[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od tej chwili nie wyrzek³a ju¿ ani s³owa.Kazano zaprzêgaæ powozy, zniesiono rzeczy.Ducharmoi poda³ jej rêkê; zesz³a machinalnie, pos³usznie, nie patrz¹c na nic ina nikogo, rzuci³a siê w g³¹b powozu.Ruszy³y konie, oddzia³ jazdy pruskiej towarzyszy³ z porucznikiem na czele.Przez ca³y czas podró¿y do samej granicy nie da³a znaku ¿ycia.Powóz siê wreszcie zatrzyma³.Hrabina drgnê³a: przez okna jego zobaczy³a znane sobie mundury saskie ioddzia³, któremu wydan¹ byæ mia³a.W tej chwili przywo³a³a do siebie pana Ducharmoi, który siê zbli¿y³ do karety.Gor¹czkowo zaczê³a szukaæ po kieszeniach i dobywaæ, co mia³a kosztowniejszegoprzy sobie.Znalaz³a z³ote pude³eczko i piêkny, kameryzowany (44) zegarek; oboje poda³aoficerowi.- WeŸ to pan na pami¹tkê ode mnie.Ducharmoi siê wzdraga³.- Proszê pana, b³agam, weŸ - doda³a - niech to siê nie stanie ³upem tychobrzyd³ych Sasów.- Wypró¿ni³a woreczek z pieniêdzmi, przeznaczaj¹c je dla pruskich ¿o³nierzy.Potem znowu rzuci³a siê w g³¹b powozu, zapuœci³a firanki i nie spyta³a nawet,ani dok¹d j¹ wieŸæ, ani co z ni¹ uczyniæ miano.Rozdzia³ VIII Z dawnej s³u¿by, która j¹ otacza³a, nie pozostawiono przyhrabinie nikogo; kobiety obce, twarze nieznane j¹ otacza³y.Obejœcie siê wprawdzie by³o dosyæ ³agodne i pierwsze ¿ycia potrzebyzaspokojone, lecz od chwili gdy j¹ w rêce saskich ¿o³nierzy oddano, niewolasta³a siê widoczn¹, czuæ j¹ by³o na ka¿dym kroku.Noc tylko przeby³a hrabina Cosel w Lipsku.Rano urzêdnik w peruce, przy szpadce, milcz¹cy wykonawca z wysoka p³yn¹cychrozkazów, wszed³ do pokoju, w którym noc we ³zach i miotaniu siê bezsilnymspêdzi³a.Niós³ z sob¹ rozkaz na piœmie od króla zabrania i przejrzenia wszystkiego, cohrabina mia³a z sob¹.Spojrza³a nañ okiem pogardliwym, nie chc¹c siê z nim wdawaæ w rozmowê.Zabrano i opieczêtowano szkatu³ki, papiery, kosztownoœci, przerzucono kufry,przebrano suknie, szukaj¹c tego, czego znaleŸæ nikt nie móg³.Upokarzaj¹ce to przetrz¹sanie trwa³o godzin kilka, ocala³o od niego ledwie to,co hrabina mia³a przy sobie i na sobie.Gdy urzêdnik mia³ ju¿ odchodziæ, cisnê³a mu jeszcze garœæ pieniêdzy i kilkapierœcieni w oczy Cosel i tak milcz¹ca, jak by³a w czasie ohydnego zaboru tego,co siê zwa³o jej w³asnoœci¹, odwróci³a siê wzgardliwie.Któ¿ potrafi odmalowaæ stan duszy kobiety dumnej, namiêtnej, czuj¹cej siêniewinn¹, a przeœladowanej z zimnym i obrachowanym okrucieñstwem? Na przemian³zy i gniewy, to omdlenie i do sza³u podobne ob³¹kanie i œmiech dziki obudza³ynawet w s³ugach politowanie nad nieszczêœliw¹.Zaledwie dawszy jej spocz¹æ chwilê, kazano znów siadaæ do powozu.Dok¹d? Nie mówi³ nikt.Oddzia³ ¿o³nierzy na koniach otacza³ karetê; jechali do wieczora, pêdz¹cszybko.Na niebie rozognionym po s³oñca zachodzie pokaza³y siê mury zamku, wie¿e, ipowóz przez ciemn¹ bramê wjecha³ w podwórze.Cosel podnios³a oczy.Miejsce jej zupe³nie by³o nieznane.Zamek zdawa³ siê pusty i dawno nie zamieszkany.Kilku ludzi oczekiwa³o u drzwi do niego wiod¹cych.S³ugi musia³y prowadziæ os³ab³¹ po wschodach w¹skich, które wiod³y na pierwszepiêtro.W kilku sklepionych izbach znaæ by³o pewne przygotowanie dla jej przyjêcia.By³y to stare mieszkania z oknami w¹skimi, z ogromnymi kominy, z grubymi mury,odarte, bez ozdób ¿adnych, ledwie w sprzêt opatrzone a wiêzienny maj¹ce pozór.Cosel rzuci³a siê na ³Ã³¿ko znêkana.Noc przesz³a bez snu, w strasznych marzeniach, które rodzi niewola.Mia³o siê na brzask i niebo pochmurne rumieni³o siê na wschodzie, s³ugi spa³yjeszcze, w korytarzu s³ychaæ by³o chodz¹c¹ stra¿ tylko, gdy Cosel wsta³a ipobieg³a do okna, które g³êboko w framudze osadzone, dzienny blask przez szybyw o³Ã³w oprawne przepuszcza³o.Widok z tego okna nie móg³ jej nic w ¿yciu widzianego przypomnieæ.Przed jej oczyma rozci¹ga³a siê równina, daleko lec¹ca ku sinym lasom nawidnokrêgu.Wœród niej gdzieniegdzie stercza³a kupka drzew, widaæ by³o dachy i zza zielenis³upem wspina³ siê dym ludzkich ognisk ku niebu.Pusto i cicho by³o doko³a.Zamek sta³ na górze, która urwisto spuszcza³a siê ku ma³ej osadzie.Do³em szed³ goœciniec, sadzony kar³owatymi wierzbami.Na goœciñcu nikogo, tylko z g³owy spuszczonymi, porykuj¹c sz³o stado krów kupastwiskom i pastuszek odarty je pogania³.Okolica by³a nieznana.Z sypialni, w której noc spêdzi³a, cichymi kroki wesz³a Cosel do drugiej,obszernej komnaty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]