[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy kapitank³ama³? To by³o prawdopodobne, tym bardziej ¿e sam siê zaraz potem zastrzeli³,czy¿ to niespodziewane samobójstwo nie podkopywa³o wiarygodnoœci jego s³Ã³w?Byæ mo¿e - pomyœla³em - wydarzy³a siê historia w jakiejœ mierze podobna dostosunku miêdzy mn¹ a Ermsem.Kapitan zabi³ siê, bo siê mnie ba³.Samo tylkowykrycie b³ahego stosunkowo przekroczenia nie mog³o go sk³oniæ do takrozpaczliwego kroku - a zatem i on by³ agentem tamtych.Staruszek (nazywa³em gotak dalej, tym bardziej ¿e z t¹ fa³szyw¹ staroœci¹ poszed³ do trumny) te¿musia³ byæ ich agentem.Gdyby nim nie by³, gdyby przypuszcza³, ¿e to ja nimjestem, odda³by mnie, jako lojalny pracownik, w rêce w³adz.Ale on siê otru³.Œmierci, której w obu wydarzeniach by³em œwiadkiem, nale¿a³o chyba wierzyæ.Zdecydowa³em, ¿e tak.A wiêc staruszek i oficer byli agentami tamtych, tenpierwszy jednak drobnym, p³otk¹ zapewne, a drugi - choæby przez zajmowanestanowisko szefa czy te¿ zastêpcy szefa Wydzia³u - bardzo wa¿nym.Bior¹c mnieza superrewidenta z ramienia Sztabu, bez wahania poœwiêci³ zatem czeœæstaruszka (który i tak nie ¿y³ ju¿ podczas naszej rozmowy), demaskuj¹c goprzede mn¹, ukrywanie zaœ swej wiedzy o podwójnej roli zmar³ego usi³owa³wyt³umaczyæ nadmiern¹ sw¹ ambicj¹ i gorliwoœci¹ s³u¿bow¹.Gdy ujrza³, ¿et³umaczenia tego nie przyjmujê (w istocie po prostu nie rozumia³em go, gdy¿wypowiedzia³ je szyfrem) - zastrzeli³ siê.Tak wiêc ów, dwie œmierci obejmuj¹cy, epizod wydarzeñ by³ zrozumia³y, jakawszelako by³a w nich moja rola - ta przeznaczona mi, a nie uzurpowana dlawyjœcia z zaciskaj¹cej siê sytuacji? To pozostawa³o ciemne.IdŸmy dalej - pomyœla³em - byæ mo¿e rozjaœni coœ analiza dalszych wypadków.Tymczasem skoñczy³em siê goliæ.Przyjemnie by³o odœwie¿yæ siê ch³odn¹ wod¹,zmywaj¹c zaschniêt¹ pianê z policzków.Nie bardzo zwa¿a³em nawet na ha³as, jakiwywo³aæ musia³o pluskanie.Rezultat, do jakiego doszed³em, choæ mo¿e nik³y,nape³ni³ mnie jednak otuch¹.Nie wszystko w Gmachu jest niezrozumia³e -rzek³em sobie - uda³o mi siê u³o¿yæ czêœæ bodaj rozsypanej mozaiki.Wycieraj¹ctwarz szorstkim rêcznikiem, zauwa¿y³em na nowo le¿¹cego - poch³oniêty myœlami,niemal o nim zapomnia³em.Popatrzy³em nañ uwa¿nie.Spa³.Nie mia³emnajmniejszej chêci iœæ do Dziennika Podawczego, krêciæ siê po korytarzach te¿nie.Siad³em na brzegu wanny, u drugiego jej koñca, opar³em siê o kafelkamiwyk³adan¹ œcianê, podci¹gn¹³em kolana do brody i podj¹³em tok rozwa¿añ.Erms, serdeczny Erms.Z tym sprawa by³a gorsza.Gdybym nie podejrzewa³ go naweto podwójn¹ grê wobec Gmachu, i tak bym mu nie ufa³.Przy ca³ej wylewnoœci, jak¹okazywa³, nie pisn¹³ nawet o mojej Misji, nie zaj¹kn¹³ siê o niej - wszystko,co mówi³, obraca³o siê miêdzy komplementami, na które nie zas³u¿y³em, iogólnikami, które nic nie znaczy³y.Molestowany, wyda³ mi w koñcu instrukcjê,któr¹ skradziono mi u Prandtla.Mniejsza na razieU instrukcyjnego - pomyœla³em - daleko wa¿niejsza jest sprawa samej instrukcji.Je¿eli Erms da³ mi j¹, wiedz¹c, ¿e nied³ugo bêdê siê cieszy³ jej posiadaniem,to chyba po to, ¿ebym móg³ do niej zajrzeæ.Zaraz.Czy to w ogóle by³a instrukcja? Powinna by³a przecie¿ opiewaæ na mnie,przedstawiaæ plan mych rzekomo tak wa¿nych i odpowiedzialnych dzia³añ, zasiêg,istotê ca³ej Misji, wiêc có¿ to znowu znaczy³o, ¿e brzmia³a niczym mójpamiêtnik - jak jakaœ opowieœæ o losach zagubionego w Gmachu cz³owieka? Czy takwygl¹da (bo przekonywano mnie o tym) szyfr?Owszem, mo¿e tak wygl¹daæ, s¹dz¹c wed³ug s³Ã³w Prandtla, który demonstrowa³ mi,jak mo¿na rozszyfrowaæ nawet dramaty Szekspira.Ale czy naprawdê mo¿na? Na tomia³em w³aœciwie tylko jego s³owa.Maszyna - deszyfra-tor.ale¿ nie by³o¿adnej, by³a tylko kobieca rêka, która przez otwór w œcianie podawa³aspreparowane odpowiednio taœmy.Zabrn¹³em ju¿: kwas sceptycyzmu z¿era³ wszystko; trzeba siê by³o ze stanowiskatak radykalnego wycofaæ.Pozosta³a jedna w³aœciwie rzecz - to chuchniêciePrandtla w drzwiach, jakby chcia³ mi coœ powiedzieæ, wyznaæ,1 wzi¹³ to s³owo na powrót, nim wymknê³o mu siê na dobre z ust - chuchniêcie iwyraz jego oczu w owej chwili.Odruchu tego nie nale¿a³o lekcewa¿yæ - nie tylko dla jego ludzkiej wymowy, aleponiewa¿ skrywaæ musia³ coœ wiêcej oprócz litoœci: wiedzê o moim losie, o tym,co czeka mnie w Gmachu.Prandtl by³ jedynym cz³owiekiem ze wszystkich, jakichspotka³em, który prawie ¿e przekroczy³ kr¹g anonimowego rozkazu, powo³awszy siêzreszt¹ przedtem na jego ciê¿ar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]