robisz? - zrewanżował się pytaniem Coll.- Ja? Och, to po prostu wynik jeszcze jednego drobnego nieporozumienia związanego z gubernatorem, a dokładniej mówiąc, z jego żoną.Oczywiście nie podejrzewają mnie, nigdy tego nie robią.Niemniej jednak uznałem, że to dobry moment na zrobienie sobie wakacji.- Morgan uśmiechnął się jeszcze szerzej.- Ale ja zapytałem was pierwszy.Co się dzieje?Nie było mowy o tym, żeby go zbyć byle czym, a poza tym ci trzej nigdy nie mieli przed sobą tajemnic, więc Par, ze znaczną pomocą Colla, opowiedział mu, co się stało, począwszy od owego wieczora w Yarfleet, kiedy przyszli po nich Rimmer Dali i szperacze federacji.Opowiedział mu o snach, które mogły być zesłane przez Allanona, o ich spotkaniu z przerażającą leśną kobietą, która mogła być cieniowcem, i o starcu, który ich uratował i który mógł być Coglinem.- W waszej opowieści jest sporo różnych „gdybań” - zauważył żartobliwie góral, kiedy skończyli.- Jesteście pewni, że nie wymyśliliście tego wszystkiego?- Chciałbym, żeby tak było - żałośnie odparł Coll.- Tak czy owak sądziliśmy, że spędzimy tutaj noc w łóżku, a jutro ruszymy w dalszą drogę do Vale - wyjaśnił Par.Morgan przeciągnął palcem po wodzie przed sobą i potrząsnął głową.- Na waszym miejscu chyba bym tego nie robił.Par i Coll wymienili spojrzenia.- Jeśli federacji tak bardzo na was zależało, że wysłała Rimmera Dalia aż do Yarfleet - kontynuował Morgan, podnosząc nagle wzrok i spoglądając im w oczy - to czy nie sądzicie, że może go również wysłać do Shady Vale?Zapanowało długie milczenie, aż wreszcie Par powiedział:- Przyznaję, że o tym nie pomyślałem.Morgan podpłynął do brzegu sadzawki, wyszedł z wody i zaczął się wycierać.- Cóż, myślenie nigdy nie było twoją mocną stroną, mój drogi.Dobrze, że masz we mnie przyjaciela.Wracajmy do domku.Zrobię wam coś do jedzenia, tym razem coś innego niż ryby, i porozmawiamy o tym.Wytarli się do sucha, opłukali swoje ubrania i wrócili do chatki myśliwskiej.Morgan zabrał się do przygotowywania kolacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]