[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Salon był ten sam co dawniej: na ścianach wisiało osiem obrazów starych mistrzów, kryte chińskim jedwabiem fotele połyskiwały złotym haftem kwiatów w półmroku, jaki dawały przysłonięte ciężkimi kotarami okna, wielki stół.Boule’a tkwił na swoim miejscu, a między oknami stały stoliczki zastawione porcelaną z Sevres.Gilbert westchnął i podparł głowę rękami.Na krótką chwilę wspomnienia przeszłości wyparły teraźniejszość.Cagliostro spoglądał na Gilberta niczym Mefistofeles na Fausta, kiedy niemiecki filozof nieopatrznie pozwalał sobie na chwilę marzeń w jego obecności.Nagle doszedł go ostry głos Cagliostra:— Wydaje się, doktorze, że poznaje pan ten salon…— Tak — odparł Gilbert — przypomina mi, co jestem panu winien.— Och, chimery przeszłości!— Doprawdy — mówił dalej tyleż do Cagliostra, co do siebie samego — dziwny z pana człowiek i gdyby rozum pozwalał mi wierzyć w owe cuda, jakie przekazali nam poeci i kronikarze średniowiecza, skłonny byłbym sądzić, że jest pan czarodziejem jak Merlin albo wytwórca złota jak ów alchemik Mikołaj Flamel.— Tak, jestem tym wszystkim, dla innych, Gilbercie, ale nie dla pana.Nigdy nie starałem się olśnić pana swoimi czarami.Zawsze pragnąłem ukazać panu istotę rzeczy, i jeżeli za moją przyczyną widział pan niekiedy, że wynurzająca się Prawda jest nieco lepiej ubrana i przystrojona, to dlatego, że jako Sycylijczyk lubię blichtr i świecidełka.— Hrabio, przypomina pan sobie, że właśnie tu dał pan biednemu dziecku w łachmanach sto tysięcy talarów z łatwością, z jaką ja dałbym pięć centymów żebrakowi.— Gilbercie, zapomina pan o czymś bardziej niezwykłym — powiedział z powagą w głosie Cagliostro — o tym mianowicie, że dziecko w łachmanach odniosło mi owe sto tysięcy talarów, zatrzymawszy tylko dwa ludwiki na ubranie.— Dziecko było tylko uczciwe, podczas gdy pan był wspaniałomyślny!— A skąd pan wie, Gilbercie, czy nie łatwiej być wspaniałomyślnym niż uczciwym, czy nie łatwiej, gdy się ma miliony, dać sto tysięcy talarów, niż zwrócić sto tysięcy, nie mając grosza?— Może to i prawda.— Zresztą wszystko zależy od nastroju ducha.Spadło wówczas na mnie największe nieszczęście mego życia.Wszystko było mi obojętne i gdyby zażądał pan życia, pewnie byłbym je oddał, jak dałem sto tysięcy talarów.— A więc i pan podlega nieszczęściom, jak wszyscy? — zapytał Gilbert, spoglądając na Cagliostra nie bez zdziwienia.Ten westchnął.— Mówi pan o tym, co przypomina panu ten salon.Gdybym ja chciał opowiedzieć, co mnie on przypomina… Ale nie! Przed końcem opowieści osiwiałbym do reszty! Mówmy o czym innym, pozwólmy minionym wypadkom spać w całunie zapomnienia, w ich grobie — w przeszłości.Mówmy o teraźniejszości, mówmy nawet o przyszłości, jeśli pan woli.— Hrabio, przed chwilą pan sam przywrócił mnie rzeczywistości — jak sam twierdził — dla mnie zerwał z szarlatanerią i oto znowu wymawia pan dźwięczne słowo: przyszłość, jakby ta przyszłość była w pańskich rękach i jakby pańskie oczy umiały odczytywać jej nieodgadnione hieroglify!— A pan znowu zapomina, że mając do dyspozycji więcej środków niż inni, widzę dalej i wyraźniej niż oni.— Wciąż tylko słowa, hrabio!— Zapomina pan o faktach, doktorze.— No cóż, skoro mój rozum nie chce uwierzyć!— Przypomina pan sobie owego filozofa, który negował ruch?— Tak.— Co uczynił jego przeciwnik?— Zaczął przed nim chodzić… A więc, niech się pan przejdzie, albo raczej mówi.Słucham.— W istocie, po to tu przyszliśmy, a na razie tracimy czas na co innego.Zatem, doktorze, w jakim punkcie jesteśmy z tą naszą fuzją ministerstw.— Jak to: z naszą fuzją ministerstw?— Tak, z naszym ministerium Mirabeau — La Fayette.— Jesteśmy w fazie mętnych pogłosek, o których słyszał pan jak i inni, a teraz wypytując mnie chce się pan dowiedzieć, ile w tym prawdy.— Doktorze, jest pan wcieleniem wątpliwości, a najgorsze, że nie dlatego pan wątpi, że nie wierzy, ale dlatego, że nie chce wierzyć.Więc najpierw mam powiedzieć to, o czym pan wie równie dobrze jak ja? Zgoda… Potem zaś powiem, o czym wiem lepiej od pana.— Słucham, hrabio.— Przed dwoma tygodniami rozmawiał pan z królem o Mirabeau jako o jedynym człowieku, który mógłby ocalić monarchię.Wtedy to — pamięta pan — wychodząc od króla minął się pan z wchodzącym tam panem de Favras.— Co dowodzi, że wówczas nie był jeszcze powieszony — rzekł ze śmiechem Gilbert.— Och, bardzo panu spieszno, doktorze! Nie wiedziałem, że jest pan taki okrutny! Niech pan da temu biedakowi jeszcze kilka dni życia; słyszał pan moją przepowiednię 6 października, dziś mamy 6 listopada — upłynął zaledwie miesiąc.Przyzna pan chyba jego duszy tyle czasu na opuszczenie ciała, ile.otrzymuje lokator na opuszczenie mieszkania — a więc trzy miesiące.Zwracam panu jednak uwagę, doktorze, że zbaczamy z drogi.— Wróćmy więc na nią, hrabio, chętnie za panem podążę.— A zatem rozmawiał pan z królem o panu Mirabeau jako o jedynym człowieku, który mógłby ocalić monarchię.— To moja opinia, hrabio, dlatego też przedstawiłem ten projekt królowi.— Doktorze, jest to również moja opinia, dlatego też projekt, jaki przedstawił pan królowi, upadnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl