[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We francuskim mo¿e to byæ S³oñce i Anio³ (Sol, Ange).W niemieckim bêdzie to jedynie nazwa interwa³u czasowego (So lange - takd³ugo).Zupe³na autonomicznoœæ jêzyka jest bredni¹, w któr¹ uwierzylihumaniœci, z naiwnoœci, do jakiej prawa nie mieli ju¿ g³upi cybernetycy.Maszyny do wiernego t³umaczenia, rzeczywiœcie! Ani s³owa, ani ca³e zdania nieznacz¹ same z siebie, we w³asnych okopach i granicach; Borges zbli¿y³ siê dotego stanu rzeczy, kiedy w opowiadaniu „Pierre Menard, autor »Don Kichota«opisa³ fanatyka literatury, pomylonego Menarda, który moc¹ duchowychprzygotowañ napisa³ „Don Kichota” raz jeszcze, s³owo w s³owo, nie œci¹gaj¹c zCervantesa, lecz niejako wrastaj¹c idealnie w jego kreacyjn¹ sytuacjê.Miejscem zaœ, w którym nowela dotyka tajemnicy, jest ten oto fragment:„Porównanie stronic Menarda i Cervantesa jest rewelacyjne.Ten ostatni, naprzyk³ad, napisa³ (»Don Kichot«, czêœæ pierwsza, rozdzia³ XIX): ».prawda,której matk¹ jest historia, spó³zawodniczka czasu, depozytariuszka czynów,œwiadek przesz³oœci, przyk³ad i monit dla teraŸniejszoœci, i nauka dla wiekówprzysz³ych«.Zredagowane w siedemnastym wieku, napisane przez »genialnegolaika«, Cervantesa, wyliczenie to jest po prostu retoryczn¹ pochwa³¹ historii.Menard natomiast pisze: »prawda, której matk¹ jest historia, spó³zawodniczkaczasu, depozytariuszka czynów, œwiadek przesz³oœci, przyk³ad i monit dlateraŸniejszoœci, i nauka dla wieków przysz³ych«.Historia matk¹ prawdy; pomys³jest zadziwiaj¹cy.Menard, wspó³czesny Williamowi Jamesowi, nie okreœlahistorii jako badania rzeczywistoœci, ale jako jej Ÿród³o.Prawd¹ historyczn¹,dla niego, jest nie to, co siê wydarzy³o, jest to, co uwa¿amy, ¿e siêwydarzy³o.Koñcowe zwroty - przyk³ad i monit dla teraŸniejszoœci, nauka dlawieków przysz³ych - s¹ bezwstydnie pragmatyczne”.To coœ wiêcej ni¿ ¿artliteracki i kpina; to szczera prawda, której nonsens samego pomys³u („napisaæ»Don Kichota« raz jeszcze!”) bynajmniej nie podwa¿a.Albowiem, w samej rzeczy,sensami wype³nia ka¿de zdanie - kontekst epoki; to, co by³o „niewinn¹retoryk¹” w siedemnastym wieku, doprawdy jest cyniczne sensami - w naszymstuleciu.Zdania nie znacz¹ z siebie; to nie Borges tak ¿artobliwie postanowi³;moment historyczny kszta³tuje znaczenia jêzykowe, taka jest nieodwo³alnarzeczywistoœæ.I teraz, literatura: o czymkolwiek nam opowie - to siêk³amstwem musi okazaæ, bo wszak nie prawd¹ literaln¹; faustowskiego diab³a niema tak samo, jak balzakowskiego Vautrina; mówi¹c prawdê rzeteln¹, literaturaprzestaje byæ sob¹, staje siê pamiêtnikiem, reporta¿em, donosem, raptularzem,listem, czym chcecie, tylko nie piêknym piœmiennictwem.W tym to czasieprzybywa pani Solange ze swoim „Rien du tout, ou la consequence”.Tytu³? Nic,czyli konsekwencja? Czyja? Oczywiœcie, literatury; dla niej, byæ uczciw¹, tojest, nie k³amaæ, znaczy tyle samo, co - nie byæ.Tylko o tym jeszcze mo¿nadziœ uczciwie napisaæ ksi¹¿kê.Wstyd nieuczciwoœci ju¿ nie wystarczy, dobry by³wczoraj; teraz rozpoznamy go: to zwyk³e udanie, chwyt wprawnej stripteaserki,która dobrze wie, ¿e udana skromnoœæ, fa³szywy rumieniec, pensjonarskiezasromanie przy zdejmowaniu majtek podnieca dodatkowo goœci! A wiêc tematzosta³ okreœlony.Lecz teraz jak¿e pisaæ o niczym? Trzeba, a niepodobna.Powiedzieæ „Nic”? Powtórzyæ to s³owo tysi¹c razy? Czy te¿ zacz¹æ s³owami: „Nieurodzi³ siê, wiêc siê i nie nazywa³; przez to ani w szkole nie podpowiada³, anisiê póŸniej do polityki nie miesza³”? Taki utwór móg³ by³ powstaæ.Lecz by³bysztuczk¹, a nie dzie³em sztuki, podobnie jak liczne ksi¹¿ki, napisane w drugiejosobie liczby pojedynczej; ka¿d¹ z nich mo¿na bez trudu wytr¹ciæ z takiej„oryginalnoœci” i zmusiæ do powrotu na miejsce nale¿ne.Wystarczy tê drug¹osobê na powrót pierwsz¹ uczyniæ: nic zupe³nie to rzeczy nie zaszkodzi, wniczym to jej nie odmieni.Podobnie i w naszym przyk³adzie fikcyjnym: usuñciewszystkie negacje, owe uprzykrzone „nie”, co pseudonihilistyczn¹ wysypk¹ tekstpocêtkowa³y, ów tekst, jakiœmy tu zmyœlili na poczekaniu, a wyjawi siê, ¿e tojest jeszcze jedna kolejna historia o markizie, co wysz³a z domu o pi¹tej.Powiedzieæ, ¿e nie wysz³a - to ci dopiero objawienie! Pani Solange na leptakiego triku nie posz³a.Zrozumia³a bowiem (a musia³a zrozumieæ!), ¿ewprawdzie niezasz³oœciami da siê opisaæ pewn¹ historiê (powiedzmy, romans) niegorzej ani¿eli zajœciami, lecz ten pierwszy zabieg jest tylko wybiegiem.Zamiast pozytywu otrzymamy dok³adny negatyw, i to wszystko.Natura innowacjimusi byæ ontologiczna, a nie tylko - gramatyczna! Gdy powiadamy „nie nazywa³siê, bo siê nie urodzi³”, poruszamy siê wprawdzie ju¿ poza bytem, ale w tejnajcieñszej b³once nieistnienia, która szczelnie przywiera do realnoœci.Nieurodzi³ siê, chocia¿ móg³ siê urodziæ, nie podpowiada³, chocia¿ móg³podpowiadaæ.Móg³by wszystko, gdyby by³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]