[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazuje siê, ¿e tak znakomiciedzia³aj¹ „straszaki”elektroniczne, które stosuje siê tu zreszt¹ nie tylko do walki z komarami.– Jesteœmy zdecydowanymi przeciwnikami wojny chemicznej nawet z owadami –oœwiadczasenator.– Biologia uczy wielkiej sztuki kierowania pragnieniami.I na tympolega prawdziwyhumanitaryzm.Nieprawda¿?– Nie bardzo rozumiem.– mówiê, zastanawiaj¹c siê do czego zmierza.– Owady,pragnienia,humanitaryzm?– Tak, ma pani racjê.To, co powiedzia³em, z pozoru brzmi trochê dziwnie.Wstosunku doowadów nale¿y mówiæ o instynktach i popêdach.Chocia¿.pod wp³ywem pewnychbodŸcówludzie i owady mog¹ zachowywaæ siê podobnie.Oczywiœcie, bodŸców specyficznych,ró¿nychdla ludzi i owadów.Na przyk³ad potrafimy ju¿ w³adaæ motylami, dzia³aj¹c nasferê ichodczuæ mi³osnych sygna³ami o okreœlonej czêstotliwoœci i modulacji, lecz na takpiêknegomotyla jak pani te sygna³y nie dzia³aj¹.Chocia¿ nie w¹tpiê, ¿e znajdêsposób.– Jest pan niebezpieczny – mówiê ze œmiechem.– To raczej pani.Nie wiem nawet do jakiego rodzaju mo¿na pani¹ zaliczyæ.– Mo¿e do os? Niech pan bêdzie ostro¿ny!– Nie wygl¹da pani na osê.– Pozory myl¹.A mo¿e jestem modliszk¹.– Pani mnie przera¿a.Na szczêœcie nie ma ani os ani modliszek przypominaj¹cychmotyle.– A mnie siê zdawa³o, ¿e pan lubi wszystkie owady.– Wcale tego nie powiedzia³em.Odwrotnie.Wszystkie owady, tak jak wszystkiestawonogibudz¹ we mnie niepokój, a wiêkszoœæ tak¿e odrazê.Nawet motyli trochê siê bojê,choæpodziwiam ich piêkno.Byæ mo¿e jest to uraz siêgaj¹cy dzieciñstwa.110– Mia³ pan jakieœ przykre doœwiadczenie.– W³aœnie.Gdy mia³em piêæ lat uk¹si³ mnie jadowity wij parecznik.Ukrywa³siê pod dywanemw pokoju.Mia³ chyba kilkanaœcie centymetrów d³ugoœci.Czujê jak przechodzi mnie dreszcz.– Pan jest okrutny, opowiadaj¹c mi takie historie.– Bardzo przepraszam – wydaje siê szczerze zmartwiony.– Na szczêœcie teraz toju¿ tylkogra wyobraŸni.Nic tu nam nie grozi.Znamy i stosujemy u nas powszechnieurz¹dzenia odstraszaj¹cewije, skorpiony, osy i innych niebezpiecznych goœci – mówi z nieukrywan¹ dum¹.– Widzê, ¿e w³adza nad tego rodzaju przeciwnikami bardzo pana pasjonuje.Czynad kobietamirównie¿?– Równie¿.Zw³aszcza gdy s¹ m³ode i piêkne.– znów próbuje „czarowaæ”, bior¹cmniepod ramiê.– Traktuje pan to jako pewn¹ odmianê polowania.– Nie nazwa³bym tego polowaniem.Nie œciga siê tu zwierzyny, ani nie czatuje nani¹, tylkoprzyci¹ga, budz¹c po¿¹danie, lub odstrasza iluzj¹ zagro¿enia.Po prostu,oddzia³ywanieodpowiednimi bodŸcami.– A wiêc znów biologia.– Oczywiœcie.Biologia pozwala zrozumieæ mechanizm w³adzy.– Czyta³ pan doktora Quintê.– Oczywiœcie.To znakomity uczony.Jestem jego zagorza³ym wielbicielem.– S³owem: walka z owadami i ludŸmi metodami doktora Quinty.– Jeœli chodzi o stawonogi, interesowa³em siê tym problemem od dawna.Doktorotworzy³mi oczy na inne sprawy.Oczywiœcie, wszystko to nie jest takie proste, wymagabadañ, studiów,eksperymentów.Ale klucz to biologia.Nie tylko do poznania, ale i w³adaniaprzyrod¹.Po co zabijaæ wrogów, gdy mo¿na wyzwalaæ w nich lêk i instynkt ucieczki lubwabiæ w okreœlonemiejsca sygna³em godowym czy ³atwej zdobyczy.To humanitarniejsze, godniejszecz³owieka.– Jest pan biologiem?– Niezupe³nie.Raczej socjologiem.Jest jednak wiele analogii.Prawda?– Miêdzy biologi¹ i socjologi¹? – pytam, jakby nie wyczuwaj¹c aluzji.– Cz³owiek jest czêœci¹ przyrody.Najwy¿szym szczeblem jej ewolucji.Inteligencja, wiedza,rozum.Tylko to odró¿nia cz³owieka od zwierzêcia.– Czy wszyscy u was tak s¹dz¹?Przechodzimy obok ³awki.Senator zatrzymuje siê, jakby sobie coœ przypomnia³.– Usi¹dŸmy – proponuje.Siadam i czekam co powie.D³u¿sz¹ chwilê siedzi w milczeniu, patrz¹c w ziemiê,widaæzastanawia siê co odpowiedzieæ.– Pyta³a pani czy wszyscy u nas myœl¹ to samo co ja? Raczej nie.Niejedenuzna³by tonawet za herezjê.Tradycja, wiara, biblia, a mo¿e i polityka ka¿e nam widzieæmiejsce i rolêcz³owieka, i to przede wszystkim cz³owieka pochodzenia europejskiego, europidapod wzglêdemrasowym, w wymiarach nadnaturalnych, niemal charyzmatycznych.Ka¿e widzieænadrzêdnoœæjego pozycji ponad wszelkim stworzeniem, wyp³ywaj¹c¹ z boskich przeznaczeñ, zmisji jak¹ ma do spe³nienia.Ale nie ka¿demu wystarczy taka œwiadomoœæ.Elitaintelektualnazawsze potrzebuje rozumowego, racjonalnego fundamentu swych przekonañ.To copowiedzia³emo podstawowym i jedynym wyró¿niku cz³owieczeñstwa nie pozostaje jednak wsprzecznoœci z tez¹ o wy¿szoœci i pos³annictwie cz³owieka pochodzeniaeuropejskiego.Nale¿yj¹ tylko rozumieæ w sposób nowoczesny – statystycznie i relatywnie.Ludziepochodzeniaeuropejskiego w decyduj¹cym stopniu nadali kszta³t cywilizacji i kulturze.Gdybyœmy zsumowaliwszystkie odkrycia, wynalazki, nowe kierunki w literaturze, muzyce, sztukachplastycznych,bêd¹ce dzie³em Europejczyków i Amerykanów bia³ej rasy i porównali z osi¹gniê-111ciami innych ludów, ju¿ to by wystarczy³o za dowód jaka odmiana cz³owiekaznajduje siê naszczycie drabiny ewolucji.I wcale to nie znaczy, ¿e nie doceniam znaczeniaprochu wynalezionegoprzez Chiñczyków, piêkna architektury indyjskiej czy talentu organizacyjnegoInków.Niech pani nie myœli, ¿e jestem zaœlepionym, krótkowzrocznym rasist¹.Alepotrafiêwyci¹gaæ wnioski z faktów.A one potwierdzaj¹ star¹ prawdê, ¿e ludzie nie s¹ inie mog¹ byærówni, a w³aœciwoœci fizyczne i umys³owe s¹ dziedziczne i podlegaj¹ prawomdoboru naturalnegolub eugeniki.A jeœli ktoœ mówi, ¿e jest inaczej to albo jest durniem inieukiem, albok³amie, aby siê przypodobaæ czarnej, ¿Ã³³tej i kolorowej wiêkszoœci.Widaæ nieœwiadomie dotknê³am dra¿liwej w Dusklandzie kwestii bêd¹cejprzedmiotemsporów miêdzy „tradycjonalistami” i „postêpowcami”, do których zalicza siebiesenator, bowiemwyraŸnie daje siê ponieœæ potrzebie obrony swych pogl¹dów.To mo¿e dostarczyæcennychdla mnie i Quinty wskazówek, próbujê wiêc ci¹gn¹æ go za jêzyk.– Czy pu³kownik Pratt podziela pana pogl¹dy? Jego stosunek do Numy jest chybamniejkrytyczny od pañskiego?Senator wydaje siê trochê zaskoczony.– S¹dzê, ¿e pu³kownik Pratt myœli to samo co ja.Numa ma pewne zalety, którychi ja niekwestionujê, ale ma równie¿ sporo wad, typowych dla Afrykañczyków, które widzite¿ pu³kownik.Jeœli broni³ Numy to przede wszystkim dlatego, ¿e uk³ad si³ politycznych wPatope wokresie jego rz¹dów nie by³ niekorzystny dla Dusklandu, a jego odejœcie stwarzasytuacjêpe³n¹ niewiadomych.Ja podzielam jego obawy.Jeœli istnieje miêdzy nami ró¿nicazdañ todotyczy ona tylko metody sprawowania w³adzy w takich krajach jak Patope.Pu³kownik s¹dzi,¿e jedynie twarde rz¹dy mog¹ tam zapewniæ stabilnoœæ i wzglêdnie rozs¹dnepostêpowanie wpolityce.Ja, jak to mog³a pani zauwa¿yæ, czujê wstrêt do wszelkiej przemocy.Nawet stosowanejwobec stawonogów.Jestem g³êboko przekonany, ¿e przysz³oœæ nale¿y do takichmetodsterowania ludŸmi, które zapewniaj¹ osi¹ganie celu nie tylko bez u¿ycia si³yczy choæbygroŸby jej u¿ycia, ale nawet bez jakichkolwiek dostrzegalnych dla sterowanegoform naciskui przymusu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]