[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musia³em wygl¹daæ ¿a³oœnie.W zmoczonych, d³ugich w³osach z czerwonym nosem iwzrokiem przestraszonego królika.– Ty jesteœ jednak zwyczajny p i Ÿ d z i a k! – wycedzi³a wolno Ola.– Umawiaszsiê zkobiet¹, a potem nie mo¿esz znaleŸæ biletu.Wiesz co? – lubiê ciê, ale ju¿powoli mam ciê doœæ!Rób sobie, co chcesz, ja idê.I posz³a wolnym krokiem w górê Jaœkowej Doliny.Sypa³ œnieg i kaszla³a.Zapali³a papierosa.A potem nagle zamacha³a na taksówkê.I odjecha³a.By³em skamienia³y.Nie pasowa³em do niczego.Rzeczywistoœæ by³a jakaœ twarda,niepodatna jak korytarz aresztu.Wtedy w³aœnie siê zdecydowa³em.Poszed³em do domu.Przy stole w g³Ã³wnym pokoju siedzia³ jakiœ za¿ywny pan,kolega ojcaze szko³y.Pi³ z nim wódkê.Nazywa³ siê Schröder i przywióz³ wór plastikowychgrzebieni doupinania w³osów.– Tylko nie mów o tym nikomu – powiedzia³ ojciec i podarowa³ mi jeden grzebieñdla mojejdziewczyny.Ojciec by³ inny – spokojny i pe³en ojcowskiej wyrozumia³oœci.Ciep³y.Widaæby³o, ¿e tego w³aœnie potrzebuje – swego kantoru, takiego, jaki mia³ dziadek, iinteresówhandlowych, które przynosz¹ szybkie, du¿e pieni¹dze.Pan Schröder wyj¹³ zzapazuchy portfel ipoda³ ojcu kilka tysi¹cz³otówek.– To dola dla ciebie.Za magazynowanie tych pierdó³.Obok pana Schrödera, siedz¹cego przy stole w p³aszczu, le¿a³ jego myœliwskikapelusz.Mama przynios³a z kuchni ogórki.– No, to wypijmy – zaproponowa³ ojciec i mnie tak¿e nala³ kieliszek.– To twój starszy syn, Bruno?– Tak.Ci¹gle jeszcze szuka w ¿yciu swojej drogi – odpar³ sentencjonalnie.– Jak my wszyscy w jego wieku – zgodzi³ siê pan Schröder.Wypi³em tak¿e.To, co mia³em zrobiæ, by³o tak oczywiste, ¿e opuœci³y mnieostatniew¹tpliwoœci.– Gdzie siê wybierasz? – zapyta³ ojciec, gdy wsta³em od sto³u.– Jadê do akademika.Muszê odwiedziæ tam kogoœ.– Na pewno jak¹œ dziewczynê – mama siad³a na chwilê obok mê¿czyzn i uœmiecha³asiê domnie.W owej chwili by³a dumna, ¿e ma tak doros³ego syna.Ola by³a tylko trochê zdziwiona, gdy mnie znów zobaczy³a.Ja nigdy siê od ciebie nie odczepiê! – Chcesz kawy?Wyjê³a z szafy puszkê ruskiej Neski.Kawa by³a s³aba, i gdy j¹ zalewa³a, wp³ynie robi³y siêgrudki, które trzeba by³o po³ykaæ albo odk³adaæ ³y¿eczk¹ do popielniczki.– Co siê sta³o, czemu przyjecha³eœ? – zapyta³a, jakby chcia³a rzec: „Kiedysobie pójdziesz?”– Nie wiesz, czemu?– Nie mam pojêcia.– Odechcia³o mi siê.Chcia³em siê z tob¹ po¿egnaæ.– Chcesz ze mn¹ zerwaæ? Wspaniale! Bêdê mia³a wreszcie œwiêty spokój! –parsknê³a.– Chcê zerwaæ z sob¹.– próbowa³em jej wyjaœniæ.– Nie c u d u j, mój drogi.Ju¿ mam doœæ tych twoich wymys³Ã³w.Uœmiechnê³a siê zabójczo.Ten uœmiech by³ jak dŸgniêcie no¿em.– Naprawdê, Ola.Chcê tylko siê po¿egnaæ, nie kpij.– Nawet, jak wyskoczysz przez okno, nic ci siê nie stanie.Zreszt¹ ju¿ razspada³eœ zpiorunochronu.Nie zgrywaj siê, proszê.Nie mam dziœ humoru.– Przyszed³em siê po¿egnaæ.– Co za cholera ciê wziê³a.Przestañ tak g³upio gadaæ!Jej twarz by³a z³a, pe³na pogardy i zmêczenia.– Wiesz, co to jest? – wyj¹³em z kieszeni moj¹ fiolkê i zdziwi³em siê, ¿e wpalcach trzymamtak¿e bilety do kina.– Widzisz – jednak kupi³em.– Na pewno poszed³eœ do kina i kupi³eœ je potem, ¿eby mi, kurwa, coœ tamudowodniæ.Tykomediancie!Nawet mnie to nie obrazi³o.Ju¿ by³em daleko.Ola wydawa³a mi siê taknieœwiadoma, taka ni e d o k o ñ c z o n a.– Wiêc co to jest? – powtórzy³em.– Pewnie m¹ka kartoflana.– Nie, to cyjanek.Chcesz spróbowaæ?– Daj – rozeœmia³a siê jak z dobrego wicu.– Jeszcze nigdy nie smakowa³amczegoœ takiego.No, koñcz wreszcie to przedstawienie, bo mam gdzieœ jeszcze pójœæ dziœwieczorem!Kawa ostyg³a ju¿, wiêc wsypa³em proszek i zamiesza³em.Kawy by³o pó³ szklanki,a t odzia³a b³yskawicznie, wiêc zostawi³bym po sobie mnóstwo trucizny.Czy zdo³amumyæszklankê? Postanowi³em wypiæ przy zlewie i natychmiast szklankê sp³ukaæ.Mójroztwór niepachnia³ jednak migda³ami, jak pisze siê w krymina³ach.Czy wiêc Ola mia³aracjê –oszukiwa³em nie tylko j¹, ale i siebie? Podszed³em do zlewu, a Ola jakbywyczu³a mojezdenerwowanie, bo podbieg³a i z³apa³a mnie za ramiê, próbuj¹c powstrzymaæ przedtym, cowygl¹da³o tak groŸnie – obojêtne, czy by³a to trucizna, czy tylko m¹kakartoflana.Wychyli³emjednym haustem ca³¹ zawartoœæ szklanki i poczu³em coœ, czego nikt nigdy niepowiniensmakowaæ – poczu³em, jak smakuj¹ cyjanki.Grozy tego smaku nie da siê opisaæ –na to nie mas³Ã³w.Tajemnicê tego potwornego wra¿enia zabieraj¹ wszyscy ze sob¹ do grobu.Nikt wiêc niewie, jak naprawdê smakuje cyjanek.Mogê tylko powiedzieæ: nie smakuje niczym,co jestzwi¹zane z ¿yciem – smakuje czyst¹, chemiczn¹ œmierci¹.Byæ mo¿e ów smakstanowiostateczn¹ granicê wszelkich zmys³owych prze¿yæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl