[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie powinniœmy poruszaæ siê po otwartej przestrzeni.- szepn¹³ - W œrodkulasu drzewa nie pozwol¹ im na u¿ycie tych sznurów, ale na tej ³¹ce.- A zatem wiesz ju¿ o lassach?- Oczywiœcie.- Sam.- szepnê³a Ellie -.mr.Andersen - poprawi³a siê po chwili.- Pst! - napomnia³ ciekawsk¹ dziewczyn - Wszelkie wyjaœnienia musimy od³o¿yæ napóŸniej.Teraz tylko biec.Miss Eldrath, pani bêdzie naszym liderem.Japobiegnê razem z Maxem.Jones.orientuj siê i chodu! Gotowy?- Jeszcze minutkê.Max odebra³ Eldreth Chipsie i wsadzi³ j¹ za po³ê bluzy.Najpierw biegli,póŸniej szli, nastêpnie znowu biegli.gor¹czkowo chwytaj¹c oddech, niemarnotrawi¹c si³ na zadawanie zbêdnych pytañ i odpowiedzi, pêdzili przedsiebie, jeden tylko cel maj¹c przed oczyma - aby jak najszybciej zwiêkszyæodleg³oœæ w stosunku do osiedla centaurów.Wysoka trawa oraz kompletne ciemnoœci znacznie utrudnia³y ich wysi³ki.Byli ju¿prawie na dnie niecki, a Max zamierza³ w³aœnie rozejrzeæ siê za strumieniem,gdy Sam wyszepta³ rozkazuj¹cym tonem- Na ziemiê! Padnij!.Natychmiast po³o¿y³ siê w trawê, dbaj¹c, aby nie zdusiæ Chipsie.Ellie bezzastanowienia rzuci³a siê obok.- Centaury? - spyta³ Max, ostro¿nie obracaj¹c g³owê.- Nie.Cicho!Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu dostrzeg³ Jones balonowatego stwora, sun¹cegooko³o trzydzieœci metrów nad dolin¹.Lecia³ w odleg³oœci niespe³na stu metrówod nich, lecz zaraz zmieni³ kierunek i zacz¹³ frun¹æ wprost w stronê zbiegów.Powoli zni¿y³ pu³ap.W tej chwili by³ ju¿ tu¿ nad ich g³owami.Sam ponowniewyci¹gn¹³ pistolet i ostro¿nie wycelowa³.Z lufy wydoby³a siê cienka, fioletowasmuga.suchy trzask, a za moment stworzenie spad³o na ziemiê tak blisko, ¿eMax czu³ sw¹d spalonego cia³a.- Jeden szpieg mniej.- szepn¹³ Sam, chowaj¹c broñ.- A teraz, droga dziatwo, znowu przed siebie.Ellie spostrzeg³a potok w chwili, gdy wpad³a w zimn¹ wodê.Wydobyli j¹ zestrumienia, po czym razem zaczêli brn¹æ przez nurt, przystan¹wszy na krótko,aby ugasiæ pragnienie.- Co siê sta³o_ z pani lewym butem? - zapyta³ Sam, gdy ju¿ dotarli do brzegu.- Pr¹d zerwa³ mi go z nogi.Sam zacz¹³ szukaæ, lecz bez efektu: rozœwietlana jedynie s³abym œwiat³emksiê¿yca woda wygl¹da³a, jak atrament.- Trudno - stwierdzi³ po bezowocnym grzebaniu siê w strumieniu - Bez sensud³u¿ej tu tkwiæ.Musi siê pani pogodziæ z ranami na stopach.Aha, radzi³bymzdj¹æ i drugi but.Bez wiêkszych niespodzianek wkrótce dotarli do zbocza pagórka, za którym by³oju¿ osiedle kolonistów i statek.Lecz tutaj Ellie rozciê³a piêtê_o wystaj¹cykamieñ.Z ca³ej si³y powstrzymywa³a siê od p³aczu i z zaciœniêtymi zêbamiusi³owa³a wspinaæ siê dalej, a¿ doszli na sam szczyt wzgórza.Max chcia³ wejœæ w w¹wóz.czasu by³o niewiele, gdy¿ wschodnia liniahoryzontu poró¿owia³a - wkrótce mia³o wzejœæ s³oñce, a wtedy ich przeœladowcyodkryj¹ ucieczkê i wyrusz¹ w pogoñ.Ju¿ mia³ zamiar schodziæ, gdy Sam gopowstrzyma³.- Najpierw musimy siê rozejrzeæ.to nie jest miejsce, sk¹d wyruszyliœcie.- Oczywiœcie.Powinniœmy pójœæ nieco na pó³noc - przywo³a³ z pamiêci obraztego feralnego dnia, kiedy to postanowili wybraæ siê na tê pechow¹ majówkê.Zrekonstruowa³ topografiê terenu i porówna³ model ze zdjêciem lotniczym, którepamiêta³ jeszcze ze sterowni "Asgarda".- Statek le¿y za nastêpnym wzgórzem.- Tak te¿ i myœla³em.Le¿eliœmy tam wraz z Chipsie miêdzy drzewami niemalca³¹ wiecznoœæ.Zanim tu doszliœmy, pojaœnia³o i musieliœmy czekaæ ca³ydzieñ.- Czy to ma jakieœ znaczenie? W dolinie, gdzie wyl¹dowa³ statek, nigdy nie by³ocentaurów.- Chcesz powiedzieæ, ¿e ty nie widzia³eœ centaurów.W miêdzyczasie wiele siêzmieni³o.nie zapominaj, ¿e nie by³o ciê tu ju¿ od kilkunastu dni.Obecnieprze¿ywamy coœ w rodzaju inwazji.Niebezpieczeñstwo jest tym wiêksze, im bli¿ejstatku siê znajdujemy, dlatego radzi³bym mówiæ nieco ciszej.A teraz, jeœlipotrafisz, prowadŸ nas na wzniesienie tu¿ naprzeciwko statku.Max czu³ siê na si³ach, nawet jeœli mia³o to oznaczaæ, ¿e musi znaleŸæ w³aœciw¹drogê w prawie nieznanym terenie, pos³uguj¹c siê jedynie sw¹ fotograficzn¹pamiêci¹, która zanotowa³a jak¹œ bardzo niedoskona³¹ mapê o zbyt du¿ej skali.Im bli¿ej by³o œwitu tym wiêkszy poœpiech doradza³ Sam.Obecnie szli nieomalbezg³oœnie, choæ Ellie utyka³a coraz bardziej i coraz trudniej by³o jejpowstrzymaæ jêki bólu.- Naprawdê wspó³czujê pani.- wyszepta³ Sam w chwili, gdy ranna dziewczynamusia³a zeskoczyæ z du¿ego skalnego bloku.Noga krwawi³a coraz bardziej, a nabia³ych ska³ach widnia³y czerwonobrunatne œlady - Wspó³czujê i przykro mi zpowodu pani cierpieñ, ale chyba lepiej, jeœli dojdzie pani do domu ranna, ni¿zostanie pojmana przez tych zwyrodnialców.- Wiem - jej twarz wykrzywi³ grymas bólu, lecz nie wyda³a najmniejszego jêku.Dotychczas nie s³yszeli ani s³owa skargi z jej strony.Kiedy wreszcie dotarli do niewielkiego pagórka na wprost statku, by³o ju¿zupe³nie widno.Max wskaza³ rêk¹ pojazd, le¿¹cy w odleg³oœci niespe³na pó³mili.- Chyba musimy teraz zejœæ na dó³.- wyszepta³ z ulg¹.- Nie.- sprzeciwi³ siê przyjaciel.- Dlaczego nie?- Poniewa¿ wujaszek Sam jest zdania, ¿e lepiej bêdzie skryæ siê w tychkrzakach, wystawiæ plecy na ¿er komarom i czekaæ, a¿ zajdzie s³oñce.Maxspojrza³ na zbocze - zaledwie tysi¹c metrów.- Przecie¿ moglibyœmy pokonaæ tê drogê jednym skokiem.- Chyba zapomnia³eœ, mój drogi, ¿e co cztery nogi, to nie dwie.A ja myœla³em,¿e masz tak¹ wspania³¹ pamiêæ.Szczyt poroœniêty by³ gêstymi krzakami, ci¹gn¹cymi siê wokó³ p³askiejplatformy.Sam tak d³ugo szuka³, a¿ znalaz³ miejsce, sk¹d mogli obserwowaædolinê.Ellie wraz z Maxem podczo³gali siê za nim.Rzeczywiœcie, wszystkowidzieli jak na d³oni.Nieomal na wyci¹gniêcie rêki mieli przed sob¹ osiedlekolonistów.Statek le¿a³ nieco dalej na lewo.- Zechciejcie siê rozgoœciæ.- zachêca³ Sam - Bêdziemy musieli ustaliæporz¹dek dy¿urów, gdy¿ jedno z nas powinno czuwaæ, podczas gdy dwoje bêdziespa³o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]