[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po co ktoœ bliski ma mieæ nieprzyjemne k³opoty.Z wysi³kiem powstrzymywa³am straszne jêki, rw¹ce mi siê na usta z g³êbi duszy.Siostra Alicji by³a zawsze pe³na przeraŸliwego zaufania do ludzi, w stosunkudo najgorszego bandziora mia³aby w¹tpliwoœci, czy on rzeczywiœcie jestbandziorem.Co ja mam teraz zrobiæ z t¹ kobiet¹? Powiedzieæ jej prawdê? Niepowiedzieæ nic i napuœciæ na ni¹ od razu majora? Przecie¿ ona mnie te¿ okazujezaufanie! Jezus Maria, co za kretyñska sytuacja!- Nie jestem pewna, czy to dobrze - powiedzia³am ³agodnie i ostro¿nie, chocia¿znacznie chêtniej zerwa³abym siê z krzes³a z krzykiem, rw¹c w³osy z g³owy.- Co czy dobrze? - spyta³a siostra Alicji nieco nieufnie.- ¯e pañstwo o nim nie wspominali.Mo¿e by i mia³ jakieœ k³opoty, chocia¿pewnie niedu¿e (rzeczywiœcie - pomyœla³am - zgo³a bez znaczenia), ale zdrugiej strony kto wie? Mo¿e udzieli³by jakichœ wa¿nych wskazówek? Widywa³ siêprzecie¿ z Alicj¹ w Kopenhadze i widzia³ tego Zbyszka na w³asne oczy.Móg³ coœwiedzieæ.- O Zbyszku wszystko powiedzia³ nam, a myœmy powtórzyli milicji.A wKopenhadze? A có¿ on ma wspólnego z Kopenhag¹?Uzna³am, ¿e lepiej bêdzie zakoñczyæ tê rozmowê, bo za chwilê siostra Alicjizacznie siê czegoœ nowego dowiadywaæ ode mnie.Lada moment uzna, ¿e musi w tejsprawie porozmawiaæ z mê¿em, m¹¿ zadzwoni do swojego przyjaciela.K³usem przylecia³am do domu.Po drodze rozstrzygnê³am sobie wszystkie wahaniai w¹tpliwoœci.Trudno, niech sobie siostra Alicji ma do mnie dowolnepretensje!- Wiem, gdzie by³ Karol Lintze w dniu morderstwa - powiedzia³am do Diab³ajeszcze nieco zadyszana, bo nie zwolni³am tempa nawet na schodach.- Gdzie?! I sk¹d wiesz?!- Piêtro ni¿ej.Od naocznych œwiadków.Diabe³ patrzy³ na mnie jak na osobê, która z nag³a nieszkodliwie oszala³a.- Oficjalnie pan Karol by³ w Poznaniu i nie sposób mu udowodniæ czegoœ innego.Co to znaczy piêtro ni¿ej?- Piêtro ni¿ej, mówiê.Piêtro ni¿ej ni¿ Alicja, U swojego przyjaciela, Alicjiszwagra, który na jego uprzejm¹ proœbê pomin¹³ ten drobny fakt w zeznaniach.Ta œwinia usi³owa³a specjalnie wkopaæ Zbyszka.Siostra Alicji powiedzia³a mi otym w zaufaniu, niech teraz major robi, co chce, ¿eby nie by³o na mnie.Ipoœpieszcie siê nieco, bo oni ju¿ pewnie dzwoni¹ do kochanego Karolka.Diabe³ dosta³ nag³ego przyp³ywu wigoru i za chwilê ju¿ go nie by³o.Wróci³dopiero bardzo póŸnym wieczorem, pe³en satysfakcji.- Major jest przytomny cz³owiek - oœwiadczy³.- Ju¿ dwa dni temu zacz¹³ siêstaraæ o dowód rzeczowy i w³aœnie przed chwil¹ dosta³.Siostra Alicji ma ataknerwowy, a szwagier t³ucze g³ow¹ o œcianê.Lada moment siê przebije dos¹siadów.- I to jest ten dowód rzeczowy? - spyta³am z g³êbokim niesmakiem.- Niezupe³nie.Ciekaw jestem, czy zgadniesz.Chodzi³aœ tak ko³o tego,chodzi³aœ, ciekawe, czy sobie teraz skojarzysz.- Nic sobie nie skojarzê.Jutro major zacznie prowadziæ sprawê nastêpnegomorderstwa.Chyba ¿e powiesz natychmiast!- Na eœ - powiedzia³ Diabe³ i uciek³ na drug¹ stronê sto³u.- Œwiat³oœæ niebieska go oœwieci³a! - wrzasnê³am goni¹c go nie wiadomo po co,bo przecie¿ pope³nienie zabójstwa, zanim coœ powiedzia³, by³oby nonsensem.-To jest akurat na eœ!- Rany boskie, co robicie? - powiedzia³ z dezaprobat¹ mój starszy syn,wtykaj¹c g³owê do pokoju, kiedy przewróciliœmy trzecie krzes³o.- Myœla³em, ¿ejesteœcie doroœli?Interwencja progenitury wp³ynê³a uspokajaj¹co, mo¿e te¿ i dlatego, ¿e ju¿ nieby³o co przewracaæ.Szampañski humor Diab³a wskazywa³ na to, ¿e dowód musia³byæ istotnie niezbity.Na eœ.- Jeœli powiesz, ¿e œwiece, to chyba wyskoczê oknem - zagrozi³am ponuro.- Moimostatnim celem ¿yciowym jest odczepiæ siê wreszcie od tych cholernych œwiec.- A owszem, w³aœnie œwiece - odpar³ Diabe³ radoœnie.- Majora mêczy³y tak samo,jak ciebie.W Zak³adzie Kryminalistyki stwierdzono obecnoœæ mikroskopijnychcz¹stek stearyny w kolorze czerwonym na jednym z garniturów pana Karola.Garnitury major zabra³ do obejrzenia ju¿ wczeœniej, zrobi³ rewizjê zaraz pomoim telefonie z Kopenhagi.NajwyraŸniejsze by³y na kolanach spodni, widocznieprowadzi³ u Alicji intensywne poszukiwania.¯eby by³o œmieszniej, to owecz¹stki niczym nie odbiegaj¹ od tego, co major zebra³ ze sto³u Alicji.Zgodnie z umow¹, zawart¹ z czaruj¹cymi panami z duñskiej s³u¿by œledczej,dziesi¹tego wrzeœnia dosta³am zaproszenie do Kopenhagi.Mia³am zidentyfikowaæniektóre twarze, widywane na wyœcigach i moja osoba by³a tam szaleniepotrzebna.W tej sytuacji biuro paszportowe posz³o mi na rêkê, k³opotów¿adnych nie by³o, bo mój paszport by³ ci¹gle wa¿ny, wizê dosta³am w ci¹gu kilkugodzin i piêtnastego przyby³am znów do Danii.Szesnastego wrzeœnia istotnie identyfikowa³am znane mi gêby, siedemnastego zaœ,równie¿ zgodnie z umow¹, by³am ju¿ wolna.Siedemnasty wrzeœnia to by³o to, o co mi chodzi³o.Wielki Dzieñ, Derbyk³usaków w Charlottenlund! Jasne, ¿e tylko po to za³atwi³am sobie mój cichyinteres z tymi zachwycaj¹cymi ludŸmi.W straszliwym, zbitym ³eb przy ³bie t³umie, w napiêciu, z dreszczem szczêœciaw sercu patrzy³am na wielki bieg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]