[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Dlaczego one tak mówi³y, Elisabet? Dlaczego by³y dla mnietakie okrutne? Nie zrobi³am im przecie¿ nic z³ego!"Potern jednak gotowa by³a zapomnieæ, ¿e w ogóleistnia³y jakieœ kobiety.Znowu z egzaltacj¹ mówi³a, ¿eBubi przyjdzie i zapuka do drzwi i ¿e ostatnio by³ tu niedalej ni¿ wczoraj.Po¿egna³ j¹ poca³unkiem w policzek,a poszed³ tylko dlatego, ¿e musia³ znaleŸæ konwalie do jejœlubnej wi¹zanki.Czyli to straszne, co pozbawi³o Karin zdrowychzmys³Ã³w, a przynajmniej przes³oni³o rzeczywistoœæ gêst¹zas³on¹, musia³o siê staæ po ich ostatnim spotkaniu.Bubiznikn¹³, zosta³ zamordowany, prawdopodobnie w bar-barzyñski sposób, zgadywa³a Elisabet.A Karin nie by³aw stanie przyj¹æ tego do wiadomoœci.Rozpaczliwieuczepi³a siê marzenia.- Tak, on zawsze zajmowa³ siê interesami, nic wiêcdziwnego, ¿e Niemcy tak¿e chc¹ z nim handlowaæ- mówi³a Karin zadowolona.Czu³a siê spokojniejsza teraz, kiedy wiedzia³a, ¿edzisiejszego wieczora nie powinna na niego czekaæ.Zewzroku znikn¹³ wyraz nieustannego napiêcia.Bubi mia³powa¿ne powody, musia³ wyjechaæ.Elisabet zastanawia³a siê niekiedy, ile Karin naprawdêpojmuje, oddzielona od œwiata zas³on¹ marzeñ.Nastêpnego dnia po tym mi³ym wieczorze, któryspêdzili we troje, rozpêta³o siê piek³o.Elisabet szczotkowa³a w³aœnie rzadziutkie w³osy Karinw jej sypialni na piêtrze, gdy na odleg³ych od ich domuulicach rozleg³y siê rozpaczliwe krzyki wzywaj¹ce pomo-cy.Obie podesz³y do okien i zobaczy³y policjanta, którybieg³ i d¹³ w tr¹bkê oa trwogê.Elisabet otworzy³a okno.- Co siê sta³o? - zawo³a³a.Policjant, który wiedzia³, ¿e w tym domu mieszkaj¹ludzie z wy¿szej sfery, uczyni³ jej honor i w biegukrzykn¹³:- Rzeka podmy³a brzeg i znios³a te nêdzne cha³upyrazem z ludŸmi, którzy w nich mieszkali, panienko.Jestwielu rannych, muszê pêdziæ co si³ w nogach po doktorai po inn¹ pomoc.- Ja siê znam na leczeniu - powiedzia³a Elisabet.- Natychmiast tam idê.Policjant zatrzyma³ siê stropiony.- Panienka nie mo¿e iœæ, to wszystko wygl¹da okro-pnie.- Gadanie! Idê.Dopiero gdy zamyka³a okno, pomyœla³a o Karin.Przecie¿ nie mo¿e jej zostawiæ, nawet mowy nie ma!Karin patrzy³a na ni¹ dygocz¹c.- Chcesz iœæ, Elisabet? Ale co ja zrobiê, kto siê mn¹zaopiekuje? Zabraniam ci.- Ludzie potrzebuj¹ pomocy, panno Karin.Oni mog¹umrzeæ.Ale nie chcê pani zostawiaæ samej.Proszê, niechpani wk³ada pelerynê i kapelusz i idzie ze mn¹! W ka¿dejchwili bêdê siê mog³a pani¹ zaj¹æ.- Mam tam iœæ? - zawo³a³a Karin i cofnê³a siê podœcianê z grymasem niechêci.- Ale tam mieszkaj¹ tylkoplebejusze i w ogóle ho³ota!- To tak¿e s¹ ludzie! - uciê³a Elisabet.- I cierpi¹dok³adnie tak samo jak pani, panno Karin.- Ja przecie¿ nie czujê ich bólu - powiedzia³a Karinz niesmakiem.- Ja te¿ nie, ale mogê go sobie wyobraziæ.Podczas gdy Elisabet zbiera³a potrzebne rzeczy w swo-im pokoju, Karin sta³a na schodach i nie przestawa³aprotestowaæ.Elisabet, gotowa do wyjœcia, zesz³a do hallu.- No, i jak bêdzie?- Jesteœ bardzo uparta, Elisabet.Ja nie lubiê, ¿eby mn¹ktoœ komenderowa³!- Ja nie komenderujê.Pytam po prostu, czy chce panipomóc, wype³niæ swój obywatelski obowi¹zek.Tampotrzebny jest ka¿dy, kto móg³by pomóc.- Czy zrobi³abym dobry uczynek?- Bardzo dobry.Pan Bubi by³by bardzo dumny, gdybyo tym wiedzia³.- Musisz mu opowiedzieæ o mojej odwadze.Ale cobêdzie, je¿eli on uzna, ¿e zesz³am zbyt nisko?- Pan Bubi sam by bieg³ pomagaæ, nie s¹dzi pani?Pan Bubi! Rany boskie, co za cudaczne po³¹czenie!- Na pewno! - oœwiadczy³a Karin po chwili namys³u.- W³o¿ê tê czarn¹ jedwabn¹ pelerynê z kapturem, ¿ebymnie nikt nie móg³ poznaæ.Mia³am j¹ na sobie tylko raz,na balu w Bode.I oczywiœcie rêkawiczki.Czy uwa¿asz, ¿epowinnam po³o¿yæ trochê ró¿u na wargi?Elisabet przestêpowa³a niecierpliwie z nogi na nogê,ale panowa³a nad sob¹.- Nie, panno Karin.Nie nale¿y chyba za bardzoodró¿niaæ siê od t³umu.To by mog³o prowokowaæ.- Ale ja tam, rzecz jasna, nic nie bêdê robiæ.Bêdê tylkow pobli¿u, ¿ebyœ mog³a siê mn¹ zaj¹æ, gdybym po-trzebowa³a pomocy.Och, idŸ do diab³a, pomyœla³a Elisabet bez krztyszacunku, ale w koñcu obie by³y gotowe do wyjœcia.Mê¿czyŸni, których skrzykn¹³ policjant, biegli ju¿ulic¹.Jêki znad rzeki rani³y uszy."Pomocy! Moje dzieciton¹!" - wo³a³a jakaœ kobieta.Elisabet chwyci³a pannêKarin za koœcist¹ rêkê i poci¹gnê³a za sob¹.Nad rzek¹ panowa³o zamieszanie nie do opisania.Nieby³o ju¿ ulic, przejœæ ani baraków, wszystko zdawa³o siêjednym b³otnistym k³êbowiskiem.Elisabet s³ysza³a ¿a³os-ne piski spod zwalonej œciany i podnios³a j¹ z pomoc¹jakiegoœ mê¿czyzny.Wyci¹gnêli stamt¹d niedu¿ego szcze-niaka, którego natychmiast chwyci³o stoj¹ce obok dziec-ko i ponios³o w stronê miasta.Mê¿czyŸni wskakiwali dowody, by ratowaæ tych, którzy walczyli o ¿ycie wœródresztek baraków, do niedawna s³u¿¹cych im za miesz-kania.Inni próbowali opanowaæ chaos panuj¹cy na l¹dzie.- Och, nie! - zawodzi³a Karin.- Ja nie mogê tam iœæ!Cierpliwoœæ Elisabet siê wyczerpa³a.- To wraeaj do domu, ty wstrêtna wystrojona lalko!- syknê³a przez zêby.- Czy ty nic nie widzisz tymi swoimicielêcymi oczyma? Czy nie mo¿esz na chwilê przestaæ siêzajmowaæ sob¹ i swaim ¿a³osnym wygl¹dem? Spróbuj, naBoga, zastanowiæ siê przez moment, co odczuwaj¹ ciludzie tutaj, bez domów, w deszczu, w zimnie, którzy niemaj¹ siê gdzie podziaæ! Popatrz na te dzieci! Le¿¹ tamzakrwawione i wzyway¹ rodziców i rodzeñstwo, którezginê³o.Serce siê kraje, kiedy cz³owiek na to patrzy, a tystoisz tu i p³aczesz, bo ci siê buty ub³oci³y!Panna Karin sta³a jak pora¿ona, nie wiedz¹c co pocz¹æ.Wargi jej dr¿a³y, ale wyprostowa³a siê dumnie.- Nigdy tak do mnie nie mówi³aœ, Elisabet - powie-dzia³a oskar¿ycielsko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl