[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostałam sama w zamku z Malajczykiem.To szczególne towarzystwo byłoby przestraszało każdą inną kobietę; ja jednak wiedziałam o jego przywiązaniu do Horacego.Od dnia, w którym go widział ze sztyletem w ręku, idącego na tygrysicę, został podbity tą cudowną siłą; i żywił dla niego ten rodzaj szacunku, jaki pierwotne natury mają dla odwagi.Towarzyszył mu z Bombaju do Francji i nie opuścił dotąd ani na chwilę.Byłabym więc zupełnie spokojna, gdybym za jedyną obawę miała jego dziką minę i ubiór szczególny; lecz znajdowałam się w kraju, który od pewnego czasu stał się teatrem wydarzeń groźnych a niezwykłych i, chociaż nie słyszałam ani od Horacego, ani od Henryka potwierdzenia owych wydarzeń, którymi, jako mężczyźni, pogardzali, lub dla których pogardę udawali — to jednakże okropne i krwawe historie przyszły mi dopiero na myśl, skoro pozostałam sama; że jednak nie miałam się czego lękać wśród dnia, zeszłam do parku i postanowiłam zwiedzić okolice zamku, który miałam przez dwa miesiące zamieszkiwać.Zwróciłam swe kroki naprzód ku tej części parku, przez którą poprzedniego dnia przechodziłam.Zwiedziłam na nowo ruiny opactwa, które znasz i których nie potrzebuję ci opisywać.Wyszłam przez powalony portyk i weszłam na pagórek, dominujący ponad morzem.Po raz drugi wpatrzyłam się w tę przestrzeń niezmierzoną.Nic nie utraciła ze swej siły.Pozostałam tak nieruchoma przez dwie długie godziny, z oczami wlepionymi w morskie bałwany.Odchodziłam z żalem; ale chciałam poznać inne części parku.Zeszłam ku rzece; potem, idąc czas jakiś jej brzegiem, znalazłam przywiązaną do brzegu łódkę, na której wczoraj pływaliśmy, a która przygotowana była w ten sposób, iż w każdej chwili można ją było użyć.Przypomniało mi to, nie wiem sama dlaczego, owego konia zawsze osiodłanego, w stajni.Ta myśl przypomniała mi fakt inny: tę nieufność i niepokój wieczny, które opanowały Horacego, a które podzielali jego przyjaciele — tę wreszcie broń nabitą i leżącą zawsze przy ich łóżkach, a którą zastałam na stole w chwili mego przyjazdu.Pogardzając niby niebezpieczeństwem, czemuż uzbrajali się przeciw niemu? Jeżeli — podług nich samych — we dwóch nie mogli zjeść śniadania bez nabitej broni, to dlaczegóż pozostawiali w zamku mnie samą, mnie, nie mającą żadnej obrony?.Wszystko to zdawało mi się być niezrozumiałe; chociaż jednak starałam się usunąć z mej pamięci te ciągłe nieszczęsne myśli — wracały mi przecież do mózgu bezustannie!Tak myśląc i postępując dalej — wkrótce znalazłam się w leśnej gęstwinie.Tam, wśród prawdziwego lasu dębów, ujrzałam ukryty i szczelnie zamknięty pawilon.Obeszłam go wokoło, ale drzwi i okiennice były tak zręcznie pozamykane, że pomimo ciekawości nie mogłam nic zgoła dojrzeć.Obiecałam sobie, że za powrotem Horacego zwiedzimy to miejsce i, że jeżeli na to zezwoli, z tego pawilonu urządzę sobie gabinet do pracy; położenie jego bowiem zdawało mi się być doskonale zastosowane do tego przeznaczenia.Powróciłam do zamku.Po zwiedzeniu parku chciałam poznać zamek; pokój, który zajmowałam, łączył się z jednej strony z salonem, z drugiej z biblioteką; korytarz dzielił pokoje na dwie części.Moje pomieszczenie było jednym z dwunastu małych, nie połączonych ze sobą mieszkań, składających się z przedpokoju i gabinetu; wszystko w bardzo dobrym stanie, pomimo tego, co mi mówił i pisał Horacy.Ponieważ uważałam bibliotekę za antidotum przeciw nudom i samotności, w jakiej pozostawałam, myślałam przejrzeć znajdujące się w niej dzieła.Były to po większej części romanse z XVIII wieku, które okazywały, że przodkowie hrabiego kochali się w dziełach Woltera, Crebillona syna i Marivaux.Kilka dzieł nowych, kupionych zapewne przez teraźniejszego właściciela, wmieszało się wprawdzie do tego zbioru, lecz były to traktaty o chemii lub też dzieła historyczne i podróżnicze; pomiędzy ostatnimi było piękne wydanie angielskie Daniela o Indiach.Umyśliłam przeczytać je w nocy, będąc pewna, iż spać nie będę mogła.Wyjęłam więc jeden tom i zaniosłam do swego pokoju.W pięć minut potem Malajczyk dał mi znać na migi, że obiad już przygotowany.Udałam się do sali jadalnej.Nie mogę ci opowiedzieć, jakiego wrażenia smutku i obawy doznałam na widok tej olbrzymiej sali, w której miałam zasiąść sama.Na stole stały dwie świece zapalone, z których światło do głębi pokoju nie dochodziło; natomiast cień z nich padający nadawał dziwaczne kształty przedmiotom, znajdującym się w owej głębi.Przykre to uczucie powiększyło się jeszcze z powodu obecności Malajczyka o śniadej cerze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl