[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani McClenahan sta³a na progu i patrzy³a, jak odchodz¹.Potem, bior¹c poduwagê, ¿e by³a czarownic¹ - powiedzia³a coœ bardzo dziwnego:- Niechaj wam Pan Bóg b³ogos³awi.I szybko posz³a do stoj¹cego z drugiej strony drogi domu pana Aleksandra, byzapytaæ, czy mo¿e zatelefonowaæ.IiiKiedy Pat ze Szkrabem wyszli od pani McClenahan, paŸdziernikowy dzieñ opada³ju¿ za ciemne wzgórza.Wdrapali siê na szczyt pagórka i trzykrotnie okrêcili,k³aniaj¹c siê uroczyœcie czterem stronom œwiata.I znów okrêcili siê stan¹wszyprzed czerwonymi drzwiami w Srebrnych Mostach.Skrupulatnie wype³nializalecenia czarownicy; jeœli za tymi drzwiami nie zobacz¹ McGinty’ego, toprzynajmniej nie bêdzie to ich wina.Szkrab dwukrotnie zapuka³, drzwi otworzy³y siê niesamowicie szybko, pojawi³ siêw nich olbrzym w skarpetkach, z bujn¹ rud¹ brod¹ i licz¹cymi ju¿ tydzieñbokobrodami.Bi³ od niego jakiœ mocny zapach, tak pachnia³o lekarstwo, któreJudysia zim¹ poci¹ga³a z czarnej butelki, ilekroæ zmarz³a.Skrzy¿owali palce i Szkrab wyj¹ka³:- Czy jest tu McGinty?Mê¿czyzna otworzy³ drzwiczki z prawej strony sieni.Na koœlawym krzeœlesiedzia³ McGinty.Rozpacz w jego œlepiach zamieni³a siê w ekstazê.Jednym susemznalaz³ siê w ramionach Szkraba.- Przyb³¹ka³ siê tu przed tygodniem - powiedzia³ mê¿czyzna.- By³ zmarzniêty ig³odny, no to wziêliœmy go do domu.- To bardzo ³adnie z pana strony - oœwiadczy³a Pat, gdy¿ Szkrab nie by³ wstanie wykrztusiæ s³owa.- Prawda? - uœmiechn¹³ siê szeroko mê¿czyzna.Coœ w tym uœmiechu przypomnia³o Pat, ¿e czarownica radzi³a, ¿eby jaknajszybciej wziêli nogi za pas.- Bardzo panu dziêkujemy - powiedzia³a i poci¹gnê³a Szkraba za rêkê.Czerwone drzwi zatrzasnê³y siê, znad wzgórza spoœród dwóch wysokich jode³spojrza³ na nich czerwony ksiê¿yc, a z nimi by³ pó³¿ywy ze szczêœcia McGinty.Cudownie by³o wracaæ do domu.Œwiat by³ taki piêkny.Poszli na skrót przezpola, przed nimi kroczy³y d³ugie cienie.Szkrab szed³ jak w transie, tul¹c dosiebie McGinty’ego, ale Pat zachwyca³a siê urod¹ nocy.Minêli uœpion¹ Sielankê,przeszli przez Jordan.Potem krêta œcie¿ka wœród srebrnych brzóz zaprowadzi³aich na podwórko, gdzie Sid zatkn¹³ na palach bramy wspania³e latarnie z dyni, aJudysia postawi³a na oknie w kuchni miedziany œwiecznik, by ich z dala powita³.Z domu dobiega³y smakowite zapachy.A potem ciep³a kuchnia, zachwycona Judysia i pyszna wieprzowina z kartoflami wmundurkach.Jedli we trójkê.Sidney i Józek krz¹tali siê jeszcze przygospodarstwie, Winnie wysz³a z przyjació³k¹, matka usypia³a Przylepkê, a tatodrzema³ w jadalni.Po kolacji Pat i Szkrab poszli po jab³ka do mrocznej, tajemniczej piwnicy, apotem zasiedli wokó³ pieca z którego bi³ ¿ar, i omówili wyprawê.- Tak siê cieszê, ¿e jest ju¿ ch³odno i wieczorami zapalamy ogieñ - oznajmi³aPat.- W zimie bêdzie jeszcze milej.W naszej kuchni jest wtedy takprzytulnie.Szkrab nie odpowiedzia³.Jemu zimowe wieczory kojarzy³y siê z zimn¹, brudn¹kuchni¹, dymi¹c¹ olejn¹ lampk¹ i wyrkiem na nie wykoñczonym stryszku.Ale i takw danej chwili by³ szczêœliwy odzyskawszy swego przyjaciela.I cudownie by³osiedzieæ tu z Pat, zajadaæ jab³ka i patrzyæ, jak Judysia miesi ciasto.- No tak, nie na darmo nazywaj¹ j¹ czarownic¹ - zauwa¿y³a Judysia, gdywys³ucha³a opowieœci.- Za dawnych czasów czêsto widywa³am McClenahanów.On by³bardzo przyzwoitym cz³owiekiem, tyle ¿e móg³ zagadaæ cz³owieka na œmieræ.Straszny gadu³a.Raz wœciek³ siê na Mariê Annê, kiedy mu to wymawia³a, iprzysi¹g³, ¿e przez miesi¹c nawet siê nie odezwie.Wytrzyma³ dwa dni i nigdyju¿ nie przyszed³ do siebie.Tak go to zmog³o! Maria Anna zawsze twierdzi³a, ¿eto dlatego umar³ w rok póŸniej! Œlicznie gra³ na skrzypcach, mia³ takieskrzypce, ¿e gdy zaczyna³ graæ, wszyscy musieli tañczyæ.- Wszyscy?- Przecie powiadam.Kto us³ysza³, to tañczy³.Jego ojciec przywióz³ je zIrlandii.Ten ³otr zagra³ raz nawet pastorowi.- I pastor zatañczy³?- A jak¿e! Zrobi³ siê straszny skandal.Postawili pastora przedprezbiteriañskim s¹dem.Tomasz chcia³ tam pójœæ i zagraæ, by udowodniæ, ¿ebiedny pastor MacPhee musia³ zatañczyæ, ale go nie wpuœcili.Szkoda.To by³bywidok.Dwunastu pastorów w sutannach wywija w takt skrzypek Toma McClenahana.No ale uniewinnili MacPhee’ego i uciszyli sprawê.Co, Szkrabie, idziesz ju¿?Pamiêtaj zmówiæ pacierz za biedne duchy i nigdy wiêcej nie zadawaj siê zczarownicami.Raz ujdzie, ale nie powinno to przejœæ w na³Ã³g.Szkrab wyszed³, obiecuj¹c sobie spêdziæ noc z McGintym w szopie, a senna Patuda³a siê do ³Ã³¿ka.- Judysiu, dlaczego nabijasz dzieciom g³owy tymi bzdurami o czarownicach? -spyta³ z jadalni D³ugi Alek; œmia³ siê, ale w jego tonie wyczuwa³o siê wymówkê.W³aœnie tego dnia Edyta suszy³a mu g³owê, ¿e pozwala Judysi opowiadaæ dzieciomtakie niestworzone historie, i uzna³, ¿e ma œwietn¹ okazjê, by j¹ napomnieæ.Judysia parsknê³a œmiechem.- Alku Gardiner, idŸ po olej do g³owy! Dzieci i tak nie bardzo wierz¹, ale maj¹mnóstwo uciechy.Jestem pewna, ¿e Maria Anna œwietnie zagra³a swoj¹ rolê.- Dlaczego je tam pos³a³aœ?- Bo przysz³o mi do g³owy, ¿e ona musi coœ wiedzieæ.Jest za pan brat z t¹band¹ ze Srebrnych Mostów, która ukrad³a collie Roba Clarka, a w zesz³ymtygodniu go³êbie pani Taylor.Maria Anna jest przyszywan¹ ciotk¹ TomaCudahy’ego, wiesz, tego od czerwonych drzwi.Ale zacna z niej kobiecina iuwielbia dzieci, pomyœla³am wiêc, ¿e na pewno im pomo¿e.Zaoszczêdzi³a trochêgrosza i Cudahy’owie tañcuj¹, jak im zagra.Wszystko dobre, co siê dobrzekoñczy.Nie martw siê.Dzieci mia³y uciechê ze spotkania z czarownic¹, no i co?Wam te¿ opowiada³am o czarownicach i jakoœ wam nie zaszkodzi³o.Jak nale¿y zachowywaæ siê w towarzystwieITegoroczna zima, a w ka¿dym razie jej pocz¹tek, by³a lekka, zatem Pat, to zSidem, to ze Szkrabem, ale rzadko z obydwoma ch³opcami naraz, odbywa³awszystkie swe ulubione wyprawy.Wracali rumiani jak jab³uszka, witani radoœnieprzez Judysiê, która dogadza³a im, jak mog³a, ale czasem uwa¿a³a za stosowneskarciæ.To znaczy karci³a Pat i Sida, nigdy Szkraba.Szkrabowi by³o przykro, ¿e nikomuna nim na tyle nie zale¿y, by da³ mu burê.Nawet ciotka nigdy go nie beszta³a.w ogóle nie zwraca³a na niego uwagi.Mimo braku œniegu zrobi³o siê bardzo zimno i zamarz³a Sadzawka.Sid nauczy³ Pat jeŸdziæ na ³y¿wach, a Szkrab posiad³ tê sztukê samodzielnie -Judysia znalaz³a gdzieœ na strychu parê starych ³y¿ew.Œlizgaj¹cy siê Szkrabwygl¹da³ doœæ dziwacznie, mia³ na sobie te same co zwykle poszarpane spodnie,na ³okciach burego swetra widnia³y czerwone cery, spod starego kaszkietu stryjastercza³y nierówne kosmyki w³osów.- Ale cudak! - zaœmia³ siê Sid.- To nie jego wina - zaprotestowa³a lojalnie Pat.- No, no, jak doroœnie, to bêdzie z niego zgrabny ch³opak, a teraz i tak mawiêcej rozumu w ma³ym palcu ni¿ ty, Sidzie, w ca³ej mózgownicy, choæ tak siêszczycisz sw¹ urod¹ - zauwa¿y³a Judysia.I Pat, bardzo niekonsekwentnie, obrazi³a siê na Judysiê za ten atak na Sida.- Nie mam z wami lekko - westchnê³a Judysia.- Czasem myœlê, ¿e lepiej bymzrobi³a wychodz¹c za starego Toma.Mówi¹ mi, ¿e wci¹¿ rozgl¹da siê za ¿on¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]