[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siostra Joan i siostra Maureen patrzyły zaszokowane na bladą i zmęczoną Nessę wchodzącą po schodach na górę.Helena popatrzyła na nie wszystkie i znowu wybuchnęła płaczem.Siostra Brygida chyba nigdy nie brała pod uwagę nastrojów.To była jedna z jej cech charakterystycznych.Helena czasami myślała, że to słabość, rzadka niewrażliwość u skądinąd tak wspaniałej osoby.Innym razem zastanawiała się, czy nie jest to w gruncie rzeczy błogosławieństwo i czy siostra Brygida nie kultywuje tej cechy celowo.Nikt nie wspomniał o zaczerwienionych oczach Heleny i o jej twarzy w plamach, gdy siedziały z pochylonymi głowami, czekając, aż siostra Brygida odmówi prostą modlitwę, błogosławiąc ich strawę.Nikt nie powiedział głośno, że Nessa jest blada i wygląda na wyczerpaną, jakkolwiek troskliwie podawano jej potrawy i uśmiechano się do niej trochę częściej niż do innych siedzących przy stole - jedenastu kobiet wraz z Brygidą, cichą matką przełożoną, która nigdy nie używała tego tytułu.Skarciła ostro Helenę, gdy nazwała ją matką wielebną.- Ale czyż siostra nią nie jest? - Helena była zaskoczona.- Wszystkie jesteśmy tu siostrami, zgromadzeniem, to jest nasz dom, a nie instytucja z rangami i regułami, i hierarchią społeczną.Trudno było początkowo to pojąć, lecz po trzech latach Helena czuła, że Brygida z pewnością zasługuje na swoje stanowisko.Zagryzając wargę, patrzyła na dziesięć kobiet gawędzących przy skromnym posiłku.Jeszcze skromniejszym z powodu faktu, że zapomniała kupić warzywa.Rozmawiały o pracy, którą wykonywały tego dnia, o sprawach praktycznych, o rzeczach śmiesznych, optymistycznych, o szansach na większą pomoc, o borykaniu się cięciami finansowymi.Brygida twierdziła, że nie powinny mówić o swoich kłopotach przy wieczerzy, a nawet w ogóle przychodzić z nimi do domu, bo w przeciwnym razie Dom Świętego Marcina przytłoczyłoby brzemię zbiorowego żalu i nerwowości tych, którzy pracują wśród ludzi z ponurych stref społecznych.Gdyby co wieczór miano rozpamiętywać góry nieszczęść i cierpień oglądanych w różnych światach, musiano by wpaść w rozpacz, a ta działałaby jak hamulec.Ludziom potrzebna jest ucieczka, czas na wytchnienie, usunięcie się w zacisze.Nie sądzony im jest luksus usunięcia się w zacisze jak zakonnicom dawnej generacji, ale nie miewają takich potrzeb i obowiązków jak wielu profesjonalnych pracowników socjalnych mających mężów lub żony.Nie mają dzieci wymagających czasu, miłości i opieki ani konieczności towarzyskich, ani intensywnych stosunków osobistych.Brygida powtarzała im często, że takie małe zgromadzenia zakonnic mają wręcz idealne warunki, aby służyć wielu potrzebom, wciąż wyraźnie narastającym wokół nich w Londynie.Powinny się obawiać jedynie nadmiernego zagłębiania się w siebie lub zbytniego zamartwiania, bo to, z powodu przekonania o własnej wartości, może uczynić ich pomoc mniej skuteczną.Helena popatrzyła na twarze wokół: z wyjątkiem Nessy, która wyglądała na chorowitą, reszta sprawiała wrażenie osób nie mających wielu zmartwień.Słuchając rozmów, trudno byłoby się domyślić, że niektóre z nich spędziły ten dzień w sądzie, na komisariatach policji, w ośrodkach pomocy społecznej albo wśród ludzi mieszkających na dziko lub w zrujnowanych domach komunalnych, czy też jak ona w centrum ubraniowym.Była rada, że się śmiały, gdy opowiadała im o bezdomnej, która przyszła tam dziś rano po płaszcz.Zadaniem Heleny było zorganizowanie sortowania, prania i reperacji odzieży, którą przysłano do biura.Pewna wielkoduszna pralnia chemiczna pozwalała im na używanie wielkiej maszyny poza godzinami szczytu, jeśli zagwarantują, że klienci nie zorientują się, iż pierze się tam również używaną odzież przeznaczona dla włóczęgów.Bezdomna była bardzo natarczywa.- Nie chcę niczego w kolorze zielonym, siostro, zawsze uważałam go za nieszczęśliwy.Nie, czerwony jest trochę zbyt krzykliwy, w moich czasach nosiły go jedynie określone kobiety.Coś fiołkoworóżowego albo w odcieniu lila.Nie? Wobec tego lepiej zdecydować się na brąz.Niezbyt to wesoły kolor na wiosnę, ale zawsze.- Ciężkie westchnienie.Helena miała zdolności mimiczne, świetnie naśladowała petentkę, siostry mogły ją niemal widzieć, jakby były tam obecne.- Powinnaś występować na scenie, Heleno - powiedziała z podziwem Joan.- Może tak będzie pewnego dnia - zauważyła niewinnie Maureen.Twarz Heleny się zachmurzyła.- Ale jakżebym mogła? Przecież będę tutaj.Dlaczego żadna z was nie wierzy, że zamierzam zostać? Dołączyłam do was na tyle, na ile mi pozwoliłyście.- Wargi jej drżały.Niebezpiecznie.Interweniowała siostra Brygida.- Heleno, jak ona wyglądała w brązowym płaszczu? - spytała z naciskiem.Ostrzeżenie było wyraźne.Z pewnym wysiłkiem Helena wróciła do swojej opowieści.Bezdomna poprosiła też o szalik, coś eleganckiego, jak powiedziała, zupełnie jakby znajdowała się w dziale dodatków jakiegoś wytwornego sklepu.- Znalazłam jej w końcu kapelusz, żółty z brązowym piórkiem, i podarowałam żółtą broszkę, którą sama nosiłam.Powiedziałam, że to zharmonizuje kolorystycznie całość.Kiwała głową niczym królowa matka i była bardzo grzeczna, po czym zabrała swoje cztery torby z manatkami i powędrowała z powrotem na nabrzeże.- Świetnie, Heleno - pochwaliła ją siostra Brygida
[ Pobierz całość w formacie PDF ]