[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocieszycielskim gestem siêgnê³a w stronêrêki Killashandry, zaraz jednak cofnê³a d³oñ jak oparzona.Smutek przelecia³ potwarzy.Potem wzrok przeniós³ siê na postaæ stoj¹c¹ za plecami œpiewaczki.Killashandra odwróci³a nieznacznie g³owê.Sta³ za ni¹ Cechmistrz.Wróci³aspojrzeniem do Clodine, ignoruj¹c go jak zawsze ostatnimi czasy.- Killa - odezwa³ siê, a jego tenor przepe³niony by³ trosk¹ -tym razemzdecydowanie przedobrzy³aœ.Nie powinnaœ jeszcze pracowaæ solo.Ka¿dy œpiewakw tym Cechu zgodzi³by siê towarzyszyæ ci podczas paru najbli¿szych lotów.- Pracujê tak, jak mi siê podoba - odpar³a, pr꿹c dumnie skonane cia³o.- Mo¿ejestem ju¿ stara, ale jeszcze siê jakoœ trzymam na nogach.Cechmistrz wskaza³ monitor meteorologiczny w g³êbi sortowni; bezwiedniepod¹¿y³a wzrokiem za jego palcem.Uda³o jej siê zachowaæ kamienny wyraz twarzy,choæ oblecia³ j¹ zimny strach.Nie zauwa¿y³a, ¿e wiatr by³ tak potê¿ny -dwanaœcie w gigaskali.Czy¿by zmys³ meteorologiczny j¹ zawiód³? Albo stêpia³a¿ tak bardzo? Nie, po prostu by³a o wiele g³êbiej w Paœmie, ni¿ jej siêwydawa³o.Burza z ³atwoœci¹ mog³a j¹ przy³apaæ jeszcze przy pracy.Ale nieprzy³apa³a.Bezpiecznie dowioz³a do bazy dosyæ kryszta³u, ¿eby znów udaæ siêgdzieœ poza planetê.- NieŸle wieje - przyzna³a, krzywi¹c siê i wzruszaj¹c ramionami.- Bojê siê, ¿ez mojej dzia³ki nie zostanie kryszta³ na krysztale.Cechmistrz leciutko dotkn¹³ jej ramienia; nie cofn¹³ rêki jak przedtem Clodine.- Nie leæ nastêpnym razem solo, Killa.- Zrobi³a unik, ale ci¹gn¹³ dalej: -Œpiewasz kryszta³ ju¿ od wielu, wielu lat.Wpad³aœ tu tu¿ przed nawa³nic¹ omocy dwunastu stopni.Nastêpnym razem zostaniesz o parê minut za d³ugo i.puff - Rêce z szeroko rozcapierzonymi palcami wyrzuci³ do góry.- Tyle w³aœniezostanie z twojego mózgu.- Teraz sama decydujê o sobie, Cechmistrzu - odpar³a, w dalszym ci¹gu zwróconado niego plecami.W oczach Clodine dostrzeg³a wspó³czucie i niepokój.- Z zerwanymi bêbenkami i umys³em jak pêkniêty balon? Jasne.Jasne.Spójrztylko, pó³ tuzina œpiewaków gotowych jest lecieæ z tob¹ na ka¿de skinienie.Amo¿e ju¿ nie pamiêtasz - dorzuci³ s³odkim g³osem - ile zarabia³aœ, œpiewaj¹c wduecie.- Z Larsem Dahlem - dokoñczy³a obojêtnie, nadal nie odwracaj¹c siê do niego.- Dobrze siê nam pracowa³o razem, Killa -mówi³ nadal serdecznie.- Bardzo uprzejmie z pañskiej strony, ¿e raczy pan wci¹¿ o tym pamiêtaæ,Cechmistrzu.Zawróci³a od lady, ale zast¹pi³ jej drogê.- Myli³em siê, Killashandro.Za póŸno ju¿, ¿ebyœ ciê³a w duecie.Masz serce zkryszta³u.Wyszed³ z sortowni, zostawiaj¹c j¹ tam, gdzie sta³a.Daremnie stara³a siê przekonaæ sam¹ siebie, ¿e bawi¹ j¹ jego oskar¿enia - wustach Larsa te s³owa ciê³y boleœnie jak kryszta³owe od³amki.A przecie¿ niemia³a najmniejszego zamiaru œpiewaæ w duecie.W ka¿dym razie nie z LarsemDahlem.Siêgnê³a pamiêci¹ wstecz, usi³uj¹c przypomnieæ sobie cokolwiek ztamtych sielskich dni.Bezskutecznie.Musia³o to byæ bardzo dawno temu: wieleburz, wiele Przejœæ, wiele wypraw po kryszta³ minê³o od tego czasu.- Killa?G³os Clodine sprowadzi³ j¹ na ziemiê: na ekranie widnia³a suma jej zarobków.Ca³kiem niez³a.Nawet po odjêciu haraczu dla Cechu wystarcza³a, ¿ebyKillashandra przez prawie rok nie musia³a lataæ w Pasmo.Mo¿e przez ten czasuda jej siê wyp³ukaæ kryszta³ z serca.Cechmistrz pomyli³ siê co do niej.Tak, z pewnoœci¹ siê myli³.Podziêkowa³aClodine, która z ulg¹ przyjê³a poprawê nastroju przyjació³ki.Przystanê³a w hallu po to tylko, ¿eby wystukaæ swoje imiê i zamówiæ autopilota,który doprowadzi j¹ do jej mieszkania.Dawno ju¿ przesta³ j¹ denerwowaæ fakt,¿e w kompleksie Cechu nie potrafi bez pomocy znaleŸæ drzwi do w³asnegoapartamentu.Teraz po prostu pozwala³a siê prowadziæ pilotowi.Gigawichryzdawa³y siê deptaæ jej po piêtach, dudni¹c echem w windzie i w korytarzach.Klucz nagl¹co zadŸwiêcza³ w jej rêce.Przyœpieszy³a kroku.Im prêdzej zanurzysiê w k¹pieli opalizuj¹cej, tym prêdzej pozbêdzie siê gniewnego pulsowaniakryszta³u we krwi.Nie, nie we krwi.Jeszcze nie we krwi.A wiêc byli wci¹¿mê¿czyŸni gotowi ci¹æ z ni¹ w duecie? Kto powiedzia³ jednak, drogi Cechmistrzu,¿e ona by³a sk³onna œpiewaæ z którymkolwiek z nich? Kiedy dochodzi³a namiejsce, drzwi mieszkania otworzy³y siê same.Przyspieszy³a kroku.Nape³nianiewanny p³ynem zawsze wlok³o siê w nieskoñczonoœæ.Powinno byæ jakieœ urz¹dzeniedo zdalnego sterowania kranem, zw³aszcza dla œpiewaków tak nas¹czonychkryszta³em jak ona.Kiedyœ ktoœ - jak¿e¿ mu by³o? - wyœwiadcza³ jej ma³¹uprzejmoœæ i po powrocie zastawa³a wannê pe³n¹.Skrêci³a do ³azienki i ze zdumieniem zauwa¿y³a, ¿e mazista ciecz s¹czy siê zkranu do prawie pe³nej wanny.Ale przecie¿ ten ktoœ - daremnie wytê¿a³a pamiêæ,œci¹gaj¹c brudny kombinezon - od dawna nie ¿y³.Bêdzie dozgonnie wdziêcznatemu, kto odkrêci³ kran w jej ³azience.Cechmistrz? Ma³o prawdopodobne.Jak¿e¿siê ten drugi mê¿czyzna nazywa³?Nie by³a d³u¿ej w stanie ³amaæ bezskutecznie g³owy.Z g³êbokim westchnieniemulgi zanurzy³a siê w gêstej cieczy, która oblepi³a ja, wnikaj¹c w pory skóry.Cia³o skwapliwie wch³ania³o anodynê.Opar³a g³owê we wklêœniêciu, zapiê³auchwyty na rêkach i nogach.Miêsieñ po miêœniu rozluŸnia³a ca³e cia³o,czekaj¹c, a¿ w koœciach ucichnie rezonans.Musia³a zasn¹æ; nic dziwnego w takim stanie.Po przebudzeniu poczu³a siêtroszkê lepiej.Nie obejdzie siê bez poczwórnej k¹pieli - stwierdzi³a,wypuszczaj¹c zu¿yty p³yn.- Podajnik! - krzyknê³a g³oœno, uruchamiaj¹c automat w s¹siednim pokoju.Automat zabrzêcza³ w odpowiedzi.Zamówi³a jedzenie.Czeka³a, a¿ kolejnebrzêczenie da znaæ, ¿e posi³ek jest gotowy.- Kiedy wreszcie wynajd¹ tegorobota, który przyjdzie do mnie z tac¹.Kiedyœ nie musia³a troszczyæ siê o taki szczegó³, to fakt.Tyle jeszcze by³a wstanie zapamiêtaæ.Wype³z³a z wanny, ponownie odkrêci³a kran i, owijaj¹c siê wobszerny rêcznik, ruszy³a w stronê podajnika, nic sobie nie robi¹c z tego, ¿eza ka¿dym krokiem na pod³odze tworzy siê ka³u¿a p³ynu.Nêc¹cy zapach jedzeniasprawi³, ¿e po raz pierwszy od wielu dni œlina nap³ynê³a jej do ust.- Nie jedz za du¿o, Killashandro - upomnia³a siê, z góry przeczuwaj¹c, jakzareaguje jej wyposzczony ¿o³¹dek, je¿eli pozwoli sobie na ob¿arstwo.Tylejeszcze by³a w stanie zapamiêtaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]