[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest bezpoœrednim potomkiem naszegoTan-ghila.- Chyba wszyscy s¹ jego potomkami?- Mniej lub wiêcej.Ale przekleñstwo trzyma siêbezpoœredniej linii po ojcu.- Rozumiem.Czy czêsto widujesz swoich krewnych?- Nie.Bardzo rzadko.Za rzadko.Nikt st¹d nie maodwagi mi towarzyszyæ, nawet Irovar.Vendel o¿ywi³ siê.- Tun-sij, zabierz mnie tam kiedyœ! Chcia³bym spotkaæmoich krewnych.Pochyli³ siê ku niej, ona popatrzy³a na niego z gorzkimuœmiechem.- A czy nie mia³eœ zamiaru uciec od nas dzisiejszej nocy?Rzadko czu³ siê do tego stopnia zaskoczony.- Sk¹d wiesz?Nie odpowiedzia³a wprost.- A wiêc zmieni³eœ zdanie?Vendel znów u³o¿y³ siê na pos³aniu.Zamyœli³ siê.- Nie wiem, Tun-sij.Naprawdê nic ju¿ nie wiem.Coraz bli¿ej s³ychaæ by³o g³osy, zas³ona w otworzewejœciowym odchyli³a siê.Vendel przyj¹³ to z niezadowo-leniem, tak wiele jeszcze pytañ pragn¹³ zadaæ.- O - zdziwi³ siê Irovar.- Nie œpicie? Czy wypoczê³aœ,moja droga? - zwróci³ siê do ¿ony.- Spêdzi³am mi³e chwile - odrzek³a, uœmiechaj¹c siêspokojnie.Udali siê na spoczynek, wszyscy w odœwiêtnym na-stroju.Poniewa¿ spali w ubraniach, jakie nosili na codzieñ, nikt nie musia³ siê nikim krêpowaæ.Nad obozem u wybrze¿y Morza Karskiego zapad³acisza.Tylko gdzieœ z daleka, z tundry, nios³o siê przeci¹g³ewycie wilków.Vendel nie móg³ jednak zasn¹æ.Myœli, niezwyk³e,obce, kr¹¿y³y mu po g³owie.Po paru godzinach wsta³ i pocichu wyœlizgn¹³ siê na dwór.Wêze³ek zabra³ ze sob¹.By³to najlepszy moment, by opuœciæ krainê Nieñców.Przystan¹³ przed jurt¹, pogr¹¿on¹ w œwietle nocy.Miejsce, które dopiero co wype³nione by³o ludŸmi, terazw ostrym blasku pó³nocnego s³oñca zdawa³o siê przeraŸ-liwie puste.Sta³ d³ugo, nie mog¹c zebraæ myœli.Nieobec-ny duchem podniós³ z ziemi czarny frêdzel, który podczasdzikiego tañca odczepi³ siê od stroju szamanki.Ogarnê³a go nieprzeparta chêæ, by zobaczyæ Taran-gaiz bliska, poznaæ mieszkañców tej krainy.Sam jednak niemóg³ siê tam udaæ, tyle jeszcze rozumia³.Ci, którzy tam¿yli, musieli byæ twardym ludem.Na pewno zarazprzeszy³aby go strza³a, wypuszczona z ukrycia na jednymz wierzcho³ków.Musi mu towarzyszyæ Tun-sij.Jeœli zostanie tu jeszcze kilka dni, jakie to bêdzie mia³oznaczenie? Kto powiedzia³, ¿e musi uciekaæ jeszcze tejnocy? Irovar twierdzi³, ¿e najlepiej wyruszaæ pod konieclata.Tak d³ugo nie mia³ zamiaru czekaæ, ale rada samaw sobie by³a m¹dra.Kruszenie lodów jeszcze siê nieskoñczy³o, dlaczego wiêc tak spieszyæ?Vendel odwróci³ siê i wszed³ do jurty ze swymtobo³kiem.Z rezygnacj¹ - chwilowo - podda³ siê swemulosowi i wsun¹³ pod przykrycie.Od skór bi³ ostry odórrenifera, od œcian zapach dymu, jak to zwykle bywaw takich chatach, ale Vendel ju¿ wiedzia³, ¿e z czasemmo¿na siê do wszystkiego przyzwyczaiæ.Kiedy podj¹³ decyzjê, ¿e nie ucieknie tej nocy, opuœci³go niepokój i zasn¹³ z g³ow¹ pe³n¹ rozbieganych myœlio Ludziach Lodu i Taran-gai.Tun-sij s³ysza³a, jak jego oddech z wolna siê uspokajai wyrównuje podczas snu.Odwróci³a siê na bok i uœmie-chnê³a z zadowoleniem.Wiedzia³a wiêcej ni¿ on.Nastêpnego dnia podczas dzielenia reniferów Vendeldokona³ zaskakuj¹cego odkrycia.Jego spojrzenie pad³o na Sinsiew.Bieg³a, by zagrodziædrogê kilku zwierzêtom, które wyrwa³y nie tam, gdzietrzeba.Vendel patrzy³ na smuk³e cia³o dziewczyny, naniezwykle d³ugie jak na osobê z ludu Juratów nogi, natañcz¹ce w powietrzu czarne warkocze i rozp³omienion¹twarz.Przecie¿ ta dziewczyna jest œliczna! Nie w zwyk³ymrozumieniu tego s³owa, na to jej twarz by³a zbyt wschod-nia.Ale w jej ruchach kry³o siê coœ nieodparcie zmys-³owego.I ta têsknota w spojrzeniu, na któr¹ dotychczasnie zwróci³ uwagi.W ci¹gu dnia po wielekroæ ³apa³ siê na tym, ¿e na ni¹patrzy, i za ka¿dym razem ogarnia³o go pragnienie, o jakiedotychczas nigdy siê nie podejrzewa³.Sinsiew traktowa³ago jak powietrze, demonstracyjnie okazywa³a pogardê.To tylko jeszcze bardziej go podnieca³o.W pewnymmomencie zauwa¿y³, jak Sinsiew uœmiecha siê, patrz¹c naniezgrabnie podskakuj¹ce reniferz¹tko.Stwierdzi³, ¿enigdy jeszcze nie widzia³ czegoœ tak piêknego jak ówuœmiech.Gdyby tylko zechcia³a bodaj raz tak siê uœmiech-n¹æ do niego, potem móg³by ju¿ umrzeæ.Wiele innych m³odych dziewcz¹t z wioski czyni³owobec niego gesty zachêty.Rumieni¹c siê ze wstyduuœwiadomi³ sobie, ¿e jego piêæ ma³ych przyjació³ekz pewnoœci¹ rozg³osi³o wszem i wobec o jego zaskakuj¹-cych mo¿liwoœciach jako kochanka, a zw³aszcza o fizycz-nych atrybutach, z którymi jurackie nie mog³y siê równaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]