[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pracujê nad tym - rzek³ szybko Harry.- Profesor Lupin powiedzia³, ¿e nauczymnie, jak obroniæ siê przed dementorami.Powinniœmy zacz¹æ w tym tygodniu,mówi³, ¿e po Bo¿ym Narodzeniu znajdzie na to czas.- Ach.- Nastrój Wooda wyraŸnie siê poprawi³.- No, jeœli tak.wiesz,Harry, ¿e naprawdê nie chcia³bym zmieniaæ szukaj¹cego.A zamówi³eœ ju¿ sobienow¹ miot³ê?- Nie - odrzek³ Harry.- Co?! No to lepiej siê pospiesz.przecie¿ nie mo¿esz lataæ na tym Meteorze wmeczu przeciw Krukonom!- On dosta³ na Gwiazdkê B³yskawicê - powiedzia³ Ron.- B³yskawicê? Nie! Naprawdê? Prawdziw¹ B³yskawicê?- Nie podniecaj siê - mrukn¹³ ponuro Harry.- Ju¿ jej nie mam.Zosta³askonfiskowana.I opowiedzia³ mu wszystko.- Ktoœ mia³by j¹ zaczarowaæ? W jaki sposób?- Syriusz Black - odpowiedzia³ krótko Harry.- Uwa¿aj¹, ¿e chce mnie dopaœæ.McGonagall podejrzewa, ¿e to on przys³a³ mi B³yskawicê.Wood jakoœ nie przej¹³ siê wiadomoœci¹, ¿e s³ynny morderca pragnie dopaœæ jegoszukaj¹cego.- Ale przecie¿ Black nie móg³ kupiæ B³yskawicy! Jest zbiegiem! Wszyscy goszukaj¹! I co, wszed³ sobie do sklepu z markowym sprzêtem do quidditcha ipoprosi³ o miot³ê?- Wiem - powiedzia³ Harry - ale profesor McGonagall chce j¹ rozebraæ naczêœci.Wood poblad³.- Pójdê z ni¹ porozmawiaæ, Harry - obieca³.- Przekonam j¹.B³yskawica.prawdziwa B³yskawica w naszej dru¿ynie.Przecie¿ jej tak samo zale¿y nanaszym zwyciêstwie jak nam.Przekonam j¹.¿eby pomyœla³a rozs¹dnie.B³yskawica.Nastêpnego dnia rozpoczê³y siê lekcje.Na sam¹ myœl o spêdzeniu na b³oniachdwóch godzin w mroŸny styczniowy poranek wszyscy dostawali dreszczy, ale Hagridrozpali³ im ognisko pe³ne salamander i urz¹dzi³ wspania³¹ lekcjê, polegaj¹c¹g³Ã³wnie na zbieraniu suchych ga³êzi i liœci, podczas gdy ¿arolubne jaszczurkipe³za³y zwinnie po trzaskaj¹cych, bia³ych od ¿aru bierwionach.Pierwsza wsemestrze lekcja wró¿biarstwa by³a o wiele mniej zabawna: profesor Trelawneyzaczê³a ich nauczaæ wró¿enia z r¹k i na samym wstêpie nie omieszka³apoinformowaæ Harry’ego, ¿e ma najkrótsz¹ liniê ¿ycia, jak¹ kiedykolwiekwidzia³a.Harry z utêsknieniem wyczekiwa³ obrony przed czarn¹ magi¹, bo po rozmowie zWoodem chcia³ jak najszybciej poznaæ sztukê uodporniania siê na zgubnedzia³anie dementorów.- Ach, tak - powiedzia³ Lupin, kiedy po lekcji Harry przypomnia³ mu o tejobietnicy.- Zaraz, niech pomyœlê.Mo¿e w czwartek, o ósmej wieczorem? Myœlê,¿e klasa historii magii jest dostatecznie du¿a.Bêdê siê musia³ dobrzezastanowiæ, jak to zrobimy.przecie¿ nie mo¿emy sprowadziæ do zamkuprawdziwego dementora, ¿eby na nim æwiczyæ.- Nadal marnie wygl¹da, co? - zagadn¹³ Harry’ego Ron, kiedy szli na obiad.-Jak myœlisz, co mu jest?Za ich plecami rozleg³o siê pogardliwe prychniêcie.Okaza³o siê, ¿e toHermiona, która siedzia³a u stóp jakiejœ zbroi i przepakowywa³a swoj¹ torbê,tak pe³n¹ ksi¹¿ek, ¿e nie mog³a jej zapi¹æ.- No i co tak na nas prychasz? - zapyta³ ze z³oœci¹ Ron.- Chyba ci siê przyœni³o - odpowiedzia³a wynioœle Hermiona, zarzucaj¹c ciê¿k¹torbê na ramiê.- Tak, prychnê³aœ.Powiedzia³em, ¿e zastanawiam siê, co jest Lupinowi, a ty.- No boczy tonie jest oczywiste? - powiedzia³a Hermiona z tak¹ min¹, jakbymia³a przed sob¹ wyj¹tkowych têpaków.- Jak nie chcesz nam powiedzieæ, to nie mów - warkn¹³ Ron.- Œwietnie - prychnê³a Hermiona i odesz³a.- Nic nie wie - burkn¹³ Ron, patrz¹c z ¿alem na jej plecy.- Po prostu próbujenas nak³oniæ do tego, ¿ebyœmy znowu zaczêli z ni¹ rozmawiaæ.O ósmej wieczorem w czwartek Harry opuœci³ wie¿ê Gryffindoru i powêdrowa³ doklasy historii magii.W klasie by³o ciemno, ale pozapala³ ró¿d¿k¹ lampy iczeka³ zaledwie piêæ minut, po czym pojawi³ siê profesor Lupin z wielk¹skrzynk¹, któr¹ postawi³ na biurku profesora Binna.- Co to jest? - zapyta³ Harry.- Bogiñ - odpowiedzia³ Lupin, zdejmuj¹c pelerynê.- Przeczesywa³em zamek odwtorku i uda³o mi siê znaleŸæ go w kartotece pana Filcha.Zupe³nie nieŸlezast¹pi nam prawdziwego dementora.Zamieni siê w niego, kiedy ciebie zobaczy,wiêc bêdziemy mogli na nim æwiczyæ.W przerwach miêdzy æwiczeniami mogê goprzechowywaæ w swoim gabinecie; pod biurkiem mam du¿¹ szafkê, która na pewnobêdzie mu odpowiadaæ.- Okej - powiedzia³ Harry, staraj¹c siê, by jego g³os zabrzmia³ tak, jakby nietylko siê nie ba³, ale wrêcz cieszy³ z tego, ¿e Lupin znalaz³ tak dobryodpowiednik prawdziwego dementora.- No wiêc.- Profesor Lupin wyj¹³ ró¿d¿kê i zachêci³ Harry’ego gestem, byzrobi³ to samo.- Zaklêcie, którego zamierzam ciê nauczyæ, Harry, nale¿y dobardzo zaawansowanych czarów.znacznie wykracza poza przeciêtny zakreswiedzy czarodziejskiej.Nazywa siê Zaklêciem Patronusa.- Jak ono dzia³a? - zapyta³ niespokojnie Harry.- Kiedy dzia³a poprawnie, wyczarowuje patronusa, czyli coœ w rodzajuantydementora, stra¿nika, który bêdzie tarcz¹ miêdzy tob¹ a dementorem.Harry’ego nawiedzi³a nagle wizja samego siebie kul¹cego siê za postaci¹wielkoœci Hagrida, trzymaj¹c¹ olbrzymi¹ maczugê.- Patronus to rodzaj pozytywnej si³y - ci¹gn¹³ profesor Lupin.- Jestprojekcj¹ tego, czym dementor siê ¿ywi.nadziei, szczêœcia, woli prze¿ycia.ale nie mo¿e odczuwaæ rozpaczy jak prawdziwy cz³owiek, wiêc dementor nic mu niemo¿e zrobiæ.Muszê ciê jednak ostrzec, Harry, ¿e to zaklêcie mo¿e siê okazaædla ciebie zbyt skomplikowane.Wielu wykwalifikowanych czarodziejów ma z nimtrudnoœci.- A jak taki patronus wygl¹da?- Ka¿dy jest inny, to zale¿y od czarodzieja, który go wyczarowuje.- A jak siê go wyczarowuje?- Specjalnym zaklêciem, które dzia³a tylko wtedy, jeœli czarodziej skupi siêca³¹ si³¹ woli na jednym, bardzo szczêœliwym wspomnieniu.Harry zacz¹³ szukaæ w pamiêci jakiegoœ szczêœliwego wspomnienia.Wiedzia³jedno: pobyt w domu Dursleyów trzeba odrzuciæ.W koñcu skupi³ siê na chwili, wktórej po raz pierwszy dosiad³ miot³y.- Gotów - powiedzia³, staraj¹c siê przywo³aæ to cudowne uczucie w ¿o³¹dku,towarzysz¹ce wzbijaniu siê w powietrze.- A oto zaklêcie.- Lupin odchrz¹kn¹³.– Expecto patronum.- Expecto patronum - powtórzy³ szeptem Harry.- Expecto patronum.- Koncentrujesz siê na swoim szczêœliwym wspomnieniu?- Och.tak.- odpowiedzia³ Harry, szybko powracaj¹c myœlami do pierwszegolotu na miotle.- Expecto patrona.nie, patronum.przepraszam.expectopatronum, expecto patronum.Coœ wystrzeli³o z koñca jego ró¿d¿ki; wygl¹da³o jak strzêp srebrzystego gazu.- Widzia³ pan? - zapyta³ podniecony Harry.- Coœ siê dzieje!- Bardzo dobrze - rzek³ Lupin z uœmiechem.- No to co.jesteœ gotówwypróbowaæ to na dementorze?- Tak - powiedzia³ Harry, œciskaj¹c mocno ró¿d¿kê i wychodz¹c na œrodek klasy.Stara³ siê skupiæ na lataniu, ale coœ mu w tym przeszkadza³o.Za sekundê mo¿eznowu us³yszeæ glos swojej matki.ale nie powinien o tym myœleæ, bo naprawdêj¹ us³yszy, a przecie¿ nie chce.a mo¿e chce?Lupin uniós³ wieko skrzyni.Ze skrzyni wy³oni³ siê powoli dementor.Zakapturzona twarz zwrócona by³a kuHarry’emu, b³yszcz¹ca, okryta liszajami rêka przytrzymywa³a pelerynê.Lampy wklasie zamruga³y i pogas³y.Dementor wyszed³ ze skrzyni, wzi¹³ ze œwistemg³êboki oddech i ruszy³ ku Harry’emu, który poczu³ falê przenikliwego zimna.- Expecto patronum! - rykn¹³ Harry.- Expecto patronum! Expecto.Lecz klasa i dementor rozp³ywa³y siê ju¿ w gêstej bia³ej mgle.Harry us³ysza³g³os swojej matki, jeszcze wyraŸniejszy ni¿ zwykle, t³uk¹cy siê echem po jegoczaszce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]