[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odruchowo spojrza³ na towarzyszy, którzy równie odruchowo zbilisiê w ciasn¹ kupê.– Có¿, z nami nic – oœwiadczy³, maj¹c nadziejê, ¿e w g³osiedŸwiêczy mu zdecydowanie, a nie strach.– No dalej, ch³opaki: ostatni.– Mniejsza o ostatniego – przerwa³ mu g³os z ty³u.– Ciekawe, co bêdzie zpierwszym!Na dole schodów Snibril potkn¹³ siê o kupê kurzu.Brocando zapali³ pochodniêwziêt¹ ze sterty podobnych pod œcian¹ i przesun¹³ jak¹œ dŸwigniê, dziêki czemuzapad³a ciemnoœæ, a klapa w górze wróci³a na swoje miejsce.Pozostali czymprêdzej zapalili w³asne pochodnie, a w¹saty w³adca ruszy³ ku niewielkiejszczelinie w œcianie.Chc¹c nie chc¹c, reszta posz³a jego œladem.Prawie tak z³e jak stwierdzenie, ¿e nocne zmory s¹ realne, jest stwierdzenie,¿e nie s¹.Przynajmniej do tego ma³o buduj¹cego wniosku doszed³ Snibril,wêdruj¹c wzd³u¿ br¹zowych œcian pokrytych drobniutkimi w³oskami.Do ich tuneludochodzi³y lub odchodzi³y inne, ale ¿aden nie pokaza³ k³Ã³w, pazurów czymorderczych sk³onnoœci.Zaczê³a siê stromizna i po paru krokach blask pochodniprzewodnika nagle jakby siê zmniejszy³.Dopiero gdy Snibril dotar³ do tegomiejsca, stwierdzi³, ¿e znaleŸli siê w wejœciu do olbrzymiej groty, którejœciany pogr¹¿one s¹ w mroku.Za ni¹ by³a kolejna.I jeszcze jedna.Trasa zwêzi³a siê, omijaj¹c co grubsze w³osy i pn¹c siê powoli ku górze, przezco w paru miejscach trzeba by³o wykazywaæ szczególn¹ ostro¿noœæ i st¹paæbokiem.W jednym z nich Snibril o ma³o nie zosta³ zmuszony do nauki latania, coniew¹tpliwie by³oby ostatnim doœwiadczeniem w jego ¿yciu.Uchroni³ go od tegonastêpny w kolejce Bane, który z podziwu godn¹ szybkoœci¹ z³apa³ go za kark ipostawi³ na w³aœciwym miejscu.Za to polecia³a pochodnia.Przyznaæ nale¿y, ¿espada³a okropnie d³ugo.Nim zgas³a, w dole coœ za³omota³o i ucich³o.– Co to by³o? – spyta³ podejrzliwie Snibril.– Pewnie z³ota rybka – poinformowa³ go Brocando.– Maj¹ po szeœæ nóg i zêbyd³ugie jak ty.– Przecie¿ mówi³eœ, ¿e tu nie ma siê czego baæ?! I ¿e nie ma nic potwornego?!– A jest? – zdziwi³ siê Brocando.– Nigdy bym siê nie domyœli³, ¿e ktoœ siêmo¿e baæ z³otej rybki.Snibrilowi mowê odebra³o.Na d³u¿ej.Na szczêœcie nic wiêcej z do³u ich nie dostrzeg³o ani te¿ oni nic nie zauwa¿ylina dole.Reszta drogi up³ynê³a w miarê spokojnie.Po przebyciu nied³ugiegomostku dotarli do jaskini o nieco przyduszonym stropie – najwyraŸniej byli tu¿pod ska³¹, na której zbudowano miasto.– Jeœli nie liczyæ mnie, to obecnie nikt poza wami nie zna tego widoku –wyjaœni³ Brocando, otwieraj¹c grube drzwi, za którymi spiralnie wi³y siêschody.– Gdy to przejœcie zosta³o zbudowane, Broc œci¹³ w³asnorêczniewszystkich wykonawców.Dla zachowania tajemnicy, ma siê rozumieæ, nie dlaoszczêdnoœci.– I to te¿ jest czêœæ królowania? – spyta³ podejrzliwie Glurk.– By³a: czas przesz³y dokonany – uspokoi³ go Brocando.– Czasy siê zmieni³y,niestety.wspinaczka by³a d³uga i nudna, ale na szczêœcie z góry pada³o doœæ zielonkawegoblasku, by oœwietliæ drogê, nawet gdy pochodnie kolejno pogas³y.Zanim dotarlido okienka, przez które wpada³o zielonkawe œwiat³o, znaleŸli siê na sporympodeœcie.Pomieœci³ ich wszystkich i zosta³o jeszcze nieco miejsca.Przed nimiby³y kolejne drzwi w œcianie.– Gdzie.– zacz¹³ Glurk, ale urwa³, widz¹c wœciek³e spojrzenia brata iBrocanda.Gdy zamilk³, zza drzwi wyraŸniej da³y siê s³yszeæ g³osy.Rozdzia³ 10G³osy by³y trzy i s³yszeli je tak wyraŸnie, ¿e od drzwi mog³o je dzieliæ niewiêcej ni¿ metr albo dwa.Jeden by³ cienki i p³aczliwy, drugi sycz¹cy inieprzyjemny, a trzeci g³êboki i groŸny.– Jeszcze setkê?! – pisn¹³ pierwszy.– Przecie¿ dopiero co wziêliœciepiêædziesiêciu!– A teraz potrzebujemy stu – odpar³ drugi.– Doradza³bym podpisaæ proklamacjê,wasza królewska moœæ, a reszt¹ zajm¹ siê moi stra¿nicy.Ta setka bêdziedoradcami, to brzmi zdecydowanie atrakcyjniej!– Przecie¿ mo¿ecie ich po prostu z³apaæ i wzi¹æ – zdziwi³ siê w³aœcicielpierwszego g³osu.– Po co te wszystkie ceregiele?– Bo to ty jesteœ królem, a jak król coœ mówi albo pisze, to nazywa siê toprawo, a nie ³apanka – poinformowa³ go g³os drugi.– Tak jest w³aœciwie iurzêdowo.– Ale i tak ¿aden dot¹d nie wróci³! – pisn¹³ pierwszy g³osik.Snibril by³ pewien, ¿e Bane uœmiechn¹³ siê w pó³mroku.– Bo im siê tak spodoba³o, ¿e nie mo¿na siê ich pozbyæ! – warkn¹³ trzeci g³os zirytacj¹.– Nie wierzê!– To akurat nie ma najmniejszego znaczenia – stwierdzi³ drugi.– Podpisz!– Nie podpiszê.Jestem tu królem i.– I jak myœlisz: skoro pomog³em ci usiedzieæ na tym z³oconym sto³ku, to niemogê ci pomóc z niego zlecieæ? – przerwa³ mu drugi g³os.– Wasza królewskamoœæ.– Poskar¿ê siê Jornarileeshowi! – mimo groŸby g³os pierwszy nie brzmia³ zbytpewnie.– A skar¿ siê! Figê go obchodzi, co siê dzieje w tej dziurze.Podpisuj alboGorasch znajdzie inne zastosowanie dla twoich r¹k.– Jjakie? – zaj¹kn¹³ siê pierwszy.– Naszyjnik! – warkn¹³ trzeci, czyli Gorasch.– To, co tak piszczy, to mój braciszek – poinformowa³ pozosta³ych Brocando.–Dobrze: wpadamy i zabijamy, ilu siê da!– I to ma byæ plan? – Bane skrzywi³ siê.– Mo¿e jeszcze dobry plan?– Mnie siê podoba – oznajmi³ Glurk.– A w mieœcie jest parê setek mouli, tak? – upewni³ siê Bane.– Mieszkañcy siê nimi zajm¹, gdy siê dowiedz¹, ¿e wróci³em – zapewni³Brocando.– A maj¹ przypadkiem broñ?– Moule maj¹, wezm¹ od nich – wyt³umaczy³ mu ³agodnie Brocando.– Zginiemy tu i teraz! – jêkn¹³ Bane.– To nie jest ¿aden plan! To w ogóle niejest ¿adna taktyka! To jest kup¹ i r¿n¹æ, co popadnie!– W kupie raŸniej – skomentowa³ Brocando i napar³ na drzwi.Te uchyli³y siê nieco i zamar³y.– Poza tym kupy nikt nie ruszy.– mrukn¹³ Snibril.– Co z tymi drzwiami?– Coœ je blokuje – zdziwi³ siê Brocando.– Jakiœ dureñ, pewnie mój rodzonybraciszek, coœ tu ustawi³.Panowie: razem!No i naparli razem.Drzwi przez moment stawia³y opór, po czym otwar³y siê goœcinnie przy wtórze³omotu i wrzasków przera¿enia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]