[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mieli ¿adnych zapasów -ca³¹ ¿ywnoœæ zabra³a ze sob¹ ich g³Ã³wna armia.Gdyby pogoda siê zmieni³a,mogliby zapolowaæ, wykoñczyæ mieszkañców, dobraæ siê do ich zimowych zapasów io nich przetrwaæ do Wiosny.Ale póki œnie¿yca trwa³a, przymierali g³odem.Zajêli wiadukt, ale niewiele im z tego przysz³o.Czujki na wie¿y Gmachu Ligiwidzia³y ich niepewny atak na Ska³ê, któremu szybko po³o¿y³ kres grad lanc ipodniesienie zwodzonego mostu.Tylko bardzo nieliczni zapuszczali siê nazalewowe piaski u podnó¿a urwisk Landinu; pewnie widzieli nadci¹gaj¹cy z rykiemprzyp³yw i nie mieli pojêcia, jak czêsto siê zdarza ani kiedy nastanienastêpny, wszak ca³e ¿ycie mieszkali w g³êbi l¹du.Tak wiêc Skale nic niegrozi³o, a kilku wprawnych parawerbalistów z miasta pozostawa³o w sta³ymkontakcie z przebywaj¹cymi na niej kobietami, dziêki czemu wiedziano, ¿ewszystko tam w porz¹dku i ¿e ojcowie mog¹ byæ spokojni, bo ¿adne dziecko niejest chore.O Ska³ê mo¿na siê by³o nie martwiæ.Ale samo miasto zosta³ozaatakowane, zdobyte i zajête, ju¿ ponad stu mieszkañców zginê³o w jegoobronie, a resztê oblê¿ono w kilku zaledwie budynkach, zamkniêto w potrzasku.Miasto œniegu, cieni i krwi.Jacob Agat przykucn¹³ w pokoju o szarych œcianach.Pokój by³ zupe³nie pusty,tylko tu i ówdzie wala³y siê strzêpy zdartego z pod³Ã³g filcu i kawa³kirozbitych szyb przysypane warstw¹ mia³kiego œniegu.W ca³ym domu panowa³azupe³na cisza.Tam, pod oknem, gdzie niegdyœ le¿a³ jego materac, spa³ jedn¹ nocz Rolery, tam rankiem go obudzi³a.Skulony pod œcian¹, w³amywacz w swym w³asnymdomu, myœla³ o Rolery z czu³oœci¹ zm¹con¹ gorycz¹.Kiedyœ - wydawa³o siê to takdawno, mo¿e przed ca³ymi dwunastoma dniami - w tym w³aœnie pokoju powiedzia³,¿e nie mo¿e bez niej ¿yæ.A teraz ani we dnie, ani w nocy nie mia³ chwiliczasu, ¿eby o niej choæby pomyœleæ.- Wiêc teraz daj mi o niej porozmyœlaæ,choæ porozmyœlaæ! - warkn¹³ wœciek³y do ciszy.Ale jedyna myœl, jaka t³uk³a musiê po g³owie, to to, ¿e oboje urodzili siê nie w porê.Nie mo¿na zaczynaæmi³oœci, gdy nastaje czas umierania.Wiatr œwista³ ze z³oœci¹ na wybitych szybach.Agat poczu³, ¿e chwytaj¹ godreszcze.Przez ca³y dzieñ albo sp³ywa³ potem, albo trz¹s³ siê z zimna.Termometr wci¹¿ szed³ w dó³ i wielu z tych, którzy walczyli na dachach,zaczyna³o siê uskar¿aæ na coœ, co starzy ludzie nazywali odmro¿eniami.Czu³ siêlepiej, kiedy siê rusza³.Rozmyœlania Ÿle na niego wp³ywa³y.Z wyrobionegoprzez ca³e ¿ycie nawyku skierowa³ siê do drzwi, opamiêta³ siê jednak w porê ipodszed³ cicho do okna, przez które siê tu dosta³.Na parterze domu obok koczowa³a grupa ghalów.Jeden z nich sta³ tu¿ przy oknie,odwrócony do niego plecami.Byli biali i mieli jasne w³osy; czernili je sobie iusztywniali jak¹œ mazi¹ czy smo³¹, ale pochylona, muskularna szyja, któr¹widzia³ ze swego miejsca Agat, by³a zupe³nie bia³a.To dziwne, jak ma³o mia³w³aœciwie okazji, ¿eby przyjrzeæ siê swoim wrogom.Strzela³o siê z daleka albozadawa³o cios i ucieka³o, albo tak jak przy Morskiej Bramie walczy³o w zbytdu¿ym œcisku i poœpiechu, ¿eby przygl¹daæ siê przeciwnikom.Zastanawia³ siê,czy oczy maj¹ ¿Ã³³tawe lub bursztynowe jak tewarczycy; wydawa³o mu siê jednak,¿e chyba raczej szare.Nie by³a to najlepsza okazja, ¿eby to sprawdziæ.Wyszed³na parapet za oknem, podci¹gn¹³ siê na rêkach i opuœci³ swój dom via dach.Drogê, któr¹ zazwyczaj wraca³ na Rynek, mia³ odciêt¹ - ghalowie tak¿e zaczêlisiê bawiæ we wspinaczkê po dachach.Doœæ szybko zgubi³ wszystkich œcigaj¹cychpoza jednym, który uzbrojony w dmuchawê i strza³ki depta³ mu niemal po piêtachi jednym potê¿nym susem przesadzi³ oœmiostopow¹ szczelinê miêdzy dwoma domami,która powstrzyma³a wszystkich pozosta³ych.Nie pozosta³o mu nic innego, jakzeskoczyæ z dachu na jak¹œ uliczkê, pozbieraæ siê natychmiast po upadku i gnaæna z³amanie karku do najbli¿szej barykady.Wartownik przy barykadzie na ulicy Esmita wypatruj¹cy takich w³aœnieuciekinierów rzuci³ mu sznurow¹ drabinkê.Agat b³yskawicznie zacz¹³ siê po niej wspinaæ.By³ ju¿ prawie na samej górze,gdy w prawej rêce utkwi³a mu strza³ka.Zjecha³ na piêtach po wewnêtrznejœcianie barykady, wyrwa³ strza³kê z d³oni, wyssa³ ranê i wyplu³ krew.Ghalowienie zatruwali swoich strza³ek ani strza³, ale zbierali strza³ki u¿ywane przezmieszkañców Landinu, a wœród tych zdarza³y siê oczywiœcie zatrute.By³a to doœædobitna demonstracja jednej z przyczyn wprowadzenia kanonicznego Prawa Embarga.Agat prze¿y³ kilka fatalnych minut w oczekiwaniu na pierwsze objawychwytaj¹cych go konwulsji; po up³ywie odpowiedniego czasu uzna³, ¿e jednak mia³szczêœcie, i dopiero wtedy zacz¹³ odczuwaæ sam¹ doœæ paskudn¹ ranê na rêce.Ito na tej, któr¹ strzela³.Pod z³otymi zegarami w Sali Zgromadzenia wydawano obiad.Od œwitu nie mia³ nicw ustach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]